Hmmm... Dziwny ten temat. Od pojęcia patriotyzmu, emigracji za chlebem ( zresztą, opiewanej także w "róznych niemodnych sprawach, tam na dole strony), emigracji dla przyjemności klimatu i podziwiania widoków, po piekiełko Polonii. Zaiste, nie wiem, z której strony ugryść temat.
Co do emigracji za chlebem- nie czuję się zmuszona do takiego posunięcia. Mam w Polsce perspektywy, tu są ludzie, na któych mi zależy, z którymi jestem związana, miejsca, które kocham, tu są moje marzenia i tu widzę swoją przyszłośc. Wiem, że mogłabym zarobić dwa- trzy razy tyle, ile zarabiam, pracując fizycznie na szmacie w Londynie czy innym Chicago. Ale nie o to chodzi, wbrew pozorom nie pracuję tylko dla pieniędzy- pracuję dlatego, żeby realizować także siebie, swoje ambicje; lubie to, co robię. I dlatego praca za tysiąc funtów miesięcznie na szmacie nie wywołuje we mnie radości ani podniecenia. Mogłabym pracować za granicą, ale a) w zawodzie, który dawałby mi satysfakcję psychiczną oraz b) pod warunkiem, że raz na miesiąc wracałabym do mojego wsiowego domu pod Wawą. Na moje śmieci.
Dwa, emigracja jako zachowanie niepatriotyczne. IMO nie ma to nic wspólnego z patriotyzmem; na tej samej zasadzie podróże do innych krajów możemy uznać za niepatriotyczne, bo ktoś był np. na Hawajach a nie był w Częstochowie, Krakowie itp. Przejaskrawiam, ale to dla mnie ta sama linia myślenia, IMO błędna. O patriotach w ogóle chyba nie w tym temacie...
Trzy, ze względów klimatyczno- społeczno- kulturowych Skandynawia. Najlepiej daleka północ. Albo kontrastowo, Włochy- kocham Włochy...
|