semper_malus pisze:
no to kto rozpala stos?
Już tak bardzo sobie nie pochlebiaj :)
Dodam, że moim skromnym zdaniem "Maladie" jest jednym w ogóle z lepszych tekstów o miłości i micie jakie można przeczytać po polsku. Dzięki wrażliwości, mądrości, urodzie języka, konstrukcji, erudycji, klimatowi, czy słynnej opowieści poznanej jeszcze raz od nowa, dzięki postaciom takim jak Pani o Białych Dłoniach, Morholt czy Branwen. Dzięki szeregowi scen nie dających o sobie zapomnieć, jako na przykład ta :
Czysta, pedantyczna Iseult o Białych Dłoniach nie mogła tego zrobić gdzie indziej, jak tylko na kamiennej posadzce, przy kanale, którym odprowadzano wodę. Teraz ten kanał, na całej długości, połyskiwał ciemną, zakrzepłą czerwienią.
Ale też dlatego, że dzięki miłości bohaterom udaje się wymknąć własnej historii. Antagoniści Morholta i Branwen starają się "rozbroić" mit. Wykazać, że nie posiada żadnego realnego odniesienia, że to tylko rytuał dworski. Na szczęście "Maladie" to owszem manifest o miłości triumfującej. Branwen i Morholt nie chronią się w micie przed rzeczywistością. Oni grają o własne szczęście.
Dla nas legenda już się zakończyła. Nie interesowało nas, co z nią zrobią minstrele.
Branwen uśmiechnęła się, a mnie wydało się, że słońce przedarło się przez niskie chmury. Taki był ten uśmiech, wierzcie lub nie.
Uderzyłem konia ostrogami.
- I na pohybel zdrowym, Branwen!
Żagle były brudne.
Tak mi się przynajmniej wydawało.