Maciej Popis pisze:
"Beata Stasińska: - Dołączanie książek do prasy codziennej jest jednym z przejawów walki konkurencyjnej. Nie wymyśliła tego Agora, przykłady znaleźć można we Włoszech, w Hiszpanii, w Niemczech. Mieliśmy szampony, płyty i CD-Ro-my, dzisiaj mamy książkę. Bardzo porządnie wydaną, z obwolutą, na dobrym papierze, dobrze złożoną i tanią. I oto pokazujemy czytelnikowi, że porządnie wydana książka powinna kosztować w Polsce 15 złotych! A jak się zachowują źli polscy wydawcy?! Co znaczą te ceny: 30, 40, 50 złotych?!
Szczerze mówiąc, to nie widzę powodu, dla którego wydawca nie miałby zjechać z ceną do 15 złotych. Jeżeli tylko wybierze taki tytuł, który może się sprzedać w 100 000 egzemplarzy, to z kosztami będzie raczej mógł się pobawić. Argument tej pani uważam za bezczelny. Nie można porównywać pomarańcz z jabłkami. Jeżeli jej wydawnictwo specjalizuje się w autorach, którzy nawet gdyby społeczeństwo kupowało więcej książek, nie sprzedadzą więcej niż 10 000 egzemplarzy, to niech się fałszywie nie skarży.
Poza tym, nie oszukujmy się. Książki z Wyborczej, poza obwolutą i twardą okładką, dobrze wydane nie są i zdarza się w nich sporo błędów. Osoby którym naprawdę na dobrej literaturze zależy, mogą sobie kupić np. "Mistrza i Małgorzatę" z Muzy. To tak jak z samochodami, możesz jeździć maluchem, ale możesz też Mercedesem. Wybór nalezy do ciebie i jeżeli tylko znajdzie się producent/wydawca, który dostarczy kiepskiej jakości produkt dla mało wymagających oraz dostawca towaru z górnej półki, to jest wszystko w porządku. Konsument ma wybór i
zawsze znajdzie się ktoś, kto nędznym produktem nie będzie zainteresowany.
Maciej Popis pisze:
Nie bez kozery na liście książek wybranych do kolekcji "Gazety" są takie tytuły, a nie inne. "Gazeta Wyborcza" nie zaryzykuje młodego autora i nie będzie go w ten sposób promowała.
Przede wszystkim to w pierwszej serii, GW sprzedawała gotowy produkt kupiony od Włochów, obejmujący nie tylko szatę graficzną, ale i dobór samych tytułów, poczynając od "Imienia Róży" i bardzo śmieszyły mnie pełne pompy artykuły o tym jak to postanowiono w redakcji zacząć właśnie od tego a nie innego tytułu.
Czy w przyszłości nie będą promowali w ten sposób nowego tytułu to nie wiadomo. Zresztą GW ma taką skalę przebicia, że może wypromować byle badziewie publikując pozytywną recenzję, w tym debiutanta (vide "Przygody fryzjera damskiego", czy Masłowska). Wystarczy, że zaczną trąbić miesiąc wcześniej jaki to wspaniały debiut się szykuje i kikladziesiąt tysięcy egzemplarzy się sprzeda, bo ludzie kupuję te książki, by ładnie na półce wyglądały.
Maciej Popis pisze:
Cieszę się, że ktokolwiek kupuje książki i w ogóle je czyta. Ale nie mówmy, że dziennik, który dokłada do gazety książkę, czyni to wyłącznie po to, by promować czytelnictwo.
Na upartego można powiedzieć, że tak, tyle że bardziej chodzi o czytelnictwo gazety, bo na niej Agora zarabia najwięcej (czyt. na reklamach).
Zresztą, książka jest takim samym dodatkiem jak film czy torebka, bo za wszystko się płaci. Różnica polega na tym, że GW nie bardzo może sobie pozwolić na dodawanie takich gadżetów jak każde inne pismo, bo straciłaby na wizerunku.
Maciej Popis pisze:
Podumowując mamy więc narzekania wydwanictw, że koszty wydania książki na naszym miernym rynku czytelniczym są zbyt duże by mogły one kosztować tyle co te z kolekcji Gazety. To jakim cudem GW je wydała?
Kiedyś na syffie Grzegorz Szulc
napisał:Dlaczego są takie niskie koszta druku. W USA i Kanadzie jest 11 wyspecjalizowanych drukarni przystosowanych do druku wielkonakładowego od 40000 egz. Są to w pełni zautomatyzowane drukarnie. O wydajności nie mającej odpowiednika w Europie. W tych drukarniach istnieje możliwość druku 5 książek np. po 10tys nakładu jedna po drugiej. Dlatego wydawcy maja tak poustawiane plany. 5 tytułów odbieramy z drukarni, a na rynek wpuszczamy je co na 6 dni.
W Polsce drukuje się z roli w 6 drukarniach książkowych.Ceny są zbliżone do niemieckich i czeskich. 450 stron w nakładzie 5000 kosztuje za egz 3,30 zł dla 10000 to 2,90 zł. Ale trzeba podpisac umowy na kilka tytułów. Można zaoszczędzić również kupując na zapas papier rolowy u producenta - oczywiści mówimy tu o zakupie powiedzmy 50 ton w roli, wtedy można ominąć pośrednika i zaoszczędzić 5 do 10%. Ale za papier płacimy w EUR, więc jest i tak drogo. Wizja że 10 wydawnictw polskich składa się i sciąga papier z Kanady dużym kontenerowcem to utopia.Przełóz sobie to teraz na plany wydawnicze GW (co tydzień jedna książka zapewne co najmniej w 100 000 egz.) i masz jasną odpowiedź. Poza tym, Agora może się zabezpieczyć np. przed ryzykiem kursowym w sposób raczej nieosiągalny dla małego wydawcy. Nie wiem czy robisz ZIM czy MISi czy FIBĘ, ale pojęcie "korzyści skali" powinno być ci znane ;)
Swego czasu czytałem gdzieś jakąś analizę zmian przychodów Agory w kontekście wprowadzenia do sprzedaży kolekcji literatury. Nie pamiętam czy to Puls Biznesu sporządzał, czy Rzepa, czy może Bankier.pl, w każdym bądź razie, o ile dobrze pamiętam, szacowano, że chyba średnio sprzedaje się 100 000 egz. co oznacza 1,5 miliona złotych przychodów. Ale tak naprawdę, zauważ że wydawcą nie jest Agora tylko Mediaset Polska, czyli nie kto inny a premier Włoch, Silvio Berlusconi (pierwszy zestaw książek to była zresztą kopia listy włoskiej, czego złośliwi czytelnicy GW nie omieszkali wytknąć). Szacowano, że zyskami dzielą się obie firmy mniej więcej po połowie, a na czysto wychodziły jakieś grosze (uwzględniając oczywiście skalę przedsięwzięcia). Jednym słowem, nawet zakładając, że od tego czasu Agora sprzedała 3 razy więcej książek, w skali całej firmy cudownego wlywu na wynik finansowy raczej nie będzie to miało.
Maciej Popis pisze:
Po co to wszystko? Żeby zapytać się Was jak ogólnie odbieracie ceny książek. Czy są dla Was za wysokie czy może w sam raz? Czy "nowy Sapkowski" i "nowy Dukaj" za ceny odpowiednio 43 i 35 zł to nie jest trochę za dużo?
Oczywiście, że są wysokie, ale patrząc na to w kontekście moich zarobków, bo stosunek ceny książki/zarobków jest o wiele bardziej niekorzystny u nas, niż w krajach zachodnich.
A będąc upierdliwym, napiszę, że nowy Sapkowski uwzględniając jakość książki (nie wydania, a treści), to skandal i zdzierstwo. Książki Dukaja mimo, że wydawane w mniejszym nakładzie i w lepszym wydawnictwie zawsze są tańsze. I jak najbardziej akceptowalne dla mnie.
Maciej Popis pisze:
I co sprawia, że Merlin może te książki (niestety porzez czas tylko jakiś) sprzedawać po ok. 10 złotych taniej?
Hmm.. bo omija pewnie kilku pośredników, plus koszty osobowe ma zredukowane do minimum? No i zawsze jest jeszcze zasada "większy obrót, większy zysk".
Maciej Popis pisze:
Kupując książkę płacimy oczywiście za papier, druk, promocję i honorarium autorskie. Ale to tylko około 40 proc kosztów. Resztę oddajemy pośrednikom: wydawnictwu ok. 20 proc, hurtowni 15 proc. Najwięcej zarabiają właśnie księgarze, bo od 25 do 33 proc. "
Jeszcze raz wracając do wypowiedzi Grzegorza Szulca, to wynikałoby że to raczej pośrednicy, czyli hurtownie zarabiają najwięcej.