To dziwne, ale nie miał on u nas swojego wątku, co jest lekkim skandalem. Niedopatrzenie nadrabiam i wrzucam jednocześnie kilka słów o "Reamde".
Po "Reamde" Neala Stephensona miałem sięgnąć już dawno. O twórczości Autora od dawna słyszę i czytam w samych superlatywach, dlatego wreszcie nadszedł czas na częściową weryfikację. Co prawda nie od największych dzieł, ale od najnowszej książki, ale cóż. Tak wyszło. Od razu należy uprzedzić, że w "Reamde" nie znajdziemy ani grama fantastyki. Jest to książka od początku do końca osadzona w realiach świata teraźniejszego. Nominalnie głównym bohaterem jest Richard Forthrast, były przemytnik marihuany z pogranicza amerykańsko-kanadyjskiego, obecnie właściciel Korporacji 9592- firmy, która swą finansową potęgę zawdzięcza "T-Rainowi". Jest to gra sieciowa, która ma miliony fanów na całym świecie. Nie wchodząc w szczegóły- jest to połączenie "Warcrafta", "Diablo", "Europa Universalis" i zwykłego "Monopolu". Oferuje czystą rozrywkę, ale jednocześnie możliwość zarobienia sporych pieniędzy. I, jak można się spodziewać, stanie się przyczyną kłopotów dla bohaterów. Napisałem o Richardzie, iż jest to w sumie główny bohater, ale tak naprawdę jest ich więcej. Możemy mówić o grupie. Oprócz Richa "Dodge'a" Forthrasta do takowych można zaliczyć jego siostrzenicę- Zulę, emigrantkę z Erytrei, jej chłopaka Petera- hakera z Seattle. Ponadto ważnymi graczami są inni hakerzy- węgierski oraz chiński. Do kompletu mamy brytyjską agentkę chińskiego pochodzenia pracującą dla MI6, Amerykanina z CIA oraz Sokołowa- byłego specnazowca, obecnie na usługach rosyjskiej mafii. Na koniec nie można nie wsponieć o panu Jonesie- islamskiemu terroryście poszukiwanemu na całym świecie. Jak widać, zestaw iście wybuchowy, gwarantujący, że czytelnik nie będzie się nudził. I tak właśnie jest. O fabule nie będę wspominał zbyt wiele, żeby nie psuć czytelnikowi zabawy. Wspomnę tylko, iż w wyniku niezbyt przemyślanych działań Petera, on i Zula zostają porwani przez Rosjan z Seattle i przetransportowani na południowo- wschodnie wybrzeże Chin, celem odszukania pewnego chińskiego hakera. W konsekwencji tych działań, wszyscy bohaterowie wpadają w ciąg zdarzeń, których efekt można porównac do rozpędzającej się kuli snieżnej- obejmuje ona swym zasięgiem coraz większy teren i ilość osób. A sama scena finałowa to popis zarówno pod wzgledem literackim, jak i czysto rozrywkowym. Fabuła jest dynamiczna, za sprawą zastosowania tzw. mini cliffhangerów, czyli zawieszenia ciekawie się rozwijającego wątku i przeskoku do następnego w momencie, kiedy koniecznie chcielibyśmy dowiedziec się, co było dalej. Bywa to irytujące, ale w pozytywnym sensie- dzięki temu powieść, mimo swych 1000 stron, nie nuży. Taki typ narracji pokazuje również przewagę książki nad filmem. Wiele scen, gdybyśmy chcieli je sfilmować, zajęłyby najwyżej kilkanaście sekund. W książce, dzięki różnym punktom widzenia tych samych wydarzeń przez różne osoby, trwa to nieco dłużej, emocje są większe, a nasza wyobraźnia pracuje cały czas. Dla mnie to sprawdzony, lubiany zabieg literacki, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdemu musi się podobać. Mnie się podoba, zwłaszcza, iż szybko przywiązujemy się do bohaterów. Jak wspomniałem, książka ma ponad 1000 stron, ale czyta się ją szybko. Wartka akcja, fajni bohaterowie, odpowiadający mi typ humoru- wszystko to powoduje, iż książki ubywa w oczach. Elementy humorystyczne najwyraźniej uwypuklają się podczas poznawania De Kwadrata i Szkieletora- to pseudonimy dwóch pisarzy literatury fantasy, zatrudnionych przez Richarda do stworzenia świata gry oraz do rozwoju jej fabuły. W tych fragmentach Stephenson sobie nie żałuje i mówiąc nieładnie- "ciśnie" po fandomie i pisarzach s-f/fantasy. Oczywiście tu też odbiór będzie subiektywny, ale motywy z apostrokalipsą czy "stanem przepływu", wpływającego na jakość i ilość twórczości jednego z pisarzy, a ostatecznie sposób na wyjście z tegoż "przepływu", wywołały u mnie szeroki uśmiech. I liczne skojarzenia przy okazji. Albo motyw rywalizacji dwóch topowych pisarzy fantasy- coś pięknego, po prostu. A jest to przecież wątek właściwie czwartorzędny, bez wpływu na główną oś fabularną. Powtórzę- jedni uznają, że Autor trochę leje wodę, ale jak dla mnie- nawet całostronicowy opis, jak działa szpiegowska wersja makarowa, włącznie z opisem mocowania kabury, który jest istotny przy przeładowaniu broni- nie jest nudny! Pewnie dlatego facetom książka podoba się znacznie bardziej, bo opisów broni czy różnych motywów z gry T-Rain jest naprawdę sporo. Najnowszą powieść Stephensona czyta się szybko, co nie znaczy, że komfortowo. Ponad tysiąc stron, do tego w twardej okładce, swoje waży. To jest niestety pewien minus, ale przecież w sumie zupełnie nieistotny. Książka wydana jest solidnie i na pewno nie rozpadnie się w trakcie czytania, o ile oczywiście traktuje się ją przyzwoicie. Komu bym ją polecił? Wszystkim miłośnikom dobrze napisanej literatury sensacyjnej, kina akcji oraz doskonałej rozrywki w ogólności. Fanom książek pisanych z humorem, którzy nie boją się opisów technikaliów oraz dygresji na różne fajne tematy. Nie polecam londyńskim pensjonarkom, statecznym dżentelmenom oraz osobom przedkładającym rozrywkę w czystej postaci nad mongolsko-irańskie kino moralnego niepokoju. Będą się nudzić. Nie polecam wreszcie Yackowi D., pisarzowi widzącemu źdźbło w oku Stephensona Neala, a ślepemu na porębę we własnym.
_________________ Nie był zwyczajnie leniwy. Zwyczajne lenistwo to po prostu niechęć do wysiłku. Minął ten etap już dawno, przemknął po pospolitym nieróbstwie i przeszedł na przeciwną stronę. Więcej kosztowało go unikanie wysiłku, niż innych ciężka praca.Prawda ;)
|