O przykładzie tego paskudnego i groźnego polskiego komiksu autorskiego:
O „Nest” pisze się jak o opus magnum Marka Turka. Wyłamię się z tego chóru i powiem inaczej: „Nest” nie jest żadnym zwieńczeniem dzieła. To etap przejściowy, etap eksperymentów i poszukiwania. Mniejsza z tym o czym jest „Nest”. Mam nadzieję, że Autor wybaczy mi tę ocenę, ale fabuła tego komiksu nie stanowi jego najmocniejszego punktu. Zresztą (mam wrażenie) że wcale nie miała ona przeznaczonej wiodącej roli w tym dziele. Grafika. Grafika to jest to, co zawsze, nieodmiennie fascynuje mnie u M. Turka. „Nest” to jest niesamowicie „Turkowy” komiks. Prawdziwy komiks autorski. Tak jak nie sposób nie rozpoznać charakterystycznej kreski – bo ja wiem? – Bilala, Andreasa, Otta, Truścińskiego, Skutnika, tak nie sposób pomylić kreski Marka Turka z jakąkolwiek inną. Koniec. Kropka. To jest wartością samą w sobie. Marek Turek (podobnie do niewyczerpująco i tylko przykładowo wymienionych wyżej, i do wielu jeszcze innych) sam wyznacza swoje standardy. I czerpiąc z inspiracji, nadaje im swój własny, charakterystyczny, bezbłędnie rozpoznawalny rys i klimat. Plansza XXXI i katedra Gaudiego, ale Marka. Obłędne i hipnotyzujące plansze XXXVI i XXXVIII, czy wreszcie genialne, fascynujące LXVIII, LXIX, LXX. To jest coś, co po prostu trzeba zobaczyć, bo nie da się opisać. Właśnie dlatego komiks jest komiksem – odrębnym środkiem wyrazu. Dlatego, że nie potrafię znaleźć słów, które tak zwięźle i trafnie wzbudzałyby emocje, budziły wrażenia, które oddaje tych parę plansz. Same słowa są w stanie wycisnąć z moich oczu łzy. Słowa potrafią sprawić, że będę się śmiała. Potrafią wzbudzić złość, irytację, albo „ciepło w środku”. Ale nigdy, żadne słowa nie potrafiły zrobić ze mną tego, co tych parę plansz (szczególnie ostatnie wymienione) – oszołomić mnie do tego stopnia, że staję w niemym zachwycie w głębokim wdechu. Bardzo chciałabym zobaczyć te plansze w oryginale. Nie wiem co w nich jest takiego, doprawdy nie wiem. U Andreasa tak działa na mnie połączenie eleganckiej, smukłej, „secesyjnej” kreski z szaloną perspektywą i zorganizowaniem kadru. Tam potrafię to nazwać. U Marka – nie wiem. Dla mnie dość zabawne jest również odnajdywanie w „Nest” pewnych elementów charakterystycznych dla grafiki Marka na różnych etapach jej rozwoju. Początkowo jest poniekąd „nieśmiało”. Potem dostrzegam (i przypominam sobie skądinąd – „Fastnachtspiel”) inne elementy – „zawijasy”, motyw szachownicy, motyw fragmentacji i wreszcie te ostatnie plansza przed Codą, które – no cóż, one są inne. Odstają graficznie od reszty. Mam nadzieję, że Autor się nie obrazi (jeśli oczywiście będzie to kiedyś czytał) jeśli napiszę, że moim zdaniem najlepsze. Ja tam zauważam subtelność, której nie widziałam na wcześniejszych etapach. Grafika Marka do tej pory była dość monumentalna, dość „sztywna”. Tych ostatnich parę plansz… No, napiszę tak – jestem bardzo, bardzo ciekawa. Chyba w nich jest najwięcej z Otta? Mogę się jednak mylić. Mam naprawdę szczerą nadzieję, że kiedyś, przy okazji jakiejś wystawy będę mogła zobaczyć oryginał planszy LXX. Wiem, że to by było bardzo szczególne przeżycie dla mnie. Jeśli można mówić o „Nest” jako o opus magnum to może jedynie w tym właśnie kontekście – jako o częściowym podsumowaniu stanu A.D. 2012. Ale widzę, naprawdę widzę wyraźnie, że ten rozwój kreski będzie miał swój ciąg dalszy i nie mogę się już doczekać, żeby zobaczyć efekty dalszych poszukiwań, one są naprawdę fascynujące.
_________________ "Bla bla pod burym bla bla żywopłotu Bla-blałem ją bla bla wśród ptasząt łopotu. W mokrej glinie łopatą wykopany dół, Jej bla-bla bla bla przebił osikowy kół." Shague Ghintoss by Jake Jackson ja odpuściłam sobie już dawno. wmk <rotfl>
|