Neratin pisze:
*cough cough*
Wiesz, wiele książek to właśnie wersje maszynopisowe przed redakcją, co to nigdy nie nastąpiła.
Wiem... :-/ Najbardziej znany przykład to "Silmarillion", aczkolwiek takich potworków jest niestety więcej.
Neratin pisze:
A potem przychodzi Rafał Skibiński do Amberu i chce 20 tys. za 'krasnoludy'...
Kim jest Rafał Skibiński? Zgaduję, że to jakiś spadkobierca Marii Skibniewskiej?
Neratin pisze:
To jest chyba regułą, że w kolejnych wydaniach poprawia się bubole... Gorzej, gdy się tego nie robi. Jak z kolejnymi wznowieniami 'Hobbita' czy 'Silmarillionem', który dalej tym samym tekstem z 1985, z numeracją stron w indeksie włącznie.
Z tym nieszczęsnym "Silmarillionem" podobno było tak (powtarzam za Tadeuszem Olszańskim), że Skibniewska zmarła zaraz po zrobieniu
rough draftu, a przed powtórnym przeczytaniem i korektą - a spadkobiercy nie pozwolili tego tknąć. Najgorsze, że nikt się jakoś nie kwapi, żeby to przełożyć jeszcze raz (tym razem porządnie) :-/
Generalnie wszystko zależy od autora przekładu i od wydawnictwa. Oczywiście dobre wydawnictwo od tego ma redakcję i korektę, żeby:
a) nie puszczać baboli,
b) ewentualne puszczone babole likwidować w kolejnych wydaniach.
Niestety pojawiają się tu dwa problemy. Pierwszym jest oczywiście kasa - np. "Inne pieśni" miały bodajże dwie osoby od redakcji plus trzy od korekty, dzięki czemu książka jest wydana porządnie i bez baboli. No, ale to w końcu Wydawnictwo Literackie, które się ceni i szanuje, więc nie żałuje pieniędzy na takie sprawy. Na drugim biegunie jest np. Fabryka Słów, w której zapewne ze względów oszczędnościowych redakcją i korektą zajmuje się zwykle jedna i ta sama osoba (która na dodatek nie ma zielonego pojęcia o wykonywanej pracy i puszcza takie byki, że oczy pękają).
Drugim problemem jest tłumacz. Wprawdzie prawo autorskie nigdy nie było moją mocną stroną, ale AFAIR ma on niemal pełne prawa do swojego przekładu i wydawca nie może zmieniać ot, tak sobie, bez konsultacji i zgody tłumacza. Łoziński podobno strasznie protestował, gdy wydawnictwo Zysk i S-ka zaczęło poprawiać jego terminologię...
Radagajs pisze:
Ja pisze:
"Całokształt" to nic innego, jak "znaj proporcją, mocium panie". Anegdota mówi, że tłumaczenie jest jak żona: albo piękne, albo wierne
Czasem mam ochotę dodać trzeci człon: "a jak jest i piękne, i wierne, to wszyscy będą krytykować z zazdrości".
Pijesz do Łozińskiego? Widzisz, dla mnie jego przekłady nie są ani piękne, ani wierne :-P
Radagajs pisze:
Ja pisze:
Z odrobinę innej beczki: padał tu zarzut, że Marszał tłumaczy mechanicznie i brzydko, a Łoziński ładnie. No to porównajcie sobie:
FH: "Only a little acid to counter the soporific on the Emperor's blade."
MM: "Zaledwie odrobina kwasu w rewanżu za środek nasenny na klindze Imperatora."
JŁ: "To tylko odrobina kwasu, czemu trudno się równać ze środkiem nasennym na ostrzu Jego Cesarskiej Mości."
No i JŁ przełożył IMHO ładniej.
I tu jest właśnie pies pogrzebany... Wygląda na to, że się jednak nie dogadamy - pozwól, że wyjaśnię:
Pretensje mam do Łozińskiego za dwie rzeczy. Po pierwsze, "Jego Cesarską/Imperatorską/Królewską/whatever Mość" przyjęło się uważać za odpowiednik "His Majesty" - tutaj jest po prostu "Emperor's", czyli bez żadnego rozwiniętego tytułowania. Z kolei "czemu trudno się równać ze" jako odpowiednik zwykłego "to counter" nie dość, że brzmi dla mnie sztywno i sztucznie (ale to DGCC), to jeszcze jest zdecydowanie zbyt rozwlekłe.
Najważniejsza jest jednak druga kwestia: Łoziński najwyraźniej doszedł do wniosku (który ty niestety zdajesz się podzielać), że ładniej=lepiej. Otóż właśnie nie - takie wnioskowanie świadczy o tym, że Łoziński nie ma pojęcia o istocie przekładu.
Przy tłumaczeniu literatury pięknej w miarę możliwości staramy się zachować
zarówno sens, jak i styl. Jeśli ktoś mówi językiem prostym, to przekładamy go na język prosty; jeśli mówi jezykiem wyszukanym, to przekładamy go na język wyszukany. W podanym przeze mnie przykładzie Paul rzuca niezbyt długie i dość proste zdanie w trakcie walki z Feydem-Rauthą - nie sili się na żadne barokowe ozdobniki, bo to nie czas i miejsce na takie przemowy. Natomiast Łoziński zupełnie ten fakt zignorował i po raz kolejny uznał, że jest mądrzejszy od autora - brzmienie mu się nie podobało, więc postanowił, że je upiększy. Moim zdaniem to jest po prostu wypaczanie książki - jeśli w oryginale jest krótko i prosto, a w przekładzie długo i barokowo, to wcale nie świadczy dobrze o tłumaczu. Kwestia ładnie/nieładnie schodzi w tym momencie na dalszy plan - to zdanie właśnie wcale nie miało być jakoś nadzwyczajnie ładne.
Radagajs pisze:
w każdym tłumaczeniu "Alicji" inaczej tłumaczono Jabberwocky w celu znalezienia najpoprawniejszej wersji i nie było problemu
O właśnie, skoro już przy tym jesteśmy: ile jest w końcu polskich wersji "Jabberwocky"? Ja znam pięć (Barańczak, Kozak, Korwin-Mikke, Słomczyński i Stiller), ale nie jestem pewny, czy coś mi nie umknęło.
Radagajs pisze:
Żebyś wiedział, ile osób czepia się Polkowskiego za przekład Harry'ego Pottera...
Wprawdzie na ten temat dyskusji nie podejmę, bo nie czuję się merytorycznie przygotowany (czytałem tylko pierwszy tom HP po polsku i nic więcej), ale pamiętaj, że nie ma tłumaczeń idealnych :-) Błędy popełniają wszyscy tłumacze, nawet ci najwięksi - rzecz w tym, ile tych błędów jest i jakiego są kalibru.
Radagajs pisze:
Z twojej strony czekam na tekst o "Alicji".
Chętnie, ale primo: muszę skądś zdobyć te przekłady, do których chwilowo nie mam dostępu (Barańczak, Morawska i Stiller), secundo: przez najbliższe kilka tygodni z całą pewnością nie będę miał na to czasu. Jak się uporam z kilkoma pilnymi sprawami, które nade mną wiszą, to dam znać i wrócimy do tej sprawy.
BTW: od dawna poluję w księgarniach i antykwariatach na "Annotated Alice" Martina Gardnera - jak dotąd bezskutecznie :-/ Znam tylko urywki wygrzebane w necie, a chętnie poczytałbym całość.