Dawno, dawno temu w nieboszczyku 'Feniksie' ukazalo sie opiwiadanie pt. 'Czerty Welesa'. Przeczytalam je sobie i westchnelam: Dlaczego takich rzeczy nie ma wiecej? Fantasy bez elfow, bez olbrzymow bez smokow, bez krasnoludow i magow, ktorzy maja na czubku galke. Jak dobrze, ze tak mozna.
I oto po wieeeelu, wielu latach do rak trafila mi 'Granica' rosyjsko-ukrainskiej spolki autorskiej. Dwa tomiska, mozna sie wciagnac, ubawic, zdenerwowac, nawet znudzic - zalezy wszystko od upodoban.
Bo co mu tu mamy? Mnogosc swiatow, Pana na wysokosciach, magie, krew, superherosow, czarci pomiot, upadlego aniola buntownika, krwiozerczego Zyda, setnika kozackiego i dybuki. Zero elfow, zero krasnoludow, zero tego wszystkiego, co do obrzydzenia i przesytu wylewa sie z prawie kazdek ksiazki fantasy.
Nie bede spoilerowac, bo po co. Jak ktos bedzie chcial, to sobie przeczyta, a jak nie bedzie chcial, to nie. I tyle.
Zapadly mi w pamiec dwie postaci - upadly aniol buntownik, milosnik wolnosci, kaf-Malach, wyzuty z mocy i oslably, pragnacy konca i zmuszajacy sie do dzialania, zgorzknialy i pelen nadziei jednoczesnie. I przez to - tak bardzo ludzki.
I Jaryna Longinowna, brzydka dziewczyna, ktorej w koncu trafil sie ksiaze. Ten fragment jest do bolu babski, pisala go chyba Marina Diaczenko, jedyna kobieta w skladzie spolki autorskiej. Bo chyba tylko kobieta moze ludzic sie tym, ze brzydka, sponiewierana dziewczyna, w dodatku buntownicza, z wlasnym zdaniem i pyskata, moze stac sie obiektem czyichkolwiek uczuc.
'Granica', Marina i Siergiej Diaczenko, Henry Lion Oldi i Andriej Walentinow.
6/10
_________________ Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
|