"Po raz pierwszy , drugi , trzeci! / Na wezwanie takie dzielne / Powtórzone po trzy razy / Nawet duchy nieśmiertelne / Jak posłuszne ojcu dzieci / Porzucając ciemne cele / Stają władcy brać rozkazy. / Mogęż spóźnić przyjście swoje? / Otóż jestem , otóż stoję."
Najsampierw dizklejmer.
Nie jestem zwolennikiem Łozińskiego "bo tak". Uważam , że nasadził potworną ilość błędów w tłumaczeniu "Władcy Pierścieni" (mniej było ich przy "Diunie") od "w Mordorze , moc którego zwycięży nie chciana" , przez niezrozumiały i źle przełożony "Tajar" po kompletnie skopane wiersze. Natomiast uważam również , że jego polszczyzna jest lepsza niż polszczyzna któregokolwiek z konkurencyjnych tłumaczy (zarówno w przypadku "Diuny" jak i "Władcy Pierścieni") oraz odpowiadają mi jego koncepcje tłumaczeniowe , tzn. nie wszystko , co po angielsku , jest fajniejsze i nie wszystko , co mówią fani , jest słuszne , a jeśli w poprzednich tłumaczeniach coś przełożono źle , należy to zignorować.
Dis : tłumaczeniom Łozińskiego szkodzi to , że ocenie zwykle podlegają ich pierwsze wersje - tzw. "Lista tłumoków" (choć bzdury wypisywane tam na temat akurat Łozińskiego są rozczulające) zawiera przykłady błędów z pierwszej wersji tłumaczenia , w przeważającej większości poprawionych w następnej wersji (wydanej pod pseudonimem Ładysław Jerzyński). Jakoś nikt nie dostrzega , że równie imponujący szereg błędów popełniła Skibniewska w _pierwszej_ wersji swojego przekładu "Władcy pierścieni" , a obecna wersja , przeciwstawiana dawno już poprawionym przekrętom Łozińskiego , to rezultat czterdziestu lat korekt , które wywalały różne "Gryfy" , "Bezpiwia" i całą mase innych baboli.
Fanky : rozbrajająca argumentacja. Rozumiem , że te setki fanów , które dałyby się pokrajać za "Obieżyświata" , "Gryfa" i List Tolkiena Do Skibniewskiej to jakieś pociotki tej ostatniej?
Alakhai pisze:
1) "Diunę" czytałem wielokrotnie, zarówno po angielsku, jak i w przekładzie Marka Marszała (obie wersje mam na półce). Kolejne tomy podobały mi się mniej, więc czytałem je tylko raz lub dwa razy, i to głównie po polsku, bo tylko taką wersję posiadam (owszem, mam cały sześcioksiąg po angielsku na dysku, ale używam tej wersji raczej tylko do szybkiego przeszukiwania). Tłumoczenia Łozińskiego znam tylko z pobieżnego przekartowania w Empikach - w zupełności mi to wystarczy :->
A teraz mów , którą wersję przekartkowywałeś? Paperback , czy to dwóch pierwszych tomów w jednym woluminie?
Alakhai pisze:
4) Akurat Robert Stiller nie jest w moich oczach jakimś nadzwyczajnym autorytetem. Owszem, jest to niesamowity wręcz erudyta i poliglota (przed jego wiedzą chylę czoła), a przy tym świetny tłumacz (no, zazwyczaj świetny - bywa z tym różnie, o czym za chwilę), ma jednak kilka bardzo nieprzyjemnych wad.
Po pierwsze, Stiller jest nieprawdopodobnym wręcz bufonem, człowiekiem zapatrzonym wyłącznie w siebie, przekonanym o własnej nieomylności i w głębokiej pogardzie mającym każdego, kto ośmiela się myśleć inaczej
I to ma być dowód na to , że nie jest autorytetem? Owszem , jest chamem , co nie zmienia faktu , że lepiej od większości domorosłych tłumaczy zna się na przekładzie.
Alakhai pisze:
słowniki się mylą, więc je olewajmy.
A co , jeśli mylą się ewidentnie?
Alakhai pisze:
to rację ma właśnie PWC, a nie Reszke, Radagajs i Stiller.
Nie ośmieliłbym się wrzucać do jednego worka beznadziejnego Roberta Reszke i genialnego Stillera. Ponadto , jak widać , różnica jest w podejściu , a nie w argumentacji.
Alakhai pisze:
Po drugie, IMHO Stiller miewa czasami tendencje do technicyzowania przekładu i zapominania o tym, że tłumaczy literaturę piękną. Owszem, niektóre jego tłumaczenia są naprawdę znakomite, ale są też takie, w których do tego stopnia zapamiętał się w pogoni za idealnym oddaniem konstrukcji słownych, że zgubił moim zdaniem płynność i melodię tekstu. Niezłym przykładem jest jego wersja "Alicji w Krainie Czarów" - technicznie może i dobra, ale dla mojego ucha brzmiąca raczej jak piła tarczowa, a nie jak koncert.
To ja poproszę przykłady.
Alakhai pisze:
5) Argument o wynikach Google'a jest tak śmieszny, że nawet nie chce mi się go komentować.
A gdzie to było? A , już wiem. Nic śmiesznego w tym nie widzę.
Alakhai pisze:
(przypomina mi się w tym momencie Agnieszka Sylwanowicz, która przy nieco innej okazji pisała, że "w 'Hardostopachach' za mało jest stóp, a za dużo pach").
No i w poprawionej wersji byli "Hardostopczykowie".
Alakhai pisze:
3) Wolę też mimo wszystko czerwie od piaskali, bo od razu nasuwają mi prawidłowe skojarzenia co do wyglądu (piaskale brzmią nawet nieźle, ale z niczym mi się nie kojarzą). Uwagi o zoologii (larwy, owady latające itd.) uważam za typowe stillerowanie, czyli hiperdrobiazgowość techniczną przy jednoczesnym zapominaniu o całokształcie.
Raczej "hiperdrobiazgowość techniczną bez jednoczesnego zapominania o całokształcie". I to jest właśnie owo "stillerowanie" które uważam za zjawisko jednoznacznie pozytywne.
Rozumiem , że "całokształt" polega na "furda , nie musi mieć nic wspólnego z oryginałem , byle nasuwało prawidłowe skojarzenia".
Alakhai pisze:
Za to nie bardzo rozumiem, dlaczego "sandworm" ma być "nazwą potoczną i złośliwą, wymyśloną przez mieszczuchów z Arrakis w celu wykpienia Wolan/Fremenów otaczających Szaj-huluda kultem". Takie twierdzenie ma jakiekolwiek oparcie w tekstach Herberta? Bo ja sobie jakoś nie przypominam.
A nie? Przecież to widać. Zresztą poszukam jeszcze dokładniejszych cytatów.
Alakhai pisze:
Bzdura. Mam na półce "Dzieci Diuny" i "Boga Imperatora Diuny" w przekładzie Mastalerza i właśnie je przejrzałem - za każdym razem widzę "Fremenów", a nie jakichś wydumanych "Freemenów".
Mea culpa , nie wyjaśniłem. Podałem to mianowicie za Folkmanem , który poprawiał maszynopis przekładu Mastalerza.
Alakhai pisze:
6)
Radagajs pisze:
Marszał:
"Jako mentat dostrzegał, że komunikacja między nimi jest przesunięta w fazie."
Łoziński:
"Jako mentat jasno widział, że rozmowa jest niespójna."
Owszem, zgadza się - i rację ma właśnie Marszał, a nie Łoziński. W oryginale jest "
He could see as a Mentat that their communication was out of phase"
Zgadza się. "Out of phase" znaczy "przesunięty w fazie" WYŁĄCZNIE w kontekście elektrotechniki , normalnie zaś "niespójny". I tutaj właśnie widać , że to Marszał tłumaczył mechanicznie , zaś Łoziński zrozumiał znaczenie oryginału.
Alakhai pisze:
7)
Radagajs pisze:
Marszał:
"Drzwi za plecami Paula rozwarły się z trzaskiem. Obrócił się jak oparzony na kłębowisko walki w przejściu - krzyki, szczek stali, wykrzywione twarze jak woskowe maski."
Łoziński:
"Paul obrócił się, gdyż drzwi za nim rozwarły się z trzaskiem: buchnęły z nich krzyki i szczęk broni, zobaczył twarze zakrzepnięte w grymasie zawziętości."
No owszem, i co z tego? W oryginale jest "
The door behind Paul slammed open. He whirled to see reeling violence-- shouting, the clash of steel, wax-image faces grimacing in the passage." - w którym niby miejscu Marszał popełnił błąd? Bo moim zdaniem jego wersja jest bliższa oryginału niż wersja Łozińskiego.
Rzecz w tym , że angielski rządzi się innymi prawidłami budowania zdań niż polski. Bywa , że z dosłownych przekładów wychodzi Yoda , choćby gramatycznie.
Alakhai pisze:
8)
Radagajs pisze:
Marszał:
"za statkiem majaczyła gładka, szara ściana z rysunkiem drzwi"
Łoziński:
"za nim (ornitopterem) majaczyła zielonkawa ściana z niewyraźnym zarysem drzwi"
I znów rację ma Marszał - w oryginale jest "
A flat gray wall with a doorsign on it loomed beyond the aircraft."
Nie mów! "Doorsign" to "rysunek drzwi"? =^.^= "Zielonkawa" to faktycznie babol.