Joanka pisze:
apollogetic pisze:
Wzupełnie bez sensu rozbijając jednolitość narracji i konwencji, chyba tylko dla zapchania czymś stron
Tu trochę przesadzasz. Bałagan w narracji mi się podoba, mieszanie konwencji również. Co ja mówię, przecież wszyscy właśnie za to tak ASa kochamy.
Taaaak? :) Royal 'we'?
Joanka pisze:
A celem tego nie jest bynajmniej zapchanie stron. Jeśli już ma to jakiś cel (bo może nie mieć żadnego, jak postmodernizm to postmodernizm), jest nim wykazanie się wiedzą i pochwalenie umiejętnością żonglowania słowami. To już raczej nie jest cecha postmodernisty, tylko Sapkowskiego osobiście.
nie, to JEST właśnie cecha postmodernisty - tyle, że Sapkowski wykazał się tu wyjątkowym brakiem umiaru. Celem książki - pochwalenie sie autora wiedzą? Ejże...bądźmy poważni. Jeśli jakiś fragment nie spełnia równocześnie wewnętrznego celu dramaturgicznego - jest zbędny, a na pewno pretensjonalny
M. Aurelius pisze:
A mięsie wydawawuje, że każdy postmodernista próbuje sie popisywać erudycją. Nie masz oszczedności w środkach, która jest wynikiem skromności twórcy bądz raczej konsekwencji w realizacji okrślonej konwencji.
I o tym właśnie mówię. Gdyby jeszcze Sapkowski robił to z taką klasą jak Eco...
Np. w rewelacyjnym 'Waterland' Grahama Swifta, w środku książki autor dał... esej o węgorzu. Opisał badania nad nim prowadzone. Drogę jego wędrówki po urodzeniu. I to, że przed śmiercią wyrusza raz jeszcze do miejsca urodzenia (morze Sargassowe), by dać życie swemu potomstwu.
Ale ten esej jest tak genialną metaforą jednego wątku tej książki (a przy tym węgorz w wspomnieniach głównego bohatera spełnia dość ważną rolę...), że dech zapiera. Są tam też inne minieseje, suche relacje historyczne (bohater jest nauczycielem historii, usprawiedliwienie formalne...i asumpt do głównego wątku tematycznego: history vs. his- story...) wiele innych chwytów powieści postmodernistycznych. Tyle, że wszystko, wszystko dosłownie jest przemyślane, uzupełniające się, nawet momenty, które nie powinny pasować żadną miarą.
powtarzam, to właśnie mam na myśli mówiąc, że Sapkowski głupio 'zapycha strony'. Aha, i nie, nie lubię go za to -- powiedziałbym raczej, że bardziej pasują mi (i chyba większości?) jego dialogi i postaci drugoplanowe
przy okazji: właśnie dlatego generalnie nie lubię postmodernistów. Bo nie znają umiaru, zachowują się jak dzieci w piaskownicy. To bardzo atrakcyjna konwencja dla pisarza ( takie możliwości, a pisanie to takie monotonne zajęcie...) i czytelnika...zabawna, różnorodna, łatwo w niej WYDAĆ SIĘ błyskotliwym. Trochę za łatwo.