Nikt chyba jeszcze nie wspomniał o MBC, a jest to na pewno opera omnia Łysiaka. Kupiłem to i przeczytałem tylko dlatego, że na okładce widniało jego nazwisko. I oto ja, facet, który malarstwem i sztuką w ogóle interesował się o tyle o ile (tzn wcale), idę sobie przez galerię obrazów (IV kategorii w toruńskim ratuszu) i nagle STOP! Ja WIDZĘ! Widzę na malowidłach, to wszystko co mistrz pisał o świetle, kompozycji, symboliźmie, etc. I jak rany, ja te obrazy ROZUMIEM! A przecież wcale specjalnie się tego nie uczyłem, samo weszło do głowy podświadomie. I to jest moim zdaniem najlepsze świadectwo o Łysiaku, jakie mogę napisać. Talent, jaki w literaturze zdarza się raz na pokolenie, albo i to nie. Tym bardziej przykro patrzeć, jak Łysiak rozmienia się na drobne, po raz n-ty, choćby i słusznie, wylewając kubły pomyj na "różowych". Można było taką książkę napisać raz, ale kilka razy pod różnymi tytułami? Najbardziej zabolało mnie oczernianie J. Kaczmarskiego, tym bardziej, że jego płytotekę znam prawie na pamięć i nie ma tam nic z rzeczy, o których pisze Łysiak. Wręcz przeciwnie. Uważam, że mało kto potrafi tak wyczuć i opisać polską kulturę i historię jak Kaczmarski. Wreszcie niezrozumiały dla mnie bezmyślny entuzjazm, z jakim ten tak inteligentny człowiek podchodzi do kreacjonizmu, czy to w wydaniu danikenowskim, czy religijnym. To mnie drażni. Oprócz MBC, najbardziej cenię sobie eseje podóżnicze "Asfaltowy Saloon" (jeżeli kiedykolwiek wybiorę się do USA, to tylko dzięki tej książce), "Francuska ścieżka" i "wyspy zaczarowane". W ogóle uważam, że pierwsza faza twórczości Łysiaka, tak gdzieś do 1990 roku jest zdecydowanie, jeżeli nie liczyć MBC, lepsza, od dzisiejszej (cenzura go kształtowała, czy co?)
_________________ Prawda jest okruchem lodu
|