Ha! :))) Że temat ten powstanie, jasne było od dawna. Asiołek – pisząc o „Gobelinie” - zmobilizowała mnie do tego, żeby go założyć właśnie teraz ;)
Aha, zanim zacznę. Dla tych, co nie czytali: nawet nie udaję, że będę się starała nie spojlerować, to jednak topik o konkretnym twórcy, więc i tak nic by z tego nie wyszło. Obiecuję, że bezwzględnie oznaczać będę spojlery z powieści niewydanych po polsku (zresztą i tak poza mną mało kto je zna ;))) ale miejcie na uwadze, że niechcący możecie poznać zakończenie.
Tytuł tematu pożyczyłam sobie z
autoryzowanej strony Kaya, bo też i ten aspekt jego twórczości pociąga mnie najbardziej. Powtórzę za Asłem: na początku był Fionavar, który był pierwszym ze światów, potem powstały następne. Z tego, co pamiętam, sam Kay broni się bardzo przed tym, żeby odczytywać wszystkie jego książki jako opowieści z jednego uniwersum, ale gdyby tak go nie słuchać ten jeden raz ;))) to okaże się, że takie traktowanie jego światów tylko rozszerza pole do rozważań. Mnie na przykład coś chwyciło za gardło, gdy Dianora, myśląc o legendzie opowiedzianej jej przez Brandina, żałowała, że nie urodzili się we Fionavarze, bo tam ich miłość mogłaby być ziszczalna. Ja, pamiętając o Diarmuidzie i Sharrze, Ysanne i jej mężu (Asiołek pewnie zaraz przypomni ni imię, ja na szybko nie mogłam wyguglać, a memoria się sfragilizowała), a przede wszystkim historię Lisem, wcale nie byłam o tym przekonana. I było mi jeszcze bardziej smutno.
Nie wspominając już o prostej obserwacji, że wraz z oddalaniem się od początku, magii w światach jest coraz mniej. W „Tiganie” mamy jeszcze do czynienia z czarodziejami i czarnoksiężnikami, w „A Song for Arbonne” magia jest już o wiele słabsza i dostępna praktycznie tylko kapłanom, w świecie, w którym rozgrywają się jego trzy ostatnie powieści nie ma jej już prawie w ogóle. Stosunkowo najwięcej w „The Last Light…”, ale wiadomo – magiczna północ :P
I to właśnie chyba to podejście całościowe dołuje mnie najbardziej, jak myślę o Kayu. Jakby mało tragedii zawierał na tym najbardziej powierzchownym poziomie. Jedyną książką Kaya na której nie płakałam („Gobelin” biorę pod uwagę całościowo) jest „Mozaika”. Poryczałam się nawet na „A Song for Arbonne”, a rekord pobiłam przy „The Last Light…”, gdzie się rozbeczałam w czwartym rozdziale. Przy końcu „Najmroczniejszej drogi” też płakałam jak głupia, choć zaczęłam w innym miejscu, jak Asioł. Wcześniej ;)
PS. Pełna bibliografia Kaya była już podawana nie raz, ale że coraz częściej spotykam się w sieci z pytaniami o nią, tedy dla porządku raz jeszcze.
1) "Fionavarski gobelin" ('The Fionavar Tapestry'):
- "Letnie drzewo", 1995 r. ('The Summer Tree', 1984 r.)
- "Wędrujący ogień", 1995 r. ('The Wandering Fire', 1986 r.)
- "Najmroczniejsza droga", 1995 r. ('The Darkest Road', 1986 r.)
2) "Tigana", 1998 r. ('Tigana', 1990 r.)
3) 'A Song for Arbonne', 1992 r.
4) 'The Lions of Al-Rassan', 1995 r.
5) "Sarantyjska mozaika" ('The Sarantine Mosaic'):
- "Pożeglować do Sarancjum", 2002 r. ('Sailing to Sarantium', 1998 r.)
- "Władca Cesarzy", 2004 r. ('Lord of Emperors', 2000 r.)
6) 'Beyond this Dark House', 2003 r. – zbiorek wierszy. Nie do dostania poza Kanadą :(((
7) 'The Last Light of the Sun', 2004 r.