Alakhai pisze:
Ant pisze:
Alakhai pisze:
Dawno temu ktoś na tym forum (chyba Ant, ale nie jestem pewny) usiłował mi tłumaczyć, że Lema należy cenić nie tylko jako pisarza, ale również jako krytyka .
i będę się tego trzymał - mimo, że Lem w tej rozmowie rzeczywiście dziecinny:) - każdemu polecam pisma krytyczne Lema (o nich głównie mówiłem...) Nawet jak głupio krytykuje Lolitę (przewodni argument: Nabokov nie chce pisać jak Dostojewski...) - pisze cholernie inteligentnie i ciekawie. A z Potterem...no co, nie ma racji?:)
Ujmę to tak: niewątpliwie Lem swoje miejsce w historii ma. Napisał sporo znakomitych powieści, opowiadań, krytycznych esejów itd., za które należy mu się chwała i szacunek. Nie zmienia to jednak faktu, że przynajmniej od kilku lat (jeśli nie od kilkunastu) nowej literatury pięknej nie pisze, a w wypowiedziach krytycznych zdarza mu się coraz częściej pieprzyć koszmarne androny (jak w przykładzie, który podałem). O ile "starego" Lema cenię, o tyle "nowy" i stetryczały działa mi tylko na nerwy.
Uważam się za miłośnika Lema (użycie słowa fan omijam nieprzypadkowo). Pisarz ten, jakkolwiek obecnie, u młodego pokolenia w Polsce, przegrywa pod względem popularności z ASem, w sposób ewidentny, ma jednak fanów w wielu krajach świata, także zachodnich. Co, nota bene, dało mi szansę nawiązania fantastycznych znajomości. Nikt nie zaprzeczy, że Lem od lat 80, czyli odkąd zaczął przechodzić na emeryturę (był to proces trwający kilka lat), brutalnie mówiąc, spierniczał i stracił wiele z dawnej błyskotliwości (Czasami nazywam go Yodą Scjence Fiction, półserio) Jednak wydaje mi się, że ta konkretna wypowiedź ze spierniczeniem Lema ma związek bardzo niewielki, jeśli w ogóle. Ale po kolei.
Najbardziej lubię jego powieści od lat 60 do Wizji lokalnej – ta ostatnia nosi już wyraźne oznaki zesejowacenia, niemniej ma jeszcze ten niepokojący Lemowski klimat i wysublimowaną grę fabuły, oraz świetny Lemowski warsztat artystyczny. Klasyczny Lem, za którym tęsknimy, tworzył powieści na naprawdę światowym poziomie i jakkolwiek by go dziś nie krytykować, (jeśli idzie o krytykę jego przydługich, monologów nacechowanych przeświadczeniem o własnej nieomylności itd, to ja się z tą krytyką w pełni zgadzam i bronić Lema - piernika ani myślę) do dziś wśród amerykańskiego fandomu mawia się, że są trzy szkoły SF Amerykańska, Rosyjska i Stanisława Lema. To chyba mówi wiele, jeżeli nie wszystko. Podstawowym błędem Lema, było IMO to, że nigdy nie potrafił się do końca odnaleźć w roli pisarza, zawsze doskonaląc swój warsztat intelektualny i językowy dążył do tego by być kimś więcej (kim?) – filozofem? Odkrywcą niewykorzystanych dróg w literaturze? Amatorskim samozwańczym etykiem nauki?. Jego wypowiedź, iż nie jest pisarzem SF, to w naszym fandomie doskonale znana anegdota. Ale żeby zrozumieć cały jej sens, wypada przeczytać kilka jego późnych esejów na temat literatury SF, w których Lem rozważa przyczyny rozpadu XX wiecznej literatury na mainstream i fantastykę, oraz powody dla których ta ostatnia została wtrącona do getta, nie tylko na naszym podwórku – jak czynił to A.S. w swoich felietonach, lecz ne całym świecie. Warto, bo zapewniam was, że Lem nie ustępuje inteligencją ani znajomością fantastyki Asowi, a jeśli chodzi o SF, to nawet go przewyższa. Jest on jednak, po prostu, wielkim egocentrykiem, lubiącym prowokować. Zaś jego wypowiedzi, taka, jak zacytowana powyżej, wyrwane z kontekstu, mogą dawać zaniżony obraz jego inteligencji.
Lem nigdy nie lubił fabuł ani światów fantastycznych samych w sobie, zawsze podobało mu się tworzenie koncepcji dla samego wystawiania ich na próbę poprzez budowanie fabuł; Historie, w których głównym bohaterem jest pomysł – dlatego lubi i ceni niektóre dzieła Dicka, Pierwsze tomy Ziemiomorza Le guin, czy chociażby Limes Inferior Zajdla, którą określił mianem najoryginalniejszej polskiej powieści SF, jaka czytal. Nie lubił zaś, lub w najlepszym wypadku uważał za nienajlepsze, Władców Pierścieni, Diuny, oraz wszelkie inne epickie cykle. Z oczywistym wyjątkiem trylogii Sienkiewicza.
Jeśli chodzi o Sapkowskiego, chciałbym dać wam do przemyślenia, to, co powiedział Lem w swoich ostatnich tomiszczach wywiadów i szkiców, takich jak Rozmowy Z Lemem i Świat na Krawędzi : Przyznał, że generalnie nie lubi Fantasy za skanonizowanie i ograniczenie jej świata przedstawionego do zamknietego zestawu rekwizytów; krasnoludów, elfów, magów, seksownych czarodziejek.. itd. Nagabywany na temat Sapkowskiego, stwierdził, że w sumie sam by zaciągnął jedna czy drugą czarodziejkę do łóżka, gdyby nie te lata, ale jako ekspert od tworzenia swiatów fantastycznych uważa gatunek fantasy za banalny i skostniały. Nie jest to opinia odosobniona, podobne zdanie ma Marek Oramus. Ja nie podzielam tak skrajnych poglądów, jakkolwiek co do braku orygilaności i skostnienia gatunku fantasy - trudno się nie zgodzić. Lubię fantasy ale tylko tę najlepszą oraz bardzo dobrą. Poniżej Zelaznego nic mnie nie interesuje. Gdy mnie ktoś prosi do dyskusji o Marionach Zimer –Bradley czy innych Annach Mc Caffrey (przepraszam za ewentualny misspelling) nie wiem, o kogo chodzi. Myślę więc, że Lema rozumiem. O ile przesadą jest traktowanie go jak wyroczni, to ignorowanie go, IMHO byłoby jednak wielkim błędem.
Dlaczego, albo raczej za co należy cenić Lema? Chociażby za to, że stworzył naszą fantastykę naukową. Bez Lema, nie byłoby całej plejady twórców, śród nich Snerga, Zajdla, Kresa, Dukaja, całego pokolenia. Inspiracie Lemem w ich twórczości, są widoczne gołym okiem.
Bez Lema wreszcie, Michael Kandel, nigdy nie zostałby tłumaczem i nie oddał by naszej literaturze przysług przekładając na Angielski opowiadań Huberatha, Dukaja, ani – być może też w końcu - Sapkowskiego.
PS. Cieszę się, że poruszono również kwestię ciemnych stron naszego miszcza, w tym jego wypowiedzi z czasów jedynie słusznej drogi. Mam na ten temat parę własnych, skromnych spostrzeżeń, którymi chętnie się podzielę.
Ale już nie dzisiaj. Nie wszystko na raz;).
PPS. O, Alakhai. Fajny avatar.