Nieładnie to, że nie pamiętam źródeł, ale ktoś nazwał Jeżycjadę "inteligencką utopią", które to określenie uważam za trafne. Podobnie jak "borejkowski mit", pewną sferę idealną, obszar tęsknot, tak samo uczuciowych jak i intelektualnych. Naiwność, nie całkiem oderwaną od rzeczywistości.
Za to ten cykl lubię, choć niekoniecznie traktuję poważnie. Idealne do poczytania w czas, kiedy chce się przeniesć w świat nieco baśniowy, pełen humoru, wyrazisty i urokliwy w swych złudzeniach, w które czasem tak miło jest choć na chwilę uwierzyć.
Ignacy - mam dla tej postaci wiele zrozumienia, ze względu na występowanie u mnie tych samych cech. Wiem, jak łatwo zatonąć w czytaniu, w świecie idei, jak chciałoby się nigdy nie dotykać ziemi i wygodnie trwać na miłej posadzie, nie zawierając nigdy kompromisów. To ostatnie jast akurat lekko denerwujące, że wszyscy pozytywni bohaterowie "rodzą się" politycznie uświadomieni. Na dziś pewnie anachroniczna postać, może dlatego równie często nielubiana, co darzona przez wielu iście nostalgicznym sentymentem.
Róża - nie mogę jej nie lubić, skoro sama pełniłam rolę siostry starszej, mądrzejszej, grzeczniejszej (ta "morfa" niełatwo się od człowieka odkleja). Poza tym jedna z moich przyjaciółek jest takim typem Róży: zawsze uśmiechnięta, wesoła, życzliwa, z każdym porozmawia, pomoże, poza tym bardzo ładna. I zawsze wszędzie znajdowali się w dużych ilościach jej potencjalni wielbiciele :-) Kawał prawdy z tym przedkładaniem przez facetów słodyczy Róży nad oryginalność Laury. Jednak jako konstrukty książkowy takie postacie nie mają łatwego życia.
Laura - również ciekawa osoba, choć jej bunt trochę stereotypowy, lecz niepozbawiony wiarygodności. Ten wyzywający makijaż i doskonały egoizm. Jak jakiś "błękitny anioł", dlatego tak odstaje od reszty.
Pamiętam, jak mnie dziwiło, że dziecko z podstawówki słucha tylko jazzu nowoorleańskiego i opery. Myslicie, że to możliwe? To już lepszy jest Józinek i jego Rammstein.
Co do ulubionych postaci - jestem również wielbicielką Idy, także na prawach pewnych zbieżności w charakterze. Lubię też Aurelię (ciekawe, co u niej słychać), Anielę, z facetów zaś Konrada Bitnera i Bernarda - z jednej strony, z drugiej zaś - Marka Pałysa i jego syna. Nie lubię natomiast naj, naj, naj Fryderyka, który jest równie ciężkostrawny jak znani realni geniusze.
Wąsy u panów to jeden z dość licznych anachronizmów estetycznych. Kwestia stroju była interesująco rozegrana tylko w "Kwiecie kalafiora", zaś im bliżej dnia dzisiejszego, tym gorzej. 18-letnia Patrycja u zarania lat 90-tych chadza w halce, a półdziecinna Laura nosi pończochy (może jeszcze z paskiem?). Ktoś ma jeszcze jakieś spostrzeżenia?
Cytuj:
Język bohaterów bez żadnych elementów gwarowych?
A elementy gwary są przecież. "Słownik gwary miejskiej Poznania" czasem sięga po zdania z powieści Musierowicz jako przykłady do haseł. Ale ja mieszkam tylko z poznańskiej "strefie wpływów", tedy nie będę się mądrzyć. Może jakieś "tej" też by się przydało. :-)
Cytuj:
To na razie tyle, na ten temat to ja mogę godzinami:)
Ja też :)