Pierwszy tom był jak świeża bułeczka, książka nie tylko dla dzieci, którą czyta się z przyjemnością; i tak jak Ala, "połknąłem" ją w jeden wieczór. Drugi był tak jak pierwszy, bułeczka, tylko że już nieświeża. W trzecim była zagadka i pojawiły się całkiem nowe postaci (pomijając Syriusza i Lupina to cała kupa fajnych dementorów). Czwarty był o połowe za długi. W piątym była fajna końcówka, a szósty, to już tylko dla rozrywki.
Narsil pisze:
Ja nadal uważam, że Snape nie zabił Dumbledore'a, a w każdym razie nie jest to tak oczywiste.
Dumbledore Biały? OMG! Choć szczerze powiedziawszy, też się tego obawiam: Snape mimo wszystko „dobry”, a dyrektor mimo wszystko przeżył, zwłaszcza po śmierci Syriusza (której też tak do końca nie jestem pewien – ach ta teoria spisków;)) Obstawiam jednak z nadzieją, że poziom żenady utrzyma się tylko w relacjach towarzyskich, a nie w głównym wątku i ci co umarli z martwych nie powstaną.
Narsil pisze:
- zrobienie ze Snape'a "bad guya" po 5 tomach usprawiedliwiania go jest idiotyzmem.
Śmiem się nie zgodzić. Z tego co dobrze pamiętam, to Snape’a usprawiedliwiał jeno Dumbledore i zabicie go, było, z psychologicznego punktu widzenia, całkowicie zrozumiałe. Snape, będąc „nawróconym śmierciożercą”, egzystował jedynie dzięki zaufaniu i protekcji Dumbledore’a. Reszta czarodziejów, nie związanych z kultem „czarnego pana”, patrzyła na Snape’a podejrzliwie i tolerowali go także ze względu na dyrektora Hogwartu. Snape więc siłą rzeczy musiał być wdzięczny Albusowi za tę ochronę. IMHO dla cynicznego, zgorzkniałego i nawróconego "grzesznika" nie ma nic gorszego, niż odczuwanie wdzięczności dla dawnego wroga.