meadwyn pisze:
Aha - zauważyłam, że tu dużo osób nie lubi Gisel. Chciałabym się wyróżnić stwierdzeniem, że Gisel była chyba jedyną postacią, której los mnie bardziej intrygował, a Styliane + rodzinka budzi we mnie niechęć.
Ja miałam jeszcze inaczej. Tak jak w
Tiganie czy
Lwach owszem posiadam swoje sympatie i antypatie, tak w
Mozaice kwestie lubienia tudzież nielubienia były dla mnie zupełnie poboczne. Właściwie do nikogo (poza Perteniuszem) nie odczuwałam ani specjalnie ciepłych uczuć ani wrogości (o ile można w ogóle w takich kategoriach wyrażać się o tworach literackich:P). Co bynajmniej nie znaczy że bohaterowie byli mi obojętni. Raczej do tego stopnia byłam w stanie zdać sobie sprawę z plątaniny ich motywów, pragnień, przyczyn takiego a nie innego postępowania, że praktycznie w każdego potrafiłam się wczuć, spojrzeć jego oczami. Nie tyle lubiłam, ile... rozumiałam. Dlatego właśnie Mozaika jest dla mnie numer 1 w twórczości Kaya - w innych jego powieściach (nie znam wszystkich) jest więcej czerni i bieli, tu sięgnął IMO najgłębiej.
Cytuj:
Nie wiem, co Kay takiego ma, ale czytasz i bohater w zasadzie nic się nie obchodzi. Było mi obojętne, czy Crispin zrobi swoją mozaikę, czy nie. Zakończenie: ładna klamra, ale nic poza tym.
O łzach wzruszenia nie ma oczywiście mowy.
No dobra, to się przyznam. Trochę się poryczałam przy scenie pożegnania Crispina ze Styliane...
Cytuj:
Są książki, gdzie niepowodzenie bohaterów osobiście boli, gdzie ma się ochotę zamazać korektorem i napisać własną wersję, a jednocześnie się je kocha. Ta na pewno się do takich nie zalicza.
Ja tak mam z
Tiganą (wątek Dianory, mojej ulubionej postaci), z
Mozaiką faktycznie nie.