Cintryjka pisze:
Al pisze:
Bardzo lubię Stephensona, jego styl pisania i humor, ale "Żywe srebro" niestety jest przegadane, i to mocno. Pierwsza księga "Żywego srebra" ciągnie się jak smark po ścianie, w drugiej już jest lepiej, ale wciąż przydałyby się cięcia
Nie ma zgody:) Taka "rozbuchana" narracja jest IMHO jak najbardziej celowa. Nieprzypadkowo cykl nazywa się barokowy. Ja nie odbieram jej jako wady,ale jako zaletę. Taka, jaka jest, pozwala pełniej smakować książkę i przedstawiiony w niej świat.
Jak mawia James Nicoll, "
I don't mind hidden depths but I insist that there be a surface". Fajnie, że u Stephensona są erudycyjno-historyczne
hidden depths, ale ja bym wolał najpierw jakąś
surface, czyli coś, co chociaż przypomina jakąkolwiek akcję (w pierwszym tomie nie odnotowano) i żywych bohaterów (zawiązanie akcji z Enochem i młodym Franklinem jest tak sztuczne, że zęby bolą - Pan Samochodzik to pikuś przy tej rozmowie), a dopiero potem resztę. Na razie to się dla mnie kwalifikuje na Eight Deadly Words :->
Stephenson już wcześniej wykazywał tendencję do tracenia kontroli nad książką (nieźle to widać np. w "Zamieci", gdzie początek to czysta akcja, środek utyka w erudycyjnych dyskusjach, a pod koniec znów wszystko leci na łeb, na szyję), ale tym razem IMO przegiął ostro. BTW: podczas dyskusji na syffie chyba tylko Michio bronił Cyklu Barokowego (no, jeszcze Leslie, ale jakoś bez entuzjazmu), a cała reszta pisała dokładnie to samo co ja. Powtórzę: bardzo lubię Stephensona, Eco itd. i nie mam nic przeciwko erudycji w książkach, ale znaj proporcją, mocium panie - ten cykl to dla mnie chyba o jeden most za daleko.