Właśnie skończyłam to czytać. Generalnie zgadzam się z zarzutami Arien i Cintryjki. Książka jest jednym z najsłabszych tomów Jeżycjady - nie ryzykuję stwierdzenia, że najsłabszym z nich, bo niektóre czytałam wieki temu i musiałabym sobie przypomieć.
Faktycznie, tej domowej atmosfery i rodzinnego ciepła, o których tyle się tam mówi, nie wyczuwa się w ogóle. Humor też na średnim poziomie - przy Musierowicz potrafię się nieraz śmiać bardziej niż przy Pratchettcie, ale nie tym razem. Mnóstwo oczywistych nielogiczności, niespójności, bezsensownych wątków, nienaturalne przyspieszenie akcji pod koniec, tak że jak to napisała Arien - zabrakło miejsca do opisania najciekawszych rozmów.
A najbardziej wkurzały mnie nierealistyczne i często papierowe postacie. W dodatku wielu "starych" bohaterów, znanych nam z Jeżycjady nieoczekiwanie się zmieniło, tak jakby Musierowicz przy pisaniu "Polewki" chciała zaprzeczyć ich dawnym wizerunkom, które sama wykreowała. Laura już chyba w poprzednim tomie z interesującej, niejednoznacznej postaci stała się kolejnym aniołem w domu Borejków. Już nawet zaakceptowałam to, że złagodniała, uspokoiła się, ale nie rozumiem dlaczego taka niby inteligentna dziewczyna nagle zachowuje się infantylnie i naiwnie oraz niczym zdesperowana trzydziestolatka chce zaciągnąć poznanego przed dwoma miesiącami faceta do ołtarza? :) To zupełnie nie pasuje do Laury. Wolfi tez zgłupiał, ale to wynika z faktu, że cały ich związek został przedstawiony, jakby to była para czternastolatków, a nie dorosłych bądź co bądź ludzi. Kolejny człowiek, który nagle się zmienił, to senior rodu. Wcześniej Musierowicz kreowała go na postać raczej pozytywną - wiem, że wielu czytelników denerwował on już w poprzednich tomach, ale we mnie na przykład do tej pory wzbudzał umiarkowaną sympatię. Teraz stary Ignacy nagle stał się człowiekiem wrednym, nawiedzonym i bardziej apodyktycznym niż kiedykolwiek wcześniej. Widać, że sama autorka czuje do niego niechęć. Zabrakło konsekwencji w budowie postaci i całego wątku Pyziaka - zgadzam się, że cały motyw z jego powrotem jest za przeproszeniem z dupy wzięty. Pyziak wygląda mi na taki wytrych fabularny dla autorki - jak chce, żeby działo się coś ciekawego, to go wprowadza. Bez sensu.
Co więcej, Musierowicz stała się jeszcze bardziej moralizatorska niż wcześniej. W poprzednich tomach Jeżycjady wszystkie te "elementy dydaktyczne" nie były aż tak nachalne, często zostały umiejętnie ukryte między wierszami, przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie. Z pewnością nie raziły mnie tak, jak podkreślanie cnotliwości Laury i prowadzenie dyskusji o lekturach szkolnych w tym tomie. To wypadło po prostu sztucznie.
Mimo wszystko z chęcią przeczytałam tą książkę - do Jeżycjady mam zbyt duży sentyment, by powrót do świata Borejków nie sprawiał mi pewnej przyjemności :)
apaczyk pisze:
Odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że to niekoniecznie MM straciła kontakt z rzeczywistością i nie potrafi już tchnąć prawdziwego życia w swoich bohaterów, jak to się tu często jej zarzuca (sam nie jestem wyjątkiem), a raczej to my, coraz bardziej ewidentnie i nieodwracalnie, a przy tym systematycznie, opuszczamy szeregi potencjalnej grupy docelowej czytelników jej książek. Bo czego by nie mówić o tej grupie, uważam, że jednak są to książki pisane dla młodzieży.
Czy ja wiem? Moim zdaniem nie w tym tkwi sedno sprawy. Ja jestem młodsza od książkowej Laury, więc chyba należę do kręgu potencjalnych czytelników Jeżycjady, jednak wiele starych tomów podoba mi się naprawdę dużo bardziej niż np. ta nieszczęsna "Polewka".