Tarkus:
A zadaj sobie jedno pytanie: po co wtrącasz się do dyskusji na jakiś temat nie zadając sobie trudu prześledzenia jej dokładnie, a potem zadajesz bezsensowne pytania i posuwasz się do obraźliwych określeń? Gdybyś chciał wiedzieć, co sądzę na zadane przez ciebie pytania, to na stronach tego wątku co najmniej dwa razy byś znalazł satysfakcjonujące odpowiedzi. Ja nie mówię nic o książkach, tym bardziej używanych.
Ja piszę cały czas o sytuacji, w której jako wydawca ponoszę duże straty związane z procederem kradzieży egzemplarzy przekazywanych na przemiał. I jeśli w środku dyskusji na ten temat wyjeżdżasz z takimi tekstami jak wyjechałeś, to nie dziw się, że ktoś ci przysra. Za wygodny byłeś :-)
Joanka pisze:
Dyskusję śledzę od samego początku. Zaczęło się od uwagi (zresztą, moim zdaniem, lekko zbyt napastliwej jak na uwagę), a rozwinęło w ciekawy dykurs o finansach i etyce. I tak być powinno na forum dyskusyjnym, więc nie ograniczajmy sie tylko do twojej działki, inne wątki też są fajne. ;)
Ależ ja nie bronię nikomu rozszerzać tematu, tylko proszę o nie odnoszenie się do moich wypowiedzi do tamtych wątków. Jak na razie konflikt rodzi się na tej linii. Dziad o chlebie, baba o niebie (nie traktuj tego dosłownie :-)
Tarkan:
To już nawet nie zasługuje na dużą literkę :-)
Wszyscy:
Wyluzujmy lepiej, bo się pogryziemy, a nie o to chodzi. Nie dziwcie się, że reaguję bardziej nerwowo, ale ta sprawa dotyczy miedzy innymi mojego "interesiku", ale nie tylko. To kwestia dotycząca wszystkich czasopism, nie tylko fantastycznych.
Zreasumuję swoje stanowisko, bo w tym zamieszaniu już sam nie wiem, do czego się odnoszę.
Po pierwsze, w Polsce od pewnego czasu ma miejsce proceder wywożenia zwrotów i ponownego wprowadzania ich na rynek. O ile przy książkach przeceny zależą w bardzo dużej mierze od samych wydawców, tutaj mamy do czynienia z działaniem absolutnie od nich niezależnym. Niemieckie koncerny namierzyły jednego czy dwóch takich panów i zało-żyły im sprawy cywilne, które wygrały, ale to kropla w morzu. My podejmujemy walkę z tym zjawiskiem na własną rękę i w inny sposób.
Antykwariaty to zupełnie inna para kaloszy. Pomijając aspekt prawny RAZa nie mam nic do tego, tam wprowadzane są, przynajmniej teoretycznie powinny, egzemplarze książek i pism wcześniej kupionych u właściciela, a poza tym nie ma to znamion działalności stałej i zorganizowanej, przez co rozumiem, że trafiają pojedyncze egzemplarze w sposób nieregularny.
Na kwestię, czy kserowanie podręczników czy ściąganie mp3 z netu jest uzasadnione sytuacją materialną, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Według prawa jest to działanie naganne i nie ja to prawo ustanawiałem.
Jeśli ktoś chce o powyższym podyskutować, to proszę, ale bez wycieczek osobistych.