Wrócę, to opiszę wrażenia ;) O ile zdążę na początek, bo z ta bandą niezorganizowanych wariatów wszystko jest możliwe ;P
Upd:
Haletha pisze:
w zasadzie nie miałam się czego czepić (oczywiście nieustająco poza głosem głównego bohatera - jeżeli tak ma śpiewać Anioł Muzyki, to ja wolę iść do piekła;)).
No dokładnie. Po prstu jakieś nieporozumienie, bo spodziewałam się solidnego, porywającego głosu (kurczę, nawet w musicalu jest to możliwe) a dostałam słaby, jękliwy głosik podrzędnego aktora. Poza tym jednym zgrzytem i może tym, że całość jest zbyt długa, nie ma się co czepiać. No, może jeszcze ten francuski akcent, ale to drobiazg, choć wypada sztucznie.
Film jak na musical jest zrobiony dobrze, patos i kicz doskonale pasują do zakulisowego świata opery i musicalu jako takiego. Nieco wydłużone wątki muzyczne poboczne, trochę może za ckliwe, za łzawe momentami. Tam powinno być więcej grozy a mniej rozlazłej miłości wicechrabiego i Carlotty. Poza tym, doskonałe kostiumy, świetne zdjęcia, muzyka momentami drażniąca, ale ogólnie dobra. Widowisko wielkie, bardzo hollywoodzkie i robiące wrażenie. I lekko popowa aranżacja "Upiora" też może być, pasuje do konwencji a kino, w którym byłam ma dobrą akustykę, ponadto sala nie jest, jak to teraz modne, wygłuszona materiałami dżwiękochłonnymi, tylko ma stare, kamienne ściany, przez co głos nie ucieka. Drżenie podłogi przy kluczowych scenach i atmosfera starego kina zwiększyły tylko wrażenie, jakie film na mnie zrobił. No i latające pod sufitem gołębie ;)
Ale i tak skróciłabym go o dobre pół godziny, to nie opera, gdzie są antrakty ;P