Cintryjka pisze:
Lwy Al-Rassanu za mną. O dziwo, przebiły Mozaikę. 10/10
Lwy Al-Rassanu za mną. Znowu jestem rozbita literacko, bo nic mi nie wchodzi. I śniły mi się, choć tym razem nie rozkleiłam się w trakcie lektury. I jestem w kropce, bo
Mozaiki nie przebiły, ale nie jestem pewna, czy umiem napisać, czemu.
No cóż, spróbuję.
Byc może w moim przypadku działa Prawo Pierwszej Książki, a z Kaya czytałam jako pierwszą właśnie
Mozaikę.
Lwy ... to niby ten sam świat. Niby podobna tematyka. Wilka polityka i ludzie uwikłani w nią mniej lub bardziej świadomie. Ale MOzaika była jakaś taka... nie wiem, mam wrażenie, że bardziej subtelna. To, co kilka osób zarzucało, to misterne wpatrywanie się w ludzi, tworzenie z maleńkich okruszków ich losów całości, co znacznie spowalniało akcję w Mozaice... tego w Lwach nie ma.
Lwy... są, IMVHO, bardziej przygodowe. Co nie znaczy, że jest to powieść akcji :) Ale mniej jest tych subtelnych zazębień, nawiązań, przystanków, by pokazać coś - pozornie - zupełnie niezwiązanego z główną akcją.
Resztę moich spostrzeżeń pozwolę sobie przemycić w odniesieniu do uwag Cintryjki:
Cintryjka pisze:
Miranda Belmonte po zastrzeleniu tego sukinkota Garcii de Rady została moją idolką:))) umocniła się na tej pozycji po powitaniu Rodriga w domu strzałą.
Nie lubię Mirandy. Dlatego, że <spojler>
stoi ona na drodze Belmonda i Dżehany. IMO to oni powinni być razem <po spojlerze>
Cintryjka pisze:
Król Ramiro to porządny król. I ma fajową żonę.
Porządny tak, ale nie umywają się do cesarskiej pary w Mozaice. A szkoda. Chociaż, od momentu polowania i <spojler>
zranienia Ines< po spojlerze>, moje uznanie dla Ramiro wzrosło znacznie. Ines zyskała w moich oczach już podczas audiencji z de Chervallesem, do Ramira musiałam się dłużej przekonywać.
Cintryjka pisze:
Nienawidziłam jak psa Ammara ibn Khairana. ARGH. Nienawidzę takich postaci. Doskonały w każdym calu, czego się nie tknie, zmienia się w złoto, a jednak samotny, naznaczony piętnem zabójcy ostatniego kalifa i szczery tylko w swej wspaniałej poezji. Nieobciążony skrupułami, ale spragniony sensu i celu. A miłość się nim z nagła okazuje, w dodatku do "niewiernej". <WIADRO> Ach, i jeszcze na koniec okaleczony....litości!
Ja jego postać lubię. <spojler>
Chociaż to nie on powinien być z Dżehaną. Nie zasługuje.Cintryjka pisze:
Dla równowagi Dżehana była całkiem sensowną postacią, dopóki nie straciła rozumu dla tego bubka Ammara:P
Sensowną. Tylko przeszkadzało mi się to jej ciągłe miotanie, te "i chciałabym, i jestem zbyt dumna". Poza tym wspaniały, tolerancyjny, rewelacyjny, pozbawiony wad trójkącik głównych bohaterów działał mi momentami na nerwy. Jak oni się kochali, sznowali i rozumieli! <wiadro>
Cintryjka o zakończeniu pisze:
W dodatku ten skurczybyk Kay tak je zaserwował, że prawie do ostatniej strony NIC NIE WIADOMO....
Prawda? Ja prawie pogryzłam palce z emocji. Bałam się, że zakończenie będzie znowu z
Mozaiki. Kocham i nienawidzę Kaya za to zakończenie. On to robi specjalnie, żeby wykonczyć moje i tak skołatane nerwy :) Chociaż, przedsmak tego stylu był juz przecież wcześniej, w noc karnawału, kiedy <spojler>
umierał Velaz, a wszystko wskazywało na...ech!<po spojlerze>
To na tyle. 9,5/10.
p.s. Z rozmowy mojej z Wrzosiem:
Wrzoś: I jak
Lwy...? Podobały się?
Ja: Podobały. Ziubrów nie ma, ale też jest zajebiście.
:)))