Lhunbleidd pisze:
A przecież nasz profesorek to morderca bez sumienia.
Nie powiedziałbym, że jest tak jednoznacznie "czarny". Przecież
Ja tam nie tracę ani na jotę sympatii dla Walta. Wszyscy widzowie (no prawie) kochali go gdy zabijał dilerów z ulicy czy szajbusa Salamancę a teraz "ojoj, zły Walt, nie lubię cię bo trułeś bachora konwaliami". Tymczasem jego postać konsekwentnie jest rozpisana jako makiaweliczna, bez słodkich wjazdów pod publiczkę. Chyba pierwszy raz w serialu występuje tak ambiwalentny bohater (jeszcze burmistrz w Bossie był podobny).
Akceptuję każdą akcję Walta,
Walt działał perfekcyjne w środowisku, które dyktowało warunki gry, lawirując między rodziną (gdyby to nie był serial, rodzinę by się wysłało do Nowej Zelandii...) a "partnerami biznesowymi", starając się być "dobrym" i uczciwym jak długo się da - dla bliskich, choć tak naprawdę chyba wszyscy z rodziny, łącznie z Waltem zrozumieli, że lepiej by było, gdyby to wszystko się nie wydarzyło i że lepiej było umrzeć na tego raka. Piękna historia o drapieżnym świecie wielkiej mamony i losie zwykłego, poczciwego Kowalskiego, który zapragnął być milionerem.
Cytuj:
Mniej więcej w momencie, kiedy zgodził się gotować dla Fringa.
Ludzka rzecz pragnąć kasy, mieć święty spokój do końca życia (przynajmniej w zamyśle) i satysfakcję z roboty ;] Być może w którymś momencie przestało być "dla rodziny" ale i tak okazało się, że to jest droga bez odwrotu. Ani przez minutę nie myślałam oglądając 1 sezon, że Walt będzie żył długo i szczęśliwie niańcząc wnuki i raz na rok jadąc na przegląd płucek. W momencie kiedy przyszedł do Jessa z prośbą o wspólne pichcenie, było jasne, że będzie grubo i że Walt w końcu zmierzy się z sobą w ciężkich sytuacjach "relatywizmu moralnego". Dlatego serial jest genialny.
Szkoda (a zarazem dzięki bogom), że to już prawie (?) koniec...