Nie zgadzam się z padającymi tu opiniami, że AS „popsuł” i przestał rozwijać postać Bonharta w „Pani Jeziora”. IMHO jest wręcz przeciwnie, utrzymanie obrazu Bonharta z poprzednich tomów byłoby nierozwojowe. Bonhart, fakt faktem, był profesjonalistą i pedantem w swoim fachu, był jednak człowiekiem i to już wiekowym. Żaden człowiek, choćby nie wiem jak się starał nie wyzbędzie się do końca emocji, a jak wiadomo, emocje są wrogiem profesjonalizmu. Bonhart „wszedł na drogę upadku” już na samym początku, zdradzając nieprofesjonalne zainteresowanie Falką, gdy przyjmował zlecenie Skellena, a przypieczętował go nie wywiązując się z umowy z baronem Casadei. Tym samym, już w czwartym tomie, łowca odpuścił sobie profesjonalizm i słowność. Już przy pierwszy starciu z Falką u Bonhart ponownie „rozgorzała” ciekawość, połączona co prawda z chęcią zysku, ale daleka od zimnego profesjonalizmu. Czytając dalej możemy śmiało powiedzieć, że z czasem, ta chorobliwa ciekawość przerodziła się w obsesję.
Nie można też zapominać, że Bonhart, z racji swojej profesji, był człowiekiem dobrze poinformowanym i zapewne dotarły też do niego wieści o poszukiwanej Cirilli, o Dziecku Starszej Krwi i przepowiedni z nim związanej, o wiedźmince szkolonej w Kaer Morhen. Dzięki temu dość szybko domyśla się kim jest Falka, a jego już nieźle rozwinięta psychopatia, podsuwa mu obraz, że Ciri jest także jego przeznaczeniem. Daje temu wyraz u miecznika Esterhazego, kiedy, nie bójmy się tego powiedzieć, ze strachem odpycha Ciri od Jaskółki – gnomiego gwyhyra.
Padł też zarzut, że Bonhart nie odszczekiwał się Vilgefortzowi, ale tu też istnieje logiczne i spójne wytłumaczenie: Bonhart wiedział, że zniknięcie Falki było związane z siłami nadprzyrodzonymi i czarodziej był jego jedyną szansą na ponowne spotkanie z dziewczyną. Każdy, kto kiedykolwiek otarł się o obsesję, zdaje sobie sprawę, że w takiej sytuacji człowiek nie działa racjonalnie, łamie zasady, które sam tworzył i łowca nie był w tym względzie wyjątkiem. „Przygoda” z Yennefer także podyktowana była emocjami, chęcią skrzywdzenia osoby bliskiej Ciri, bo każdy jego czyn kręcił się już tylko wokół niej.
Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem Aureliusza, że „daje się pobić dziewczynce”. Ciri nie była już taką dziewczynką. Wiele razy zabijała, okrutnie i bezlitośnie, wykorzystując nauki zdobyte w Kaer Morhen. Nie była żółtodziobem. W pierwszym starciu, w Zazdrości, Falka starła się z Bonhartem zaślepiona gniewem i złością, wręcz nienawiścią, nie znała swojego przeciwnika, a łowca był jeszcze wtedy zimnym profesjonalistą. W zamku Stygga wiedziała z kim ma do czynienia i stanęła do walki o swoje życie pełna strachu, przerażenia, za to Bonhart z każdą chwilą popadał w coraz większą wściekłość. Gniew i strach to dwa różne uczucia, umysł i organizm nie reagują tak samo. Gniew zaślepia, strach może sparaliżować, ale może też wyzwolić nieoczekiwane pokłady energii. O wiele łatwiej opanować strach niż wściekłość. Dlatego pojedynek nie mógł być z góry przesądzony, tym bardziej że po stronie Ciri była młodość i zwinność, Bonhart był już „stary”; nie sądzę, żeby chciało mu się kicać po belkach jak zając, poza tym wierzył w swoje umiejętności i ta pewność siebie, w połączeniu z wściekłością, go zgubiła.
Podsumowując: upadek Bonharta, zimnego profesjonalisty, spowodowała kobieta i emocje, które wywołała. Czy ktoś tu widzi coś nierzeczywistego?:)
Przepraszam za tak długi post. To się już więcej nie powtórzy.
_________________ Zatańcz ze mną liściu z braćmi swymi
Niech nagośc drzewa przyoblecze
W jesieni świat konał będzie
Ja się odrodzę nowym płomieniem
"A kto umarł ten nie żyje..."
|