Na Hannibala w wersji romansowo-łóżkowej starałam się nie patrzeć, Alany strasznie mi szkoda. W pierwszym sezonie to była taka fajna postać, sympatyczna i całkiem ogarnięta (jak na drugoplanową bohaterkę, oczywiście), a w drugim najpierw przez parę pierwszych odcinków służy wyłącznie do tego, żeby smutno patrzeć na Willa, a teraz, żeby się przespać z Hannibalem i zapewnić mu alibi - no ^cenzura^ po prostu, przepraszam za brzydkie słowo. A Jack jest jak chorągiewka na wietrze: mniej więcej w co drugim odcinku zaczyna jakby trochę wierzyć Willowi i podejrzewać Hannibala, potem mu przechodzi i tak kółko. I coraz bardziej mam wrażenie, że błędem było rozciągnięcie ujawnienia Hannibala na cały sezon, zwłaszcza że wątpliwości co do winy Willa pojawiają się tak wcześnie (już w trzecim odcinku, z tego, co pamiętam), przez co większość postaci (w sensie, poza Willem i H.) wychodzi, no, jakby na idiotów? Znaczy, teraz tego jeszcze AŻ TAK nie widać, ale kiedy w następnym odcinku Will wyjdzie z więzienia i nikt nie zada sobie pytania JEŚLI NIE ON, TO KTO, to się wkurzę. Bo serio, nie trzeba Einsteina, żeby wykombinować, że skoro nie Will, to musiał być to ktoś z jego najbliższego otoczenia, a tropów prowadzących do H. jest całkiem sporo (właśnie, czemu nikt wcześniej nie wpadł na to, żeby przesłuchać Gideona na okoliczność tego, skąd on właściwie miał adres Alany? Albo przynajmniej się nad tym trochę zastanowić...)