Maiev pisze:
Havrena pisze:
Nie chodzi mi o efekty działań Pomurnika i, AFAIK, nie wspomniałam o tym w moim poście. Nie podoba mi się fakt, że nie budzi on już strachu czy niepokoju, a sceny z jego udziałem nie są już tak emocjonujące.
Hmm, w pewnym sensie fakt, że Pomurnik przestaje budzić grozę łączy się z jego niepowodzeniami. Wpływ ma też fakt, że poznajemy jego przeszłość i arkana sztuk tajemnych, któymi się posługuje, a, jak wiadomo, to co znane, przestaje być straszne. Ponadto, pojawia się często i popadamy w rutynę.
Cóż, co by nie mówić, jest to po raz kolejny kwestia gustu i subiektywnych odczuć. Ja odbieram to nieco inaczej, ale to tylko i wyłącznie moja opinia. I w tejże mojej opinii Pomurnik ma mniejszą siłę oddziaływania, a sceny z jego udziałem są ot, zwyczajne. W poprzednich tomach intrygowały mnie nawet rozmowy z biskupem, choć przecież nie kończyły się żadnymi morderczymi efektami. A teraz mnie to nie rusza. Może to ja mam problem, może autor, grunt, że mnie osobiście się to nie podoba. :)
Maiev pisze:
Havrena pisze:
A jeśli można mówić o schemacie husyckiej trylogii, to dla mnie osobiście jest to "Reynevan na ma farta i bucha optymizmem, Reynevan się w coś wpieprza, Reynevana ratują przyjaciele, Reynevan wpada w melancholię, po czym widowiskowo wpieprza się w coś nowego" i owszem, ten schemat został, IMO, zachowany w pełni. :)
Może faktycznie słowo schemat było słowem nie do końca adekwatnym. Pseudoschemat ten czy jak by go nie nazwać, w moim odczuciu jednak się zmienia. A skoro szukamy go w odniesieniu do głównego bohatera.. Hmm.. Dla I tomu dajmy na to "Nie puszczajcie go samego do lasu!", dla LP zaś "Idź, idź do tego lasu, jeno patrzaj coby nie wdepnąć w gówno" ;) Bo jak dla mnie Reinmar przestał buchać optymizmem, melancholia też nijak mi pasuje, a wpieprza się, owszem, ale mniej widowiskowo.
Owszem, zmienia się trochę Reynevan, wzrastają przy okaji jego umiejętności samodzielnego radzenia sobie w lesie, ale wpieprza się tak czy owak. ;)
Optymizmu ja bym się jednak była w stanie dopatrzeć - choćby na początku LP jest scena, w której Reynevan zalicza gwałtowne poprawienie morale i myśli o tym, jakie to wspaniałe, że wszystko zaczęło się jakoś układać, że Fortuna mu sprzyja i byle tak dalej. Jak się jego rozmyślania kończą, wiadomo. :) Melancholia - chodzi mi o cykliczne napady refleksji nad bezlitosnością świata, skuffysyństwem ludzi etc. :)
Maiev pisze:
Havrena pisze:
Fakt, AS nie dał się może zamknąć w hermetycznej szufladce, ale czy to jest tak naprawdę zaleta?
To już zależy od oczekiwań czytelnika. A, jak już było wspomniane, de gustibus non disputandum est.
Ej, ale nie cytuj tak w połowie myśli, ok? ;) Bo owszem, to generalnie jest zaleta, ale piszę o powieści autora sagi, a przede wszystkim Maladie. Wraz z możliwościami, jakie pokazuje pisarz, wzrastają oczekiwania. AS niejednokrotnie udowadniał, że potrafi wychodzić poza swoją ciasną szufladkę. I ja już tego od niego oczekuję, dlatego, jak wspominałam, dla mnie jest to tylko brak wady. Krótko mówiąc, słusznie prawisz, kwestia oczekiwań. Tylko mnie tak nie ucinaj więcej. ;)