VanEaken pisze:
Tak! Właśnie baśnie, albowiem ciekaw jestem, jak do baśni odnoszą się ci, którzy, przynajmniej w teorii powinni, ją lubić, a w najgorszym razie znać. Gdyż (tak mówi rozum), ci którzy udali się w stronę literatury fantasy poszli w kierunku baśni, zaś ci którzy swe myśli i kroki dorosłości skierowali ku science-fiction, poszli ku nauce i tak zwanej "normalności".
Nie ma się czego wstydzić, jeśli ktoś uważa, że temat jest dziecinny - to jego sprawa. W końcu Baśnie czytał jak był dzieckim, a teraz uczy się, studiuje, lub pracuje i jest dorosłym człowiekiem, który nie tylko w takie bzdury nie wierzy, ale nawet nie pozwala sobie na "zawieszenie niewiary".
Albowiem pozwólcie, że wesprę się autorytetem (jak dla mnie najwyższym) i powiem, że Tolkien uważał podobnie jak ja (kto nie wierzy, niech przeczyta "Drzewo i Liść", tam jest to świetnie opisane.
A jeśli ktoś uważa, że najzwyczajniej nie mam racji wypisując tu te wszystkie brednie - chętnie podyskutuję, a nawet pokrzyczę ;-)
Cóż baśnie miło wspominam a szczególnie okres kiedy mi je czytano, a czyniła to moja matka, która czytając je często zminiała tembr głosu by wyróznić kwestie poszczególnych postaci z baśni.
O baśniach , kiedy się już jest się dorosłym zapomina się do czasu kiedy albo na się własne dzieci albo sięgnie się do książki , która oględnie dotyka spraw wydawałoby się dawno zpomianych.
Tak było kiedy czytałam Sapkowskiego- (siedmioksiąg wiedźmiński)i odrazu przypominały mi się czytane historie.
Do dziś pamiętam bardzo dokładnie baśń o "Królowej śniegu" i porónanie czrodziejki Yennefer do tej postaci jest dla mnie najcudowniejsze.
Widać iz poszłam w stronę literatury fantazy, ale jak tu nie uciec w coś takiego kiedy świat pełen przemocy, w kinach na ekranie pościgi, strzelanki i marne horrory, a tylko ekranizacje literarury io filmy kostiumowe ściągaja moją uwagę. Jak?
Bajki, baśnie, bajeczki, nawet ciut okrótne są lepsze do tego wszystkiego, więc niech żyje nurt FANTASY!
Riolathe pisze:
Przepadałam za poetyckimi baśniami Andersena i przepadam za nimi do dziś. Pamiętam, jak płakałam nad losem małej syrenki czy dzielnego ołowianego żołnierza, i minionych wzruszeń nie mogę i nie chcę się pozbywać.
Ostatnio nabyłam za niewielką cenę pięknie wydanego i zilustrowanego przez J. M. Szancera "Dziadka do orzechów". Jak dla mnie cudo.
Duża część moich tęsknot za dziecięcą arkadią koncentruje się wokół moich ówczesnych fascynacji literackich. Chwała utworom, które po tylu latach nie utraciły nic ze swego uroku. A zyskały możliwość kreowania nostalgii.
Tak, piękne słowa i podpisuje się pod nimi .