Joanka pisze:
Sexbeer pisze:
Zgadzam się, ale i tak największe przegięcie było, gdy ludzkość zechciała się dobrowolnie unicestwić, by ratować Indian.
A ja do dziś nie rozumiem, dlaczego niby na pewno wiadomo, że musiała się unicestwić.Kolejna zagwostka dla Grendela & Co. :).
Kto mnie wzywał, czego chciał?
"Badaczy czasu" czytałem już dość dawno temu (ale mam egzemplarz z autografem autora - przemiły człowiek, do rany przyłóż), ale z tego, co pamiętam unicestwienie nie było całkiem dobrowolne. Ich świat umierał, mechanizmy regenaracyjne biosfery zostały zniszczone, a pomimo spadku liczby ludności, w końcu zaczął się głód. W takim przypadku błyskawiczne unicestwienie było atrakcyjna alternatywą wobec powolnego zdychania z głodu. I to nie dla ratowania Indian, ale dla ratowania całej cywilizacji. To unicestwienie wynikło z linearnego pojmowania czasu. Wyobraźmy sobie czas jako oś współrzędnych X. W wizji Carda powrót z punktu X=2100, do punktu X=1492 jest co prawda możliwy, ale równocześnie działanie, czy samo zaistnienie podróżnika z X=2100 w X=1492 na tyle zaburza dalszą historię, że nowy X'=2100 jest całkowicie inny, niż stary X=2100, który znika całkowicie. W książce jest również wspomniane, że świat bohaterów jest już i tak wtórny (X', tak więc tworzony przez nich jest już X''), wobec świata X (światowego imperium Tlaxcali). Przyznam jednak, że mi bardziej odpowiada wizja czasu, jako krzewu, gdzie każda interwencja w przeszłości owocuje powstaniem nowej odnogi rzeczywistości (nowej gałęzi, czy w opisanej przeze mnie metaforze, osi), nie wpływając na starą. Jest to znana w mechanice kwantowej interpretacja Everetta. Wykorzystał ją np Hogan w świetnej powieści (polecam) "Operacja Proteusz".