Alakhai pisze:
Wprawdzie jest mi bardzo niezręcznie wypowiadać się publicznie akurat o tej książce (tym bardziej, że nie mogę wyjawiać fabuły), ale postaram się napisać kilka słów bez łamania tajemnicy handlowej.
No cóż, ja nie podpisywałem cyrografu odnośnie nie wyjawiania fabuły, a "Norweski Dziennik" czytałem jeszcze w czasach, kiedy Fabryka Słów nie istniała, Pilipiuk zaś żył z Samochodzików i wrzucał na swoją stronę całe tomy własnych powieści z nadzieją, że ktoś się nimi zainteresuje. Pozwolę więc sobie rozwinąć temat.
Nie wiem rzecz jasna, czy autor czegoś nie zmienił dostosowując swoje dzieło do, ekhem, poziomu czytelnika młodzieżowego... W szczególności mam tu na myśli scenę parukrotnego morderstwa dokonanego gdzieś w pierwszych rozdziałach i opisanych zaraz potem eksperymentów genetycznych, ale i kilka późniejszych wątków.
Wiem natomiast, że :
a) "Norweski Dziennik" to Pilipiukowe opus magnum. Pisał to jeszcze w czasach, kiedy w ogóle nie zajmował się opowiadaniami - w liceum i podstawówce, później kontynuował. Dopiero, kiedy pewnego razu zoczył go na plaży pisarz fantastyki (którego nazwiska zapomniałem) i dowiedział się ze zdumieniem, iż gęsto zapisany zeszyt , w którym napotkany nastolatek skrobał z zacięciem, to fragment szóstego tomu wielkiej sagi "Norweski Dziennik" zasugerował mu napisanie na początek czegoś lżejszego. Tak Pilipiuk zaczął pisać opowiadania. Ale to dygresja.
Z tego co mi wiadomo , po pewnym czasie stwierdził on, iż "Norweski Dziennik" skonstruuje tak, aby mógł on - prócz samodzielnego kilkunastotomowego dzieła - pełnić funkcję końcowego fragmentu zakrojonej na jakieś pięćdziesiąt, sześćdziesiąt tomów monumentalnej "Sagi Rodu Paczenków" do której zamierza zapakować całą swoją wiedzę historyczną, geograficzną i pozostałą. Rozpoczynać się to ma w XVI wieku od mało znanego epizodu, którym był autentyczny udział kozackich czajek w bitwie morskiej ze Szwedami na Bałtyku (pojmano wtedy między innymi jednego z członków rodu Oxenstiernów, do czego Pilipiuk nawiązywał w "Panu Samochodziku i potomku szwedzkiego admirała") i ciągnąć się aż do współczesności, przy czym historyczne perypetie Paczenków, Wędrowyczów, Koćków etc. przeplatać się będą z odkrywaniem śladów pobytu na Ziemi istot z kosmosu.
[ZDECYDOWANY SPOILER]
Jak to w swoim czasie ujął Pilipiuk , "zakończenie będzie wredne i krwawe - na koniec przylecą ufoludki i nie zabiorą Paczenków do domu.".[/ZDECYDOWANY SPOILER]
Być może coś mu się w międzyczasie (pisał to chyba w 2002) zmieniło w koncepcjach, ale zważywszy jego przywiązanie do wielotomowych sag w rodzaju tej o Ludziach Lodu, nie przypuszczam.
b) Poglądy polityczne Pilipiuka są chyba wszystkim znane? Według niego, UPRowca zaprzysięgłego, zmiękliśmy jako naród (i nie potrafimy się przeciwstawić hordom germańskich najeźdźców niosących homoseksualizm, o czerwonej dziczy nie wspominając) a jego książki mają młodzież uodparniać na uzasadnioną brutalność. Co więcej, nie ukrywa, że celem jego pisarstwa jest między innymi indoktrynacja, w słusznej (według niego) sprawie oczywiście.
c) Wydaje mi się [pewien nie jestem] że pierwszy tom "Norweskiego Dziennika" powstał już w latach dziewięćdziesiątych. Wszystkie zaś aluzje niezrozumiałe dla czytelnika współczesnego wynikają z dwóch rzeczy. Po pierwsze, Pilipiuk stawia sobie za cel ciągłe przypominanie, jak strasznie zły był PRL. Po drugie, jego podejście do rzeczywistości jest dość specyficzne - rzekoma (w jego mniemaniu) oczywistość tego, czym są niektóre przedmioty lub dzieła pewnych pisarzy, nie jest wcale taka oczywista. Bardzo proszę, pokażcie dowolnemu piętnastolatkowi passus "Był chory. Chory na nostalgię. Gdyby zapytano go, czym jest szczęście, odpowiedziaby, że szczęście trwa tak długo, jak długo pali się ostatnia trociczka firmy Chakra" i niech zgaduje, co to trociczka...
d) Poniżej wypowiedź samego Pilipiuka z pewnej dyskusji w roku 2001.
"W Dzienniku jest to wszystko [ciekawi bohaterowie, trudna fabuła i ważne treści , których obecność w dziełach Pilipiuka dyskutant negował - przyp. Rad]. Gra o wysoką stawkę, bohaterowie zaplątani w swoją rzeczywistość, intryga... Obłed, wybory życiowe. Nie będę doradzał Twoim dzieciom, to powieść krwawa szalona, mroczna i paskudna. Trup ściele się gęsto. Swoją drogą ciekawym efektów gdybyś przeczytał całość..."
Zastanawia mnie , czy to autor tak zmienił swoje dzieło, czy FS wykazała taką naiwność?
Alakhai pisze:
Na stronie Fabryki Słów jest zamieszczony
fragment - powinien wystarczyć. Zwróćcie uwagę na to, że akcja dzieje się w roku 1984,
Alakhai , czy obecnie planowana ilość tomów "Norweskiego Dziennika" też jest tajemnicą handlową? Bo jeśli napisze tyle, ile dawniej planował , czyli kilkanaście , to spokojnie dociągnie akcję do lat dziewięćdziesiątych ^_^ ^_^ ^_^ ^_^.
Alakhai pisze:
Patrz wyżej (casus Pilipiuka). Ja nie kwestionuję tego, że piętnastolatek może czytać Sapkowskiego i może mu się to podobać, ale będąc pedagogiem, w życiu bym go dzieciom w wieku 10-15 lat nie polecił.
Fragmenty Sapkowskiego są w podręczniku dla pierwszej klasy liceum.
Orion pisze:
Te cytaty według mnie świadczą, że Norweski dziennik adresowany jest do ludzi, którzy cierpią na fobie szkolne spowodowane tępionym (nieskutecznie) nawykiem palenia w kiblu albo chodzenia na wagary. Ja jednak wątpię, czy w tej grupie Pilipiuk zdobędzie wielu czytelników. Ona składa się przyszłych funkcjonalnych analfabetów.
Nie, Orion. Pilipiuk miał trochę inne zamiary. Poczytać można o nich
tutaj.
Odnośnie jeszcze tematu "Powieści Pilipiuka dla młodzieży", miałem niegdyś okazję czytać pierwszy tom jego kolejnego cyklu "Operacja Dzień Wskrzeszenia" w którym dzielni młodzi polscy ochotnicy po katastrofie nuklearnej przenoszą się w przeszłość celem wysterylizowania kogoś z przodków szalonego prezydenta Polski, będącego owej katastrofy bezpośrednim sprawcą. Pomysłodawców misji nęka jednakże fakt, że na wystawie skarbów wydobytych z "Titanica" (kolejny autoplagiat w twórczości Pilipiuka) znaleziono szczątki ich najnowocześniejszego urzadzenia do przenoszenia się w czasie...
I IMHO przy tej lekturze różne rzeczy mogą opadać. Nastoletni bohaterowie Pilipiuka zajmują się albo historią i polityką, albo (acz akurat nie w tej powieści) biciem żuli i czerwonych, albo niewyszukanym seksem... złośliwie stwierdzę, że krąg ich zainteresowań jest chyba nieodległy od tego prezentowanego przez ich autora. Co gorsza, rzecz jest straszliwie nudna... opowiadania o Wędrowyczu miały przynajmniej humor, który gdzieś w pięciu procentach śmieszył. Akcentem humorystycznym jest natomiast opis dzieła autorstwa jego twórcy, twierdzący, iż jest ono połączeniem klimatów cyberpunkowych i tych z "Neon Genesis Evangelion". ROTFL! Będąc bodajże drugim pod względem wiedzy (no, ex aequo z dwoma jeszcze osobami) specem od NGE w kraju, stanowczo zaprzeczam, jakoby była to prawda.
Kolejnym cyklem młodzieżowym Wielkiego Grafomana jest zakrojona również na kilka tomów seria o światku nastoletnich wampirów, pijących zamiast coli krew z puszek... dość tego! Starczy tych tworów pseudogeniusza.