Cytuj:
W dodatku namieszane z tym, kto kogo oszukał, bo wszyscy oszukują wszystkich do upadłego, a jednak jakoś przy tym nie tracimy sympatii do nikogo. Ba, zupełnie nieoczekiwane postacie zmieniają strony
Jakże przyjemnie się za tymi kombinacjami sojuszy i motywacji nadąża, prawda? Interesujące jest też, że bohaterowie z równą łatwością spiskują przeciw sobie, co wybaczają sobie, zwłaszcza Barbossa jest wobec Jacka mimo wszystko dość wielkoduszny, jak na kogoś, kto odeń dostał kulę w serce. :-)
A od tego, że wszystkich da się lubić (nawet Orlusia), serce roście. :-)
W postaci Elizabeth - jakże teraz wyemancypowanej - dziwne są wielce te jej nagłe umiejętności szermiercze. Znaczy, że Will niepotrzebnie od dziecka ćwiczył codziennie po kilka godzin, skoro Elizabeth osiągnęła prawie ten sam efekt, poznawszy, że "tępy koniec trzymasz, ostrym uderzasz" i ćwicząć w czesci 2-giej ;-)
Cytuj:
wątek drewnianego oka znajduje swój baaaardzo ciekawy kontekst... i finał zarazem :)
Przesmaczne są te odwołania do schematów gatunku, bo nigdy nie wiadomo, czy tradycja zostanie przyświadczona, czy wywrócona na nice.
I rację ma meadwyn, że twórcy wyszli poza schematy. Widać, że bawią się samym opowiadaniem historii tak samo, jak Jack czy Gibbs, stąd znaki dystansu takie jak kompozycja bogata w symetrie, jak niepohamowana fantastyczność ubrana w udatne pozory prawdopodobieństwa.
Ja sceny na plaży nie nazwałabym jakoś bardzo ckliwą, była miła, choć mogła się dłużyć w porównaniu z scenami poprzedzajacymi. Czy jednak można było jej uniknąć? Jak inaczej miało być pokazane takie wydarzenie? To też część - choć innego nieco - mitu, konwencji..
Ale, ale - zbyt wiele chce nam tu wychynąć spod ogólnikowych komentarzy. ;-)