Tisana pisze:
Niestety coraz częściej da się zaważyć całkowity brak zainteresowania książkami wśród ludzi ( zarówno młodych jak i starszych)... przedewszystkim u tych z "marginesu społecznego".
Oj, nie tylko z marginesu. Ja mam w swojej klasie, nie chwaląc się, ale na trochę wyższym poziomie niż przeciętna III LO, takie osobistości, które żadnej lektury nie przeczytały, wiedzę opierają na opracowaniach i ekranizacjach, wypracowania jedno za drugim ściągają z netu, a sami nie potrafią kilku zdań na temat z sensem sklecić. I to są 18-letni ludzie! Mój sąsiad z ławki ma 3 z polskiego tylko dlatego, że podczas lekcji patrzy w tekst pustym wzrokiem i pyta mnie z regularnością zegarka: "Kaśka... o co w tym chodzi?" I trzeba mu wytłumaczyć jego językiem: widzisz, tutaj facetowi córka kopnęła w kalendarz i facet ma doła - to moje streszczenie "Trenów" dla kolegi ;) - przykład autentyczny.
Inny aparat z kolei pisze w III klasie LO wyłącznie drukowanymi literami, bo nie zna zasad pisowni wielkich i małych liter oraz stanowczo odmawia uczenia się ich :) Po prostu jest totalne niechciejstwo, tym bardziej, że jak taki dzieciaczek nie jest wcale matołem (takiego to by się zapędziło do roboty i tyle), a przeciwnie, Bardzo Zdolnym Matematykiem lub BZ Fizykiem, to już mu starsi odpuszczają naukę polskiego, patrzą wyrozumiale na jego jedynki, błędy, wdupietomamizm kompletny i jakoś żyją w błogiej nieświadomości, że ich dziecko na maturze nie stworzy nic konkretnego. Ewentualnie puszczają dziecko na kurs przedmaturalny, gdzie wykładowcy wkładają mu do głowy uproszczone formułki "Kordian jest sztandarowym przykładem bohatera romantycznego..." "Konrad-Gustaw jest...." itd. Skutkiem czego taki chłopak czy dzieweczka wychodzi ze szkoły z mocnym przekonaniem, że książki są dla debili, a cały świat się ich tylko głupio czepia. Poprawiałam kumplowi wypracowanie ostatnio i kiedy zobaczyłam, jakie kfiotki on sadzi, jak on nie ma zielonego pojęcia o książkach, o których pisze (przepisywał utarte formułki z opracowań), ile byków stylistycznych, ortograficznych i logicznych może nawalić człowiek nomen omen dorosły, to się złapałam za głowę. Umiejętność sensownego wypowiedzenia się i wyłuszczenia swojej opinii w sposób z grubsza cywilizowany, logiczny i uargumentowany powinno się wynieść jeszcze z podstawówki i to jest cecha, którą, głupio przyznać, kształci właśnie czytanie. Identycznie jak zakres słownictwa, poprawność ortograficzną i interpunkcyjną, ogólną wiedzę o świecie itd. Tego się nie da nadrobić na kursie do matury ani na korepetycjach. Najgorsze, że ludziom brakuje nawet nie tyle warsztatu, ile pomysłu na napisanie tekstu. Nie mają swojego zdania, problem omawiany nic ich nie obchodzi lub nie mają na jego temat żadnych poważniejszych przemyśleń, nie posługują się żadnym kontrastem, żadną kompozycją, że już o czymś takim jak pointa czy ironia nie wspomnę. A przecież wypracowania w liceum nie są na temat "Motyw drzewa w literaturze" (jak na olimpiadzie, gdzie wymyślane są już maksymalnie skomplikowane tematy), tylko takie proste rzeczy jak miłość, śmierć, wojna, honor, cierpienie, tolerancja, szczęście, podróż, los artysty, dzieciństwo, miasto itd, jednym słowem coś, na temat czegoś każdy powinien umieć się jakoś wypowiedzieć. Tymczasem, kiedy nauczyciel pyta klasę przy okazji jakiejś lektury"w jakich innych utworach pojawia się ten motyw", zapada głucha cisza...