Ja, jako widz prymitywny*, von Triera nie znoszę** wybitnie***, "Plac Waszyngtona" mnie nie rusza, i szykuję się w najbliższym czasie z pism głównie na "Kroniki portowe" (i oczywiscie "Metropolis", jak się w końcu pokaże).
* - to kalka z mojego nieocenionego wykładowcy literatury amerykańskiej, doktora Furmańczyka, któremu się kiedyś zwierzyłam z drgawek i mdłości, jakie budzi we mnie część klasyki tejże literatury (oraz literatury angielskiej). Oświadczył wówczas, że to rozumie, bo sam też jest czytelnikiem prymitywnym, który ma w głębokim poważaniu walory artystyczne i historyczne, ezoterykę i duchowość, odkrywczość formalną i zabawy językowe, jeśli go fabuła nie wciągnie.
** - od pierwszego kontaktu, którym było, ahem, wybacz, Tarkusie, "Przełamując fale". Ugh. A potem z ciekawości jeszcze parę. Double ugh.
*** - po prostu musiałam to podkreślić. Wolę... sama nie wiem, wolę oglądać filmy Marguerite Duras. Kiedyś w odcinku The Goodies widownia kinowa oglądała "Śmierć w [nazwaktórejniepamiętamaleniewWenecjaoczywiście]" Viscontiego, krzycząc do bohatera, wałęsającego się brzegiem morza "No zdychaj, nudziarzu!" - i to są dokładnie moje odczucia. (Skądinąd gdy nudziarz zdechł faktycznie, zgodnie z tytułem zresztą, jeden z widzów z entuzjazmem wykrzyknął "No to koniec", na co drugi odparł "A skąd, jeszcze dwie godziny") (Cytaty z pamięci, więc przybliżone) (Mógłby ktoś wydać komplet Goodiesów, swoją drogą).
_________________ I have seen the life on this planet, Scully, and that is exactly why I am looking elsewhere.
Ostatnio zmieniony 01.10.2004 @ 16:28:04 przez PolB, łącznie zmieniany 1 raz
|