Największym przegięciem było dla mnie oczywiście finałowe spotkanie w zamku Vilgefortza.
Po pierwsze: Geralt i spółka przybywają nie dość, że w samą porę, to jeszcze całkowicie nieoczekiwanie. Wolałbym, żeby zamiast Nimue, Condwiramurs i międzywymiarowych podróży Ciri, AS dopisał kilka rozdziałów o tym, co działo się w czasie podróży na lini Toussaint-Stygga. Po drugie: Nie podobało mi się, że z całej kompanii przeżył tylko Geralt. Myślę, że AS mógł spokojnie ocalić jeszcze jedną postać (np. Regisa, albo Angouleme). Ciekawą opcją byłoby też zabicie Yennefer w zamian za życie jednego z wiedźmińskich towarzyszy. Po trzecie: no, ale ok, AS zabija całą drużynę. Tak sobie wymyślił i tak napisał. Tylko czemu robi to hurtowo? Bądź co bądź czytelnik przyzwyczaił się trochę do bohaterów przez ten czas, a tu pyk: kilka stron i wszyscy padają (na 20m2, jak to ktoś napisał). Mógł to albo rozłożyć w czasie (ktoś ginie jeszcze przed Styggą), albo rozbudować walkę w zamku, i poświęcić każdej postaci więcej miejsca. Bo dla mnie porządnie napisaną śmierć miała tylko Milva.
Wszystko to jakoś tak zrobione zostało "na odwal się" (brak pomysłu? znużenie sagą?).
Z pomniejszych rzeczy, które mnie zastanawiały:
-Odbijanie bełtów/strzał przez Geralta. Ja wiem, że wiedźmini są znacznie szybsi od zwykłych ludzi, ale hmm, tak sobie to odebrałem.
-Wydaje mi się, że w dialogach, Sapkowski, opisując ton rozmówcy, za często wstawia słowo "zimno": "Odparł zimno wiedźmin, dodała zimno Yennefer, powiedział zimno Bonhart itd.". Jak się przyjrzeć to sporo tego jest.
-Trochę dziwi, że Ciri tak dobrze (jak na swój wiek i płeć) władała mieczem, i kładła trupem tylu przeciwników. Wiadomo, że coś tam ćwiczyła w Kaer Morhen, miała Jaskółkę, ale zabicie takiego Bonharta (mimo, że walczyli na belce) to jednak nie lada wyczyn. Przydałoby mi się dodatkowe uzasadnienie takich umiejętności. To, że było to "przeznaczenie" mi nie wystarcza.
-Moc niektórych czarów jest zbyt potężna. Rozumiem błyskawice, ogniste kule, teleportacje, czytanie w myślach, robienie iluzji, ale tworzenie żywych organizmów i jedzenia to IMO przesada. Zgadzam się tu z Zew Bar.zelem (także w sprawie Yennefer i jej zaklęcia rzuconego nogą, wtf?).
-Poszukiwanie Ciri jest jakieś takie nieskładne. Większość tej wyprawy to tułaczka po lasach i bajorach ("Chrzest ognia"), z której w sumie mało co wynika. Później akcja nieco przyśpiesza (Schirru, spotkanie z druidami), by znowu zwolnić w Toussaint. Następnie mamy iście cudowne podsłuchanie rozmowy, i nagłe pojawienie się w zamku. Miało to oczywiście swój wielki urok (Regis, krasnoludy, wicehrabia Julian), ale zastanawiam się, czy Sapkowski tak to sobie wcześniej zaplanował, czy pisał ten wątek spontanicznie, bo nie miał pomysłu gdzie wysłać bohaterów.
-Zrobienie z Bohnarta gwałciciela w ostatnim tomie. Mnie też to nie pasowało.
P.S. Wiem, że będę w mniejszości, ale podobały mi się perypetie Ciri po konfrontacji na Thanedd (pustynia, Mistle, Szczury). Jedynie to, co działo się w ostatnim tomie (król Olch, podróże przez różne światy etc.) nie przypadło mi zbytnio do gustu.
|