Oh - reen di Tigana pisze:
Uwaga dla nieczytających: będą spojlery! Ale ten wątek to w ogóle jeden wielki spojler, mówię więc tylko dla porządku ;)))
Z tymi spoilerami to nigdy nie wiem jak postąpić. Jeśli o czymś dyskutujemy bardziej dogłębnie to trudno nie dawać spoilerów. Z kolei co jest, a co nie jest spoilerem to też rzecz dyskusyjna. Dla jednego spoilerem jest już gdy ktoś powie, że taką a taką postać lubi albo nie lubi, innemu z kolei można opowiedzieć całą książkę, a go to nie rusza bo on "musi to przeczytać".
Tak czy owak - w moim poscie
są mocne spoilery.
Oh - reen di Tigana pisze:
Czytając Kroniki Merlina miałam wrażenie, że Zelazny po prostu nie miał pomysłu na historię, którą można by zapełnić pięć tomów. Stąd tyle wątków zgoła niepotrzebnych i porzuconych jak tylko opowieść wystarczająco się rozrosła.
To znaczy są główne wątki, które zostały w zasadzie zakończone: konflikt Luke - Merlin (właściwie Luke - Amber) i wynikający z tego konflikt Jasra-Merlin. Ten wątek dla mnie jest poprowadzony i rozwiązany przekonująco. Inny wątek: konflikt Jurt-Merlin też został zamknięty, ale faktycznie w sposób mało przekonujący. Przewijający się w tle wątek poszukiwania przez Merlina ojca też został zamknięty, choć zostawiony jest szereg niedomówień.
Wątki zaczęte in niedorobione to: Coral i jej relacja z Merlinem, konflikt Logrusu z Wzorcem, sprawa Dalta. Faktycznie jeśli chodzi o niektóre sprawy to jest takie wrażenie, że Zelazny tworzył Drugie Kroniki niejako "z odcinka na odcinek", natomiast pierwsze były cyklem przemyślanym od początku do końca. Myślę, że Zelazny planował jeszcze Trzecie Kroniki, więc celowo zostawił trochę wątków niedokończonych. Niestety nigdy się tego nie dowiemy, bo autor zmarł przedwcześnie - w wieku 58 lat :(
Oh - reen di Tigana pisze:
Z Alem dyskutowałam już kiedyś szok po "Ręce Oberona" i to, jak Zelazny zaskauje czytelnika, zostawiając mu po drodze dwa kilo wskazówek co do prawdziwej tożsamości Ganelona do tej pory wzbudza mój podziw.
Faktycznie, gdy czytam teraz po raz drugi widać wyraźnie, że "po drodze" zostawione są wskazówki w wielu wątkach, które czytelnika mają zaskoczyć. Podobnie jest z Darą, którą poznajemy jako sympatyczną prawie zwykłą dziewczynę czy z wątkiem wokół zabójstwa Caine'a - czytając po raz drugi widzimy szereg wskazówek.
Oh - reen di Tigana pisze:
W Drugich z kolei zaskoczył mnie tylko twist z Jurtem, a to doprawdy nie jest komplement, bo prawdopodobieństwo psychologiczne tej postaci (i Julii też, BTW) leży i kwiczy, IMHO.
Faktycznie ten wątek dość słabo przekonuje. Z drugiej strony prawdziwi ludzie często zachowują się nielogicznie ;). Oboje robią wrażenie nie całkiem zdrowych na umyśle.
Oh - reen di Tigana pisze:
W ogóle od epizodu w carollowym świecie miałam wrażenie, że nie opuściliśmy do końca logiki snu - historia przestała mieć jakiekolwiek zaczepienie w rzeczywistości, bo autor dał się ponieść wyobraźni, a rozwiązania typu "deux ex machina" (nie dosłownie, rzecz jasna, ale w sensie zupełnie wydumanych wytłumaczeń, wprowadzonych tylko po to, żeby czytelnikowi jeszcze bardziej w głowie namieszać) zaczęły nagle być na porządku dziennym. Wysoce irytujące.
Przykłady...
Oh - reen di Tigana pisze:
Cieszę się, że Random okazał się dobrym królem, choć Randoma-hulaki brakowało mi w Drugich Kronikach chyba najbardziej, co oczywiście jest tylko moim zboczeniem i tylko siebie mogę za to winić. I szkoda, że Martina było tak mało ;)))
Faktycznie mało jest "starych" bohaterów, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić Pierwszych Kronikach. Ze "starych" najwięcej widzimy Florę i Fionę.
Oh - reen di Tigana pisze:
Ale mam wrażenie, że to będzie moje ostatnie spotkanie z Merlinem (którego swoją drogą prawie w ogóle nie polubiłam) i spółką. Do Pierwszych mam oczywiście zamiar wracać reguralnie
Ja czytałam wszystko po polsku, a po angielsku: "Nine Princes in Amber", "Guns of Avalon" i "Knight of Shadows". Tę ostatnią przeczytałam najpierw po angielsku, a potem po polsku. Teraz zaczęłam czytać po angielsku "Sign of Unicorn" i mam zamiar czytać całość do końca. Poza tym czytałam po angielsku ulubione sceny.
Merlina polubiłam i polubiłam Luke'a (pisałam już, ale stare posty lubią "umykać"). Podoba mi się ich przyjaźń, która trwa na przekór wielce niesprzyjających okoliczności. Przy tym nie ma tam nic z sentymentalizmu.