|
Dijkstra |
|
Rejestracja: 21.09.2002 @ 18:26:22 Posty: 9369
|
pacek pisze: Vanin pisze: Tylko że nawyk czytania trzeba w sobie wyrobić, a on jest raczej średnio związany z kosztem książki. A to z kolei jest wynikiem promowania, w miłościwie nam panującym ustroju, modelu sukcesu w postaci tępego dorobkiewicza, ktorego potrzeby to bryka, komóra, a na koniec fundusz emerytalny. Takiego, co to ksiazki długim kijem nie dotknie.
Nie do końca tak. Ja bym raczej powiedział, że jest to skutkiem braku promowania czytelnictwa, a nie popierania stylu a'la yuppie. Jak powiedziała ta facetka z W.A.B. w "Tygodniku Powszechnym", nie zdarza się, żeby w jakichkolwiek programach informacyjnych była informacja o najnowszej książce Głowackiego, czy Kapuścińskiego. Z drugiej jednak strony każda stacja trąbi o rozpoczęciu sprzedaży nowego tomu Harry'ego P., albo gniocie Browna. To fakt, że Kapuściński zawsze się sprzeda gorzej niż Rowling, ale przynajmniej powinniśmy dbać o swoje. Styl japiszoński funkcjonuje sobie gdzieś tam samoistnie i szczerze mówiąc, też nie uważam żeby był przesadnie promowany.
Nie wiem czy czytaliście artykuł w "Wyborczej" o telewizyjnych programach o książkach, ale na wszelki wypadek wkleję go tu w całości, zanim trzeba będzie za niego zapłacić :)
Czy telewizje w polsce walczą o czytelnictwo?
Na wieść o planowanym usunięciu programu "Dobre książki" z anteny Jedynki, krakowski Instytut Książki wystosował w jego obronie list, pod którym podpisali się m.in. Maria Janion, Wisława Szymborska i Andrzeja Wajda. Efekt protestu popartego także przez widzów jest jednak niepewny, bo telewizja nie podjęła decyzji o nakręceniu kolejnych odcinków (emisję ostatniego zaplanowano na 28 grudnia o godz. 1 w nocy!), a pomysłodawca programu Robert Kowalski złożył już rezygnację.
Getto ramówkowe
Czy warto walczyć o "Dobre książki"? Na tle codziennej ramówki to program wyjątkowy, bo oferuje rzecz w telewizji mocno deficytową - dyskusję o literaturze. Od kwietnia 2001 r. bohaterowie programu - Kinga Dunin (wcześniej jej miejsce zajmowała Kazimiera Szczuka, dziś gwiazda TVN), Witold Bereś i Tadeusz Łubieński dwa razy w miesiącu omawiają wybrane przez siebie trzy wydawnicze nowości. Mają na to pół godziny.
Tymczasem inne programy o książkach w TVP trwają tak krótko, że prowadzący i goście mogą powiedzieć tylko kilka zdań. Żeby ludzi do czytania nie zniechęcać, mówią więc pochlebnie, co sprawia, że audycje te przypominają niewprawną reklamę. Wrażenie pogłębiają towarzyszące im "artystyczne" ujęcia okładek omawianych tytułów, którymi kamerzyści i montażyści chcą ożywić śmiertelnie nudny temat.
Taki charakter mają "Książki na jesień", nadawane przedpołudniem i wczesnym popołudniem w Jedynce migawki, w których do lektury zachęcają znani ludzie. Podobne są pojawiające się późnym wieczorem na TVP 3 "Książki z górnej półki" Tadeusza Górnego, a nagrywany w księgarni Czuły Barbarzyńca w Warszawie talk-show na stojąco Beaty Tyszkiewicz "Lubię czytać" (rano w TVP 2) jest tylko niewiele dłuższy.
Te trzy programy sprawiają wrażenie, że misję zwiększania czytelnictwa telewizja chce upchnąć w "ramówkowym getcie", tak żeby nie zniechęcać widzów w atrakcyjnej dla reklamodawców porze największej oglądalności, czyli wieczorem.
"Dobre książki" nadawano początkowo w końcówce "prime time", ok. godz. 22. Ostatnio przekładano je jednak o 1-2 godz. później, decydentów skłaniały do tego słabe wyniki oglądalności - zaledwie 300 tys. osób. Tymczasem "migawkowe" programy osiągają nawet dwukrotnie lepszy wynik (patrz ramka).
Bez dyskusji
"Dobre książki" wzorowały się na najlepszych - nadawanym przez 13 lat w Niemczech "Kwartecie literackim" Marcela Reicha-Ranickiego i francuskich audycjach Bernarda Pivot "Apostrophes" i "Bouillon de culture". Chociaż to właśnie m.in. dzięki temu programowi wyrobiła sobie popularność Kazimiera Szczuka, którą łowcy głów z TVN przechwycili do "Najsłabszego ogniwa", "Dobrym książkom" nie udało się odegrać porównywalnej roli.
Czy to oznacza, że polscy widzowie nie chcą słuchać rozmów o książkach? Niekoniecznie, bo imponującą, oscylującą wokół 1 mln widownią cieszą się "Telewizyjne wiadomości literackie" przygotowywane we Wrocławiu przez Stanisława Beresia i Mirosława Spychalskiego. Nadawany zaledwie raz w miesiącu program ma charakter magazynu z wiadomościami z Polski i zagranicy. W większości jednak wypełniają go - czasem bardzo długie - rozmowy z pisarzami i krytykami. Program Beresia i Spychalskiego nadawany jest w atrakcyjnej porze - o godz. 19.30. Chociaż walczy o widza z "Wiadomościami", stała publiczność radzi sobie śledząc zapewne wydarzenia dnia we wcześniejszych "Faktach" TVN i "Panoramie" na Dwójce.
Nad innymi programami "TWL" ma jeszcze jedną przewagę - ciekawą stronę wizualną, która przykuwa uwagę pstrykających pilotami widzów. Rozmowa z Januszem Głowackim jest tu poprzedzona trwającą kilkadziesiąt sekund filmową etiudą o Nowym Jorku, a długi wywiad z Wojciechem Albińskim ożywiają migawki z Afryki.
Może gdyby twórcy "Dobrych książek" nie upierali się przy surowej formule trzech "gadających głów", program cieszyłby się większą oglądalnością? A może dyskutantom zabrakło charyzmy Pivota i Reicha-Ranickiego?
Uzdrowienie przez komercję
Zniknięcie tego programu będzie wielką stratą, bo polskiej kulturze z pewnością przynosił więcej pożytku niż kolejna biesiada albo telenowela. Bardziej niepokojące jest jednak inne zjawisko - niemal całkowita nieobecność literatury, pisarzy i książek w telewizyjnej porze największej oglądalności.
O ile na Zachodzie popularni pisarze często goszczą w programach typu talk-show, w Polsce trudno ich tam zobaczyć. Kuba Wojewódzki od początku roku zaprosił do siebie zaledwie dwie osoby parające się pisaniem - aktorkę Joannę Szczepkowską i scenarzystkę Ilonę Łepkowską. W innych programach na pisarzy trafić jeszcze trudniej. Paradoksem polskiej telewizji jest to, że mamy już programy nawiązujące do najbardziej ludycznych form rozrywki z Zachodu, ale próżno w niej szukać informacji o dobrych rozrywkowych książkach - romansach, thrillerach, horrorach, fantastyce. Młody człowiek, oglądając telewizję, może dojść do wniosku, że literatura to dziedzina mniej godna uwagi niż muzyka pop czy sport, bo to, czego nie ma w telewizji, nie istnieje. Tymczasem w USA miliony ludzi kupują książki z polecenia "królowej talk-show" Oprah Winfrey, która niedawno "wylansowała" "Annę Kareninę" Tołstoja!
Strach przed ośmieszeniem
Pokolenie telewizyjnych decydentów przyzwyczajone jest myśleć o książce i literaturze z nabożeństwem, jak o strawie duchowej, dziedzinie wieszczów i depozytariuszy prawd objawionych. Jednak - czy tego chcemy, czy nie - rola ta szybko ulega zmianom, a literackim mainstreamem zaczynają rządzić prawa wolnego rynku. Zapominają o tym sami pisarze, którzy niechętnie pokazują się w talk-show, bo boją się ośmieszenia. Z kolei polscy wydawcy dopiero uczą się od kolegów z Zachodu, że promowanie książki za pomocą reklam, telewizyjnych spotów czy zachęcanie pisarzy, żeby uczyli się pojawiać w telewizji, wcale nie obniża wartości literatury i jej znaczenia dla kultury.
Znakiem nowych czasów może być najnowszy, a zarazem jeden z najciekawszych w Polsce programów o książkach - "Wydanie drugie poprawione" Kazimiery Szczuki i prof. Krzysztofa Kłosińskiego, które od kilku tygodni nadawane jest przez komercyjną telewizję TVN 24 (i to w porze bardzo atrakcyjnej - w piątki o godz. 17). Dzięki komercyjnym stacjom nastąpiło w Polsce odnowienie formuły programu informacyjnego. Może to one powinny nam przypomnieć, że pisarze mają przynajmniej tyle samo do powiedzenia co aktorzy, olimpijscy mistrzowie i trzeciorzędni szansoniści?
Podkreślony fragment to zresztą analogiczna uwaga jaką poczyniła przedstawicielka W.A.B. w "Tygodniku Powszechnym" i trudno jej odmówić racji. Nie ma nic bardziej śmiesznego i żenującego, niż "artysta", który odmawia promowania swojego dzieła.
Druga uwaga odnośnie programu o książkach na TVN24. Widziałem raz i bardzo mi się podobało. Nawet Szczuka, której w "Dobrych książkach" nie trawiłem za brak przygotowania i manieryczne powtarzanie "to jest jakieś takie... nooo.." wypadła dobrze. Może telewizja zaczyna jej służyć, a może to TVN nie chce puszczać byle badziewia.
Cały czas ostrzę sobie też zęby na nową propozycję TVP, czyli kanał "Kultura", w którym jeden dzień w tygodniu ma być poświęcony książkom.
_________________ CzytamPodróżujęPrzekonanie o własnej ważności doprowadziło mnie do kompleksu Boga
W wieku 6 lat chciałem zostać kucharką, gdy miałem 7 - Napoleonem. Odtąd moja ambicja, podobnie jak moja mania wielkości nie przestawały rosnąć
|
|