Andrzej Pilipiuk - 2586 kroków.
Przeczytałem pierwsze opowiadanie - i zgrzyt. Jest naprawdę niezłe, to które nadaje tytuł całemu zbiorowi opowiadań. Jak pisałem - frapujące, niezwykły temat, napisane zręcznie, ale - na końcu zgrzyt. Już miałem rzucić jakimś obrazowym porównaniem, ale...napiszę po prostu - na samym końcu Pilipiuk spalił całą puentę. Jego bohater się pogubił, nagle stał się jakiś głupkowaty, jakby zapomniał jaki był przez całe opowiadanie. Nie wiem, może Pilipiukowi zabrakło nagle wyobraźni. Może redaktor nie spełnił swego zadania jak należy, dopuszczając do zamordowania nieźle skonstruowanego opowiadania. W każdym razie - szkoda dobrego testu. Dam mu jeszcze szansę - przeczytam cały tomik. Zobaczymy. Mam wciąż nadzieję, ponieważ...
Jeszcze rok temu nie dał bym złamanego grosza za nowe pokolenie naszych pisarzy-fantastów (no, może za wyjątkiem Anneke). Widziałem ich dokładnie tak jak Sapkowski opisał ich w Nie ma złota w szarych górach. Tymczasem nawiedziła mnie parę dni temu refleksja, kiedym skończył czytać Diabła Stadnickiego Jacka Komudy. A refleksja była taka: w tym roku przeczytałem wszystko co Komuda napisał na przestrzeni ostatnich paru lat i mogę powiedzieć, że po trudnych początkach wyrósł na naprawdę dobrego pisarza. Diabeł Stadnicki to naprawdę sprawnie i ciekawie napisana książka, z konsekwentną, zawierającą ciekawe zwroty historią. Komuda zamieścił w swej powieści obok żywych, prawdziwych postaci kawał rzetelnej wiedzy o tamtych czasach (początek XVII wieku), odrobił go nie przymierzając jak scenarzysta Rzymu. Stroje, budynki, obyczaje - wszystko zgodne z najnowszą wiedzą historyczną o tamtych czasach, i żadnej podniośle-patriotycznej tandety nie ma. I dla mnie bonus - akcja dzieje się w miejscach które dobrze znam. Przeworsk, Dynów - toż tam jest hacjenda przyjaciela, tam nie raz bywałem i miło czas spędzałem. Kiedy Komuda opisuje okolice, mam je przed oczami. Pogórze i Bieszczady :-)
Ale jest łyżeczka dziegciu w tej beczce miodu. Raz jeden (ale tylko raz) zdarzyło się Komudzie zastosować jego znany chwyt - copy-paste kawałek opisu. Dorotaaa! gdzie byłaś pani redaktorko! ;-P
A więc - jest nadzieja. Komuda wyrósł na pisarza którego książki naprawdę da się czytać bez zaciskania zębów. Myślę że duża w tym zasługa redaktorki (a i sama akcja, szczególnie epilog, coś przypomina, kto nie kiep ten odgadnie). Dlatego wierzę, że i Pilipiuk ma szansę, kiedy będzie pracował ze zdolnym redaktorem, ma szansę doprowadzać dobre pomysły (których jak widać ma pełną głowię) do wartościowego rozwinięcia. Taką mam nadzieję i modlę się o to, bo coś czytać trzeba. Coś nowego....
|