Padawan pisze:
Wg mnie trzymają się jedynie te serie, które z założenia miały być seriami, a nie na siłę tworzonymi sequelami, prequelami, międzyquelami itp.
Otóż to. W zdecydowanej większości przypadków seria się sprawdza, jeśli od początku zamierzone było kilka części. Natomiast jeśli ktoś na siłę tłucze sequele, prequele itd. tylko dlatego, że pierwowzór się nieźle sprzedał, prawie zawsze wychodzi w tego koszmarne gówno.
W moim przypadku chyba jedynym wyjątkiem od powyższego jest "Obcy", bo ja darzę niewytłumaczalnym sentymentem wszystkie cztery części. Nie umiem wyjaśnić dlaczego - po prostu lubię i już :-)
Ant o Star Wars pisze:
W nowej serii Jerzy postanowił napisać wszystko sam, co zwłaszcza widać w debilnych, drewnianych dialogach
Oj, widać, widać jak jasna cholera. Pamiętam że w "Ataku klonów" był jeden moment, gdy chciałem rzucić czymś ciężkim w kierunku ekranu. Końcówka filmu, Dooku posiekał już Anakina i Obi-wana, wkracza Yoda. Poprzerzucali się trochę Mocą, po czym Dooku wyciąga miecz świetlny i odzywa się w te słowa:
"It is obvious that this contest cannot be decided by our knowlege of the Force, but by our skills with the lightsaber."
No ^cenzura^ żesz mać! Nie każdy jest amerykańskim piętnastolatkiem mającym hamburgera zamiast mózgu! Jak widzę takie nachalne tłumaczenie sensu sceny dla tych, którzy jeszcze nie zrozumieli, to mi się niedobrze robi.
W pierwszej trylogii był m.in. niezrównany Han Solo, którego niektóre kwestie czy złośliwości (najczęściej wymieniane z Leią) były po prostu rewelacyjne. W TPM i AOTC tego wyraźnie brakuje. BTW: chyba wszyscy pamiętają scenę z "Powrotu Jedi", gdy na słowa Lei
"I love you" Han odpowiada
"I know"? W założeniu Solo miał wygłosić dłuższą przemowę o miłości, ale Harrison Ford uznał, że to brzmi banalnie i bez sensu, więc z własnej inicjatywy skrócił dialog do minimum :-)
P.S. Fajny artykuł odbrązawiający nieco Lucasa napisał swego czasu Michał Chaciński. Jeśli ktoś nie czytał - jest
tutaj.