Dzisiaj skończyłam, wiec wrażenia są bardzo świeże :) Ale po kolei.
Pomurnika pokazano z innej, trochę bardziej ludzkiej strony. Nie jest już niezwyciężonym demonicznym stworem, ale jego postać więcej na tym zyskuje, niż traci. Obserwowanie jak obsesja na punkcie Reynevana i Samsona doprowadza do jego upadku, też było ciekawe.
Bardzo dobry wątek Rixy. Zwłaszcza jej rozmowa z Reynevanem o Żydach z jednej i husytach z drugiej strony :) Szkoda, że nie wiadomo, co stało się z nią później. No i relacja Rixa-Bożyczko zupełnie od czapy :/ Wychodzi na to, że cała sprawa z Juttą to jedno wielkie nieporozumienie.
To, co stało się z Juttą, ani mnie nie zaskoczyło (bo podejrzewałam takie rozwiązanie), ani nie poruszyło ( może jakaś nieczuła jestem, a może AS zawalił sprawę ;P). W gruncie rzeczy Jutta od początku do końca była postacią raczej mało wyrazistą.
Inaczej ma się sprawa z Samsonem. Tutaj AS zrobił to samo, co z Regisem. Musiał, po prostu musiał uśmiercić najlepszą postać z całej powieści :/
Cintryjka pisze:
Słabe te rozwiązania, po części czytelnie skopiowane z Sienkiewicza (Jutta podzieliła los Danuśki, a wcześniej uciekły z Weroniką niczym Oleńka i Anusią), w ogóle zaś przewidywalne, niestety.
Miałam identyczne skojarzenia :) Sapkowski chyba zresztą kiedyś powiedział, że bardzo sobie Sienkiewicza ceni. I to widać. Choćby z tekstów o Jasnej Górze.
Zgadzam się, że w LP zbyt wiele jest niepotrzebnej bieganiny, nielogiczności i dłużyzn. Postać Reynevana chyba mi się podoba. Rozwija się chłopak, zmienia sposób patrzenia na świat i to jest ok. Jednak pod koniec to za jego sprawa czytelnik tak okrutnie się nudzi. Ja rozumiem, że strata, że ból, ale żeby tak się snuć bez sensu i celu, no, to trochę wkurzające jest ;) A zakończenie jest po prostu głupie ;P
Zastanawia mnie, jakie były losy Horna po zdobyciu Sensenbergu. Może coś przeoczyłam.
Pierwszy rozdział wzbudził mój apetyt (Sheeshka... :D), ale reszta jednak rozczarowała. Mogło, oj mogło być lepiej.