Pamiętnik Złotego Smoka Villentrettenmertha końcem złotego ogona pisany:
Poniedziałek
Wezwanie z rejonu D7 od Myrgtabrakke. Jakieś fiuty otruły ją eliksirem na czyraki. Wrzuciłem jej parę idiotek, bo kto widział żreć jakieś owcopodobne gówna. Trochę się krzywiła na cenę, ale byłem nieugięty. Jej syn stanowczo nie zasługuje na to, żeby miec matkę-kretynkę.
Wtorek
Małe opóźnienie - Vea ma okres. Posiekała na drobne oberżystę i dołożyła oddziałem ludowej milicji, który przyszedł ją uspokoić. Sprzatanie flaków trwało ponoć do rana. Nie wiem, wyjechaliśmy tuż po ostatnim trupie.
Środa
W drodze. W oberży "Pod Jajem Smoka" brakło piwa. Dziwne. Wychodziłem sikać nie więcej niż jedenaście razy. Vea spokojniejsza. Do okresu Tei jeszcze osiem dni.
Czwartek
Jakieś huncwoty chciały okraść pracującego wiedźmina. Nie dałem. Jeden trup. Wieczorem skromna kolacja z wiedźminem "Pod Zadumanym Smokiem". Potem balia. Wiedźmin wyposzczony w przenośni i dosłownie. Dziewczyny prawie z niego nie złaziły.
Piątek
Zajebista jazda. Jeden obłędny rycerz, trochę wieśniaków, jeden szewc, którym do tej pory mi się odbija. Miał brudne nogi, w dodatku w krytycznej chwili chyba zrobił w gacie. Nic to, zawsze tak reaguję po ostrych przyprawach.
Wiedźmin spotkał eks narzeczoną. Dziewczyny chciały ją posiekać, ale nie dałem. Niech się wiedźmin cieszy, i tak nic z tego nie będzie. Syn Myrgtabrakke całkiem zdatny. Będzie mógł mnie kiedyś zastąpić, oczywiście po pozłoceniu.
Sobota
Mam kłopot z dziewczynami, uznały, że pora, żeby mały poznał trochę życia. A raczej rzyci. Nie dałem. Muszą poczekać, aż podrośnie.
_________________ W historii ludzkości, jak wiecie wszak o tym, Ze szczęścia robiono przeróżne głupoty. A ja dziś za jeżem wyruszyć chcę w pościg, I jak go dopadnę... Wiadomo. Z radości!
|