At 14:14 03-01-23 +0100, you wrote:
[ciach]
>Tenze kolega pozniej byl w Londynie i tam z kolei zapsul mu sie aparat >foto (idioten kamera, >ale przyzwoita). Uznal, ze w tak stechnicyzowanym kraju, to na naprawe na >pewno nie ma >szans - w koncu tutaj ludzie kupuja nowy sprzet, jak kolor starego >przestaje byc modny, >wiec poszedl do sklepu Cannona (bo byl najblizej), z zamiarem zakupienia >jakiejs >zblizonej idioten kamery. Tam w sklepie, sprzedawca stwierdzil, ze >przawdopodobnie uszkodzenie >jego aparatu, to obluzowanie sie jednej srobki ( bo ten model tak ma ) i >ze oni moga mu to >na miejscu, za darmo, naprawic. (Uwaga! To byl salon _FIRMOWY_ Cannona, a >zepsuty aparat kolegi, >to AFAIR byl Pentax). >Ciekawe, kiedy takie cos zacznie byc mozliwe w Polsce... ;-) > >Pozdrawiam >-- >Vava Ten cykl TVN nazywa sie chyba Fachowcy ? Ekipa telewizyjna wynajmuje mieszkanie, instaluje sprzet, np. piecyk gazowy, w ktorym odkrecaja srubke. Potem wzywaja fachowcow z roznych firm i filmuja przebieg naprawy wlacznie z wycena prac...
Z bardzo wczesnej mlodosci pamietam roznice miedzy panstwowym uslugowym zakladem zegarmistrzowskim, a prywatnym. W prywatnym obslugujaca osoba - po pobieznym obejrzeniu wnetrza zegarka - chowala zegarek do koperty, na kopercie umieszczala date i nazwisko klienta, chowala koperte do szuflady i mowila: Prosze przyjsc za tydzien . W panstwowym punkcie uslugowym osoba przyjmujaca zegarki w wiekszosci przypadkow dokonywala naprawy (dokrecic srubke, wsunac sprezyne na miejsce itp) od reki i za darmo. Mala czesc zegarkow przekazywana byla do warsztatu za przepierzeniem.
Cos mi sie skojarzylo:
Znajomy, niezyjacy juz Niemiec opowiadal o swoim pobycie w Meksyku. Szczegolnie zdziwilo go, ze wlasciciel malego sklepiku probowal go oszukac. Mowił: Przeciez to dla sprzedawcy samobojstwo. Kiedy sie zorientuje, ze zostalem oszukany, juz wiecej u niego nic nie kupie! . Ow znajomy chcial w ten sposob poprzec teze, ze bieda bierze sie z glupoty i lenistwa. Nie miescilo mu sie w glowie, ze z punktu widzenia meksykanskiego sklepikarza naciac cudzoziemca-turyste to niebywala i jedyna okazja, przede wszystkim dlatego, ze praktycznie nie ma szans, zeby ten klient pojawil sie jeszcze raz. Nie istnieje wiec problem utraty dobrego imienia.
Jak na moj gust ocena sytuacji meksykanskiego sklepikarza jest o wiele bardziej realistyczna, niz ocena sytuacji niemieckiego profesora.
Ale ad rem. Na tej smej zasadzie, na ktorej biedni wydaja na buty wiecej niz bogaci, bo nie stac ich na kupwanie dobrych, trwalych butow, biednych sklepikarzy nie stac na luksus dobrego imienia handlowca u klienta, ktorego sie nigdy wiecej w zyciu nie zobaczy. Innymi slowy zrodlem tego kompleksu zjawisk jest bieda. Moj znajomy pomylil skutek z przyczyna. Podobnie bezrobocie budzi postawe, nazywana ironicznie szanowaniem pracy. Jesli jest do wykonania praca, to trzeba ja wykonywac tak wolno (dlugo), jak to mozliwe i maksymalnie wysrubowac koszty.
Marek Szyjewski
Ziemia = kula u nogi
|