Dnia 28-05-2007 o 00:19:46 Iwona R <rosita@ibb.waw.pl> napisa?:
[ciach] > > Je?li macie dobr? pami??
[ciach]
To nie pami??, to komputer:
1. Zbli?y? si?, opar? o por?cz tu? obok niej. Czu? bij?ce od niej ciep?o, lekki zapach werbeny. Lubi? zapach werbeny, chocia? zapach werbeny nie by? zapachem bzu i agrestu. --- Z czym kojarzy ci si? morze, Geralt? --- spyta?a nagle.
MP TP 187
2. Mnie przecie? jest wszystko jedno, bo Essi pachnie werben?, nie bzem i agrestem, nie ma ch?odnej, elektryzuj?cej skóry, w?osy Essi nie s? czarnym tornadem l?ni?cych loków, oczy Essi s? pi?kne, mi?kkie, ciep?e i modre, nie p?on? zimnym, beznami?tnym, g??bokim fioletem. Essi [MP TP 215] u?nie potem, odwróci g?ow?, otworzy lekko usta, Essi nie u?miechnie si? z tryumfem. Bo Essi... Essi nie jest Yennefer.
MP TP 216
3. W okolicy byli jeszcze inni czarodzieje. Z oddali strzeli?y w niebo trzy pomara?czowe b?yskawice, a z drugiej strony, spod lasu, eksplodowa? istny gejzer t?czowych, wiruj?cych meteorów. Ludzie przy ogniskach ochn?li g?o?no z podziwu, zakrzyczeli. Geralt, spi?ty, g?adzi? loki Yennefer, wdycha? zapach bzu i agrestu, jaki wydziela?y.
MP CW 303
4. Belleteyn! Oddech, poszarpany na westchnienia. B?yski pod powiekami, zapach bzu i agrestu. Majowa Królowa i Majowy Król? Blu?niercza drwina? Niepami??? Belleteyn! Noc Majowa! J?k. Jej? Jego? Czarne loki na oczach, na ustach. Splecione palce rozedrganych d?oni. Krzyk. Jej? Czarne rz?sy. Mokre. J?k. Jego? Cisza. Ca?a wieczno?? w ciszy. Belleteyn... Ognie a? po horyzont... --- Yen?
MP CW 305
5. Niebo ja?nia?o w zastraszaj?cym tempie, czarna ?ciana lasu wyostrzy?a kontury, wy?oni?a z bezkszta?tnego mroku wyra?n?, z?bat? lini? wierzcho?ków drzew. Wype?zaj?ca zza niej b??kitna zapowied? ?witu rozla?a si? wzd?u? horyzontu, gasz?c lampki gwiazd. Zrobi?o si? ch?odniej. Przytuli? j? mocniej, okry? p?aszczem. ? Geralt? ? Mhm? ? B?dzie ?wita?. ? Wiem. ? Skrzywdzi?am ci?? ? Troch?. ? Zacznie si? na nowo? ? Nigdy si? nie sko?czy?o. ? Prosz? ci?... Sprawiasz, ?e czuj? si?... ? Nic nie mów. Wszystko jest dobrze. Zapach dymu p?o??cego si? w?ród wrzosów. Zapach bzu i agrestu.
MP CW 305
6. --- Zeugl --- czarodziejka si?gn??a po kolejny flakonik ze stoj?cej na stole imponuj?cej baterii, wyci?gn??a z niego korek. W izbie zapachnia?o bzem i agrestem. --- No, prosz?. Nawet w mie?cie nietrudno o prac? dla wied?mina, wcale nie musisz w?óczy? si? po pustkowiach. Wiesz, Istredd twierdzi, ?e to ju? staje si? regu??. Miejsce ka?dego wymieraj?cego stwora z lasów i moczarów zajmuje co? innego, jaka? nowa mutacja, przystosowana do sztucznego, stworzonego przez ludzi ?rodowiska.
MP OL 82
7. --- Istredd ma racj? --- ci?gn??a Yennefer wcieraj?c pachn?ce bzem i agrestem co? w policzki i powieki. --- Popatrz sam, pseudoszczury w kana?ach i piwnicach, zeugle na ?mietniskach, p?askwy w zanieczyszczonych fosach i ?ciekach, taj??e w stawach m?y?skich. To nieledwie symbioza, nie s?dzisz?
MP OL 82
8. --- Ej --- szepn??a. --- Bra?e? eliksiry... ? No to co? ? Nic ? zachichota?a jak podlotek, przytulaj?c si? do niego, wyginaj?c i unosz?c, by u?atwi? zsuni?cie koszuli. Zachwyt jej nago?ci? jak zwykle sp?yn?? mu dreszczem po plecach, zamrowi? w palcach stykaj?cych si? z jej skór?. Dotkn?? ustami jej piersi, kr?g?ych i delikatnych, o sutkach tak bladych, ?e uzewn?trzniaj?cych si? jedynie kszta?tem. Wplót? palce w jej w?osy pachn?ce bzem i agrestem. Poddawa?a si? jego pieszczotom, mrucz?c jak kot, tr?c zgi?tym kolanem o jego biodro.
MP OL 84
9. Musia?a si? spieszy?, bo utensylia, które zwykle porz?dnie uk?ada?a w szkatu?kach, le?a?y na stole bez?adnie rozsypane niczym kostki rzucone przez wró?bit? w rytuale przepowiedni. P?dzelki z delikatnego w?osia --- te du?e, s?u??ce do pudrowania twarzy, te mniejsze, którymi nak?ada?a pomadk? na usta, i te zupe?nie male?kie, do henny, któr? barwi?a rz?sy. Kredki i sztyfty do powiek i brwi. Szczypczyki i ?y?eczki ze srebra. S?oiczki i buteleczki z porcelany i mlecznego szk?a, zawieraj?ce, jak wiedzia?, eliksiry i ma?ci o ingrediencjach tak banalnych jak sadza, t?uszcz g?si i sok z marchwi, i tak gro?nie tajemniczych jak mandragora, antymon, belladonna, cannabis, smocza krew i skoncentrowany jad skorpionów olbrzymów. A nad tym wszystkim, dooko?a, w powietrzu --- zapach bzu i agrestu, pachnid?a, którego zawsze u?ywa?a. By?a w tych przedmiotach. By?a w tym zapachu.
MP OL 87
10. W powietrzu wisia? ci??ki zapach kwa?niej?cego wina, ?wiec i przejrza?ych owoców. I jeszcze czego?, co przypomina?o mieszank? woni bzu i agrestu. Rozejrza? si?. Stó? na ?rodku komnaty d?wiga? prawdziwe pobojowisko dzbanków, karaf, pucharów, srebrnych talerzy i pater, pó?misków i sztu?ców oprawnych w ko?? s?oniow?. Zmi?ta, zsuni?ta serweta zalana by?a winem, pe?na fioletowych plam, sztywna od wosku, który sciek? ze ?wieczników. ?upiny pomara?czy jaskrawi?y si? niby kwiaty w?ród pestek ?liwek, i brzoskwi?, ogonków gruszek i kostropatych, obranych z winogron szypu?. Jeden puchar by? przewrócony i rozbity. Drugi by? ca?y, w po?owie pe?ny, stercza?a z niego ko?? indyka. Obok pucharu sta? czarny pantofelek na wysokim obcasie. Zrobiony by? ze skóry bazyliszka. Nie istnia? dro?szy surowiec mog?cy by? wykorzystany w szewstwie. Drugi pantofelek le?a? pod krzes?em na rzuconej niedbale czarnej sukni z bia?ymi falbankami i haftem o kwiecistym motywie. Geralt sta? przez chwil? niezdecydowany, walcz?c z uczuciem za?enowania, z ch?ci?, by odwróci? si? na pi?cie i wyj??. Ale to oznacza?oby, ?e cerber w sieni oberwa? zupe?nie niepotrzebnie, Wied?min nie lubi? robi? czegokolwiek niepotrzebnie. W rogu komnaty dostrzeg? kr?cone schody. Na stopniach znalaz? cztery zwi?d?e bia?e ró?e i serwetk? poplamion? winem i karminow? pomadk?. Zapach bzu i agrestu narasta?. Schody wiod?y do sypialni, której pod?og? pokrywa?a wielka kosmata skóra. Na skórze le?a?a bia?a koszula z koronkowymi mankietami i kilkana?cie bia?ych ró?. I czarna po?czocha. Druga po?czocha zwisa?a z jednego z czterech rze?bionych s?upków podtrzymuj?cych kopulasty baldachim nad
OZ OZ 231
11. Yennefer, jak zauwa?y? wied?min, nie nosi?a ?adnych fiszbinowych fidryga?ek u?ywanych zwykle przez kobiety. Nie musia?a. ? Jakie powiedzenie? ? spyta?. --- Mniejsza z tym. Ze stoj?cej na sto?ku czworok?tnej kryszta?owej butelki wyskoczy? korek. W ?a?ni zapachnia?o bzem i agrestem. Korek opisa? kilka kr?gów i wskoczy? na miejsce. Czarodziejka zapi??a mankiety koszuli, wci?gn??a sukni? i zmaterializowa?a si?.
OZ OZ 237
12. To by? jego w?asny g?os. ? Id? zatem i wykonaj moje polecenia. ? Na rozkaz, pani. ? Mo?esz poca?owa? mnie w r?k?. ? Dzi?ki, pani. Poczu?, ?e zbli?a si? do niej na kolanach. W g?owie brz?cza?o dziesi?? tysi?cy pszczó?. Jej d?o? pachnia?a bzem i agrestem. Bzem i agrestem... Bzem i agrestem... B?ysk. Ciemno??. Balustrada, schody. Twarz Chireadana.
OZ OZ 248
13. --- Idziesz tam... bo musisz, prawda? Geralt zawaha? si?. Zdawa?o mu si?, ?e czuje zapach bzu i agrestu. --- Chyba tak --- powiedzia? z oci?ganiem, --- Musz?. Przepraszam ci?, Chireadan...
OZ OZ 262
14. Wied?min przyskoczy?, zr?cznie podstawi? jej nog?, chwyci? w pasie jedn? r?k?, drug? wpi? we w?osy na karku. Yennefer zakl??a obrzydliwie i waln??a go ?okciem w szyj?. Nie pu?ci? jej. Przenikliwy zapach ozonu, jaki wytworzy?y zakl?cia, nie zabi? zapachu bzu i agrestu. Geralt podci?? czarodziejce wierzgaj?ce nogi i skoczy?, unosz?c j? prosto w opalizuj?co migotliw? nico?? mniejszego portalu.
OZ OZ 265
15. Waln??a go nasad? pi??ci w oko i bluzn??a prosto w twarz wi?zank? obelg, których nie powstydzi?by si? krasnoludzki grabarz, a krasnoludzcy grabarze byli niezrównanymi plugawcami. Kl?twom towarzyszy?y w?ciek?e i bez?adne ciosy wyrnierzane na o?lep, gdzie popad?o. Geralt chwyci? j? za r?ce, a chc?c unikn?? uderzenia czo?em, wcisn?? twarz w dekolt czarodziejki pachn?cy bzem, agrestem i ostrygami.
OZ OZ 267
16. Sta?a nad nim w migotliwym blasku czarodziejskiej kuli, w po?wiacie magii, w?ród rozb?ysków wi???cych d?inna promieni, z rozwianymi w?osami i oczami p?on?cymi fioletem, wyprostowana, smuk?a, czarna, straszna... I pi?kna. Pochyli?a si? gwa?townie, spojrza?a mu w oczy, z bliska. Czu? zapach bzu i agrestu. ? Milczysz ? sykn??a. ? Wi?c czego ty pragniesz, wied?minie? Jakie jest twoje najskrytsze marzenie? Nie wiesz, czy nie mo?esz si? zdecydowa?? Poszukaj w sobie, poszukaj g??boko i dok?adnie, bo kln? si? na Moc, drugiej takiej szansy mie? nie b?dziesz! A on nagle zna? prawd?. Wiedzia?. Wiedzia?, kim by?a
OZ OZ 271
17. --- Zaczekaj --- szepn??a. --- To twoje ?yczenie... Us?ysza?am, czego sobie ?yczy?e?. Os?upia?am, po prostu os?upia?am. Wszystkiego mog?am si? spodziewa?, ale ?eby... Co ci? do tego sk?oni?o, Geralt? Dlaczego... Dlaczego ja? ? Nie wiesz? Pochyli?a si? nad nim, dotkn??a go, poczu? na twarzy mu?ni?cie jej w?osów pachn?cych bzem i agrestem i wiedzia? nagle, ?e nigdy nie zapomni tego zapachu, tego mi?kkiego dotyku, wiedzia?, ?e nigdy ju? nie b?dzie móg? porówna? ich z innym zapachem i innym dotykiem. Yennefer poca?owa?a go, a on zrozumia?, ?e nigdy ju? nie b?dzie pragn?? innych ust ni? te jej, mi?ciutkie i wilgotne, s?odkie od pomadki. Wiedzia? nagle, ?e od tej chwili istnie? b?dzie tylko ona, jej szyja, ramiona i piersi wyzwolone
OZ OZ 273
18. Mg?a zrzed?a nieco. Geralt wyj?? z torby drugi list, który otrzyma? niedawno od dziwnego pos?a?ca. Czyta? ten list ju? oko?o trzydziestu razy. List pachnia? bzem i agrestem.
KE 161
19. Je?li w ci?gu najbli?szych kilku lat zapragn??by? napisa? do mnie, nie wahaj si? ani chwili. Listom Twoim jestem niezmiennie rada.
Twoja przyjació?ka Yennefer
List pachnia? bzem i agrestem.
Geralt zakl??.
KE 162
20. - Tak... Nie! - Ciri cofn??a si?, ze z?o?ci? potrz?sn??a g?ow?, chc?c odp?dzi? od siebie lekki zapach bzu i agrestu bij?cy od Yennefer. - Nie chc?! Po co mi to? Nie interesuje mnie! Nic a nic! Jestem Wied?mink?! Nie mam ?adnych zdolno?ci do magii! Na czarownic? si? nie nadaj?, to chyba jasne, bo jestem... A w ogóle...
KE 264
21. - Niespodzianko - g?os Yennefer zmieni? si? nieznacznie. - Zaufaj mi.
Rami? czarodziejki by?o ciep?e. Czarny aksamit sukni a? prosi? si? o dotkni?cie. Zapach bzu i agrestu rozkosznie osza?amia?. U?cisk uspokaja? i koi?, odpr??a?, ?agodzi? podniecenie, ucisza? z?o?? i bunt.
KE 265
22. Kromlech zadr?a? wyczuwalnie. Ciri us?ysza?a g?uchy, odleg?y huk, dobiegaj?ce z wn?trza ziemi dudnienie. Wrzosy zafalowa?y, sp?aszczone wichrem, który nagle run?? na wzgórze. Niebo pociemnia?o gwa?townie, zakryte chmurami p?dz?cymi z niesamowit? pr?dko?ci?. Dziewczynka poczu?a na twarzy krople deszczu. Zmru?y?a oczy w ogniu b?yskawic, którymi nagle zap?on?? horyzont. Odruchowo przytuli?a si? do czarodziejki, do jej czarnych pachn?cych bzem i agrestem w?osów.
KE 273
23. - Miasto, do którego bram zmierzamy - u?miechn??a si? Yennefer - to Gors Velen. Ja nie musz? si? kamuflowa? w Gors Velen, a wr?cz, powiedzia?abym, przeciwnie. Z tob? jest inna sprawa. Ciebie nikt nie powinien zapami?ta?. - Ci, którzy b?d? gapi? si? na ciebie, dostrzeg? i mnie! Czarodziejka odkorkowa?a s?oiczek, z którego zapachnia?o bzem i agrestem. Zanurzywszy w s?oiczku palec wskazuj?cy wtar?a sobie pod oczy nieco zawarto?ci.
CzP 53
S? jeszcze krzaki agrestu.
-- -- Z powa?aniem Marek Szyjewski Ziemia = kula u nogi
|