Radagajs właściwie to uważam, że dyskusja o "Mistrzu i Małgorzacie" z Tobą, nie bierz tego jakoś osobiście, nie ma akurat najmniejszego sensu. Bo stosujesz moim subiektwnym zdaniem po prostu maksymalnie demagogiczne, przerysowane klucze interpretacyjne (i w zasadzie najczęściej sprowadza się to wszystko do tej skandalicznej według Ciebie wymowy moralnej / etycznej i marnej Twym zdaniem kondycji człowieczej samego autora dzieła, co czasem sugerowałeś). Już masz swoją opinię, ja mam swoją i jak praktyka pokazuje moim zdaniem wcale nie będzie się tu poszukiwać czegoś nowego w powieści. Czujesz się, bo ja wiem w obowiązku polemizować z pozytywną oceną "Mistrza i Małgorzaty". Ktoś (np. ja ;)) inny czuje się w obowiązku powieści bronić. Właśnie dlatego sens tej dyskusji- czyli poszukiwanie u Bułhakowa różnych sensów, odwołań, przekazu, kluczy interpretacyjnych etc. IMVHO ginie gdzieś pod ciężarem ostrego sporu. Jest za ostro po prostu, żeby intrygująco podyskutować. Chodzi o to, żeby powtórzyć tą dawną dyskusję w jej dosłownym niemal brzmieniu? Żebyś jeszcze raz napisał to samo? Żeby ktoś inny znowu napisał to samo ? Żebyś "obwieścił światu" swą ocenę "MiM"? Wrażenie wtórności jest we mnie naprawdę bardzo silne. Już ktoś na tym forum robił z Henryka Sienkiewicza pedofila i sadystę. Twoje argumentowanie moim bardzo subiektywnym zdaniem często idzie w kierunku takiego stylu. Nie lubię robić wiwisekcji akurat tej powieści. Bo to jest mniej więcej jakbyś powiedział swojej jedynej ukochanej kobiecie: "Kochanie co Ty masz tam w środku. Może zrobimy Ci sekcję". Do tego właśnie obejrzałem sobie 11 odcinek "Rome" pod tytułem "Spoils". Po prostu genialny i perfekcyjny. Jest to IMVHO najlepsza produkcja telewizyjna od wielu, wielu lat i spokojnie wytrzymuje porównanie ze świetnym serialem "Ja Klaudiusz" (jeśli mam się odnieść do podobnego "segmentu serialowego"), a nawet być może jest od niego lepszy nie tylko realizacyjnym rozmachem. A ostatni odcinek 12 pierwszej serii "Kalends of February" już czeka, a ja bardzo chcę go zobaczyć. I nie wiem właściwie dlaczego, ale jeszcze raz napiszę co już tyle razy było powiedziane wcześniej. Ty się powtarzasz "wkoło Wojtek" mogę i ja. A co:) Twoje dosłowna, literalna, wroga, fanatyczna i często IMVHO demagogiczna interpretacja jest mi obca (taki mój indywidualny odbiór, co robić). Nie rozumiem jej i nie czuję. Masz oczywiście do niej święte prawo. Święte prawo do swego odbioru i oceny. Ja mam zaś święte prawo do swojej oceny i indywidualnego odbioru.
Wybacz, że poniżej będę odnosił się do Twoich cytatów bez zachowania chronologii Twoich postów i dość wybiórczo.
Radagajs pisze:
No ale to jest przecież, ahem, prawo dżungli. Przypominam: dwie ofary śmiertelne, jedna zwampirzona, kilkanaście ze złamaną psychiką, etc. Jak to są "drobne swawole", wolę nie myśleć , czym byłyby według ciebie mniej drobne swawole.
Ciśnie się na klawiaturę cytat z Alakhaia z tamtej dawniejszej dyskusji :
"Plose pani, a w tej ksiąsce sie biją, w tamtej mordują, a w tej obok to nawet gwałcą i gołe cycki pokazują, o!" A tam prawo dżungli. Przecież jest zadanie do zrealizowania. Przecież wszystko ma prowadzić do Balu ! :)
Jak to ktoś kiedyś napisał (Nabokov chyba ? ) :
"Wielkie powieści są wielkimi baśniami". Taka licencia poetica konwencji. O masz kolejny klucz interpretacyjny. Działalność wesołej gromadki Wolanda to tragikomiczny pastisz egzystencji totalitarnie rządzonego miasta. Wychodzący z tradycji burleski, karnawału, groteski, makabreski etc. Miszka ubrał to w mało publicystyczną, ale za to bardzo literacką formę najwyższej próby. Celowo Bułhakow zastosował zabieg deformacji świata przedstawionego. Deformacji właśnie. Przy okazji kpi sobie z tej materialistycznej wizji wszystkiego. Cudownie to robi.
To tak a propos przyczepiania się do poszczególnych scenek. Nie rozumiem tego z mojego punktu widzenia maniackiego ograniczania się do interpretacji tych scenek na poziomie literalnej dosłowności. Scenek z założenia pełnych groteski i karykaturalności. Zresztą mam wrażenie, że tą z gruntu "magiczną" powieść odczytujesz w sposób fundamentalistycznie realistyczny co samo w sobie IMVHO sensu nie ma. Otóż szanowny Radagajsie diabelskie wybryki Wolanda to wszak RÓWNIEŻ nic innego jak (tu posłużę się cytatem):"
to – paradoksalnie – próba przywrócenia etycznego kontekstu, w którym jako sługa nieprawości mógłby odgrywać swoją odwieczną rolę ryczącego lwa". Bo to "baśń" między innymi o ludziach, a Woland jest sumiennym ich obserwatorem, który tu znowu zacytuję :
bez zbytniego wysiłku, niczym wojownik wprowadzony w tajniki wschodnich walk, powala przeciwnika, wykorzystując impet jego własnej siły. Bo "Mistrz i Małgorzata" to między innymi studium człowieka. Również (co bardzo jest w tradycji rosyjskiej literatury i bardzo zarazem hm prawosławne:)) studium nieprawości, małości i podłości ludzkiej. Działalność diabła w Moskwie co chwila demaskuje złe intencje, złe motywacje, niskie pobudki czy podłe czyny ludzi. Tu znowu cytat:
Bies jakby spełniał rolę papierka lakmusowego ukazującego najpodlejsze oblicze człowieczego serca.A pytanie Nocty
Nocta pisze:
Swoją drogą i z zupełnie innej beczki: ile w tej konstrukcji szatana jest czystego zła, a ile smutku?
jest bardzo inspirujące :)
Radagajs pisze:
Jeśliinterpretację "MiM" ograniczyć do warstwy dosłownej, to OK, ale wtedy wyjdzie z tego błaha komedyjka o Szatanie dezorganizującym życie Moskwy; może fajnie napisana, ale od "najwybitniejszej powieści XX wieku" wymagać należałoby trochę więcej, nespa?
Spa. ALE po pierwsze wcale nie błaha komedyjka, po drugie nie "fajnie" a przepięknie napisana. Po trzecie "jeśli", ale
po co ograniczać ? Po co to JEŚLI ? Jest tam dużo, dużo więcej.
Radagajs pisze:
Bo znaczna część czytelników jest gotowa po niej uwierzyć w tę do bólu uproszczoną wizję świata.
Wizja świata tam przedstawiona nie jest do bólu uproszczona. Natomiast Twoja wizja powieści jest moim zdaniem do bólu uproszczona (i robisz to świadomie).
Radagajs pisze:
I nawet w powieści pisanej do szuflady na sensowniejszą analizę otaczającego świata zdobyć się nie umiał - tylko rozwałka, rozwałka, rozwałka
Ta analiza nie jest taka do bólu urposzczona i nie jest tak prymitywna jak to tutaj łaskawie podajesz. Tylko człowiek "ślepy/ głuchy" na tę powieść lub może tak to widzieć. Bo obserwacja tego świata jest najwyższej klasy. Pokazanie go poprzez scenki rodzajowe. Pokazanie poprzez sposób w jaki kształtuje ludzi. Poprzez tych ludzi właśnie. Najwyższej próby obserwacje, najwyższej próby nakreślenie całej galerii typów ludzkich. Barei też tak nienawidzisz ? Poza tym rozwałka to jest niby recepta Bułhakowa ? Raczej jest to opis marności takiego świata, który rozłazi się jeśli tylko wyjąć klocek, ujawnić absurd.
Radagajs pisze:
I sam jest równie prymitywny w swojej krytyce, co wykpiwane przez niego absurdy, nie mając nic do zaproponowania zamiast tego, co obśmiewa (co powinno być główną cechą wszelkiej krytyki). Straszne to. Przerażające.
Kolektyw wymaga, żeby krytyka była konstruktywna. Bo inaczej jest to straszne i przerażające. Zadania literatury na froncie krytyki społecznej i systemowej są jasne i jedynie słuszne (patrz załącznik: "Wnioski z planu walki o literaturę. Zadania na następna pięciolatkę dla towarzyszy literatów. Apel o czujność rewolucyjną i samoświadamość"). Autor zawiódł matkę i ojca - społeczeństwo, konieczność dziejową i wszelką postępową kulturę Nowego Człowieka. Sam nie ma nic do zaproponowania, jest tylko prymitywnym (reakcyjnym czy rewizjonistycznym oto jest pytanie) paszkwilantem, który gryzie ręke go karmiącą. Bułhakowowi mówimy nie. Pisarze do piór, chcemy systemowych propozycji prymitywy jedne. Kto nie pracuje ten nie je. Jest plan, jest kolektyw, są oczekiwania. A kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew. Reakcyjnym przesądom mówimy głośne i zdecydowane nie. Mamy teraz Nowego Człowieka i mamy plan dla tego człowieka. Postępowy plan i postępową wizję literatury (choć to kino jest najważniejszą ze sztuk). Zresztą to przecież jest nieubłagana logika dziejów. Wyklęty powstań ludu ziemii. Konstruktywność krytyki jest koniecznością dziejową. Panie pisarzu Michaile Bułhakowie musi to stać się dla pana uświadomioną koniecznością, bo...
Życie jest formą istnienia białka, ale w kominie coś czasem załka,
czasem coś liźnie, czasem coś gwiźnie, coś się pokaże w samej bieliźnie,
oj dana, dana, nie ma Szatana, a świat realny jest poznawalny...Inny światopogląd niż materialistyczny jest głęboko niesłuszny. Jeśli coś w waszej twóczości zaś jest słuszne to wam towarzyszu Bułhakow wyszło przypadkiem i wbrew waszym reakcyjnym pragnieniom i reakcyjnym poglądom na człowieka. Konieczność dziejowa towarzyszu pisarzu. Czas dorosnąć. Ludowi nie jest potrzebne żadne opium ani chimery. Wiecie rozumiecie... A jak nie to...Władza ludowa i gniew proletariatu, który żeby wykorzenić reakcyjne przesądy...
No dość sarkazmu. Prymitywny ??? Kwestia gustu. Moim skromnym zdaniem to przecież obserwacje najwyższej próby. Ileż tam cudownie podpatrzonych i subtelnie podanych absurdów. Ileż typów ludzkich. Pokazuje system poprzez to jak tenze kształtuje kondycję ludzi w nim żyjących. Nie ma nic do zaproponowania ?? Ależ ma: poszukiwanie wewnętrznej, indywidualnej wolności. Oraz szacunek do cnoty odwagi. Ale jak ktoś nie chce czegoś zobaczyć to nie zobaczy.
Radagajs pisze:
"czy Woland jest dobry, jeśli tak, to jak się to dobro objawia, jeśli nie, to jak się to ma np. do motta"
To akurat świadczy właśnie o bogactwie i wielowymiarowości powieści. Również tej kulturowej. Czy Woland jest dobry ??? Ależ to zależy od czytelnika. Jego prawo do indywidualnego odbioru i indywidualnej oceny. Moim zdaniem dobry nie jest, w końcu to diabeł:) Jest za to literacko uroczy i literacko sympatyczny. Na tej płaszczyźnie Bułhakow ilustruje też między innymi pewną koncepcję myśli ludzkiej naszego kręgu kulturowego. Wydaje mi się to bliskie zaproponowanej przez św. Augustyna z Hippony koncepcji
Teodycei . Zło nie psuje harmonii świata, jest do niej potrzebne. W świecie bez zła dobro byłoby bez wartości, gdyż byłoby dostępne automatycznie i przy braku kontrastu ze złem jego wartość nie byłaby w ogóle doceniania. W konkretnym realistycznym układzie ludzkiego bytowania zło w jakimś sensie jawi się jako potrzebne - jest potrzebne o tyle, o ile daje okazję do dobra.
"...na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie."Jakiż zniesmaczony był Woland, gdy Małgorzata wyrzekła się egoistycznych pragnień, choć przecież w tym konkretnym przypadku szlachetnych,po to aby dać spokój Fridzie. Św. Paweł:
"Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" (Rz 12, 21). Małgorzata prosi by nie podstawiano Fridzie chustki, którą zadusiła własne dziecko. Chwile potem Małgorzata w rozmowie z Wolandem jest dość cyniczna. "Bo inaczej nie zaznam spokoju", ale to po prostu maska. System bez ostatecznego układu odniesienia zaś stał się tak absurdalny, że absurdalnie to diabeł (choć nie tylko on) obudził sumienia i miłosierdzie. Między innym czasem dobro mu wyjdzie. Samego go to zdumiewa i momentami wręcz zniesmacza. Diabeł ma świadomość istnienia porządku moralnego i etycznego. Ale jest diabłem, świadomym swojej natury. A w "nowym wspaniałym świecie" wszystko zostało postawione na głowie, zrealtywizowane. Jak ktoś ma w tym świecie potrzebę religijnego wyciszenia czy eschatologicznego przeżycia to prezentuje mu się pogadankę uświadmiającą i wycieczkę do muzeum ateizmu...
Więc kimże w końcu jesteś?
– Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro. Nie traktuj motta tak literalnie.
Radagajs pisze:
W porządku, ale jeśli każdy przypisze Wolandowi nadaną przez siebie interpretację poczynań i motywację, to IMHO świadczy to nie o genialności Bułhakowa, a o tym, że "MiM" jest w tym sensie białą kartką do zapisania przez czytającego. Wnioskowanie zaś (w kategoriach mających stwarzać pozory obiektywizmu) o genialności powieści z własnych założeń na jej temat jest chyba nadużyciem, nespa?
Znaczy jak: JEDYNE odczytanie i interpretowanie powieści, gdyby istniało mogłoby świadczyć o genialności powieści a jeśli istnieje dowolność/ personalność/ wielość rozwiązań interpretacyjnych to wręcz przeciwnie ? Biała kartka ? To jakiś kulturalny, literacki totalizm. Przecież każde dzieło jest odczytywane przede wszystkim przez pryzmat indywidualnego odbioru. Niby jak wypracować kryteria obiektywne ? Twoja interpretacja niby nie jest nadużyciem wyprowadzonym z własnych założeń? To przecież metafizyka gustów, indywidulanego przeżycia dzieła literackiego (lub braku tego przeżycia), kwestia osobistej wrażliwości, intymnego przeżywania opowieści, samej kultury wreszcie. Postulujesz jakiś "komitet olimpijski", lożę polonistów, arbitrów elegancji, ustalających "minimum kwalifikacyjne" i warunki sine qua non do przyznania certyfikatów arcydzieła lub odrzucający wniosek ? Tak to właśnie odebrałem.
Na razie tyle :)