Ireth pisze:
Stare tłumaczenie było złe? IMO, nieźle trafiało w klimat opowieści. Usiądźcie, zróbcie lepiej.
No dobrze, to będzie długie:P
Łoziński jest typowym przykładem purysty językowego. Kimś, kogo jeszcz Wańkowicz nazywał "ormowcem językowym":) Stara się tlumaczyć wszystko na polski, tworzy neologizmy, które są potworkami.
Tymczasem ewolucja jezyka nie przebiega w ten sposób. Język asymiluje zwroty obcojęzyczne łatwiej niż tworzy własne odpowiedniki, tym bardziej, że te odpowiedniki na ogół są zadekretowane w taki czy inny sposób - albo ustala się jakieś tam nomy branżowe na mocy prawa powielaczowego - na przykład nie ma czegoś takiego jak "żyrandol", za to jest "zwis wielopłomienny":) (akurat autentyk, jakiś debilny purysta językowey tak wpisał w Polskiej Normie). Albo robi się debilny konkurs, jak parę lat temu GW.
Co gorsza, takie wymuszone odpowiedniki albo są opisowe, albo śmieszne i niezgrabne. A Łoziński w dodatku nie potrafi ich tworzyć, są niezrozumiałe. Przykład :
hermiot Łozińskiego i
filtrnamiot.
Oba rdzenie, z ktorych zlożył swojego potworka Ł. są za któtkie. Dlaczego
her ma pochodzić od
hermetyczny, a nie od na przyklad
herbaty? Druga część, czyli
miot - dlaczego od na
miotu, a nie od
miotu czy
miotania? Następny grzech Ł. - zakładanie wiedzy o świecie. Owszem, znając realia można się domyślić znaczenia. I jeszcze jedno - po polsku nie tworzy się róznych rodzajów danego przedmotu dodając do wspólnego rdzenia inne przedrostki. Nie ma takiej tradycji w języku.
To zresztą wspólny grzech wszystkich purystów językowych - tworzenie słów, które mają polskie(?) brzmienie, ale nie sa tworzone zgodnie z zasadami słowotwórstwa.
Jeszcze śmieszniejsze :
skrytobójka -
grot-gończak (org. hunter-seeker). Tu już mamy bład znaczeniowy, bo słowo
bójka jest słowem, które funkcjonuje w SJP z innym znaczeniem. Pomijając już śmieszność, jest po prostu błędnym, nieudolnym neoligizmem. A poza tym zupełnie nie oddaje znaczenia oryginału.
Laserobin - rusznica laserowa (org. lasgun). Błąd, który polega z kolei na zbyt wiernym oparciu się na oryginale. Bo rdzeń, który definiuje słowo (
gun) w angielskim jest krótki, poza tym kompletny. W polskim pochodzi od kara
bin.
Łoziński ma misję, jak widać. Na czym ona polega, można się domyślac - na usilnym spolszczaniu wszystkiego, co się da, bez żadnego szacunku dla oryginału. Rezultaty sa śmieszne, bo Ł. sprawdziłby się jako urzędnik, ktory wysyla okólniki o poprawności językowej, ale nie ma wyczucia języka. I tyle - jak każdego człowieka z misją, ale bez umiejętności należy go trzymać od tłumaczeń z daleka.
Co więcej - po jego neologizmach i misji nic nie zostanie. Język się broni, i odrzuca śmieci, które sa niezgrabne i nieudolne.