Zamorano, może faktycznie zapachniało paternalizmem, choć nie to miałam na myśli. Pięknie by było, gdyby wszyscy byli światli i każdy potrafił wyliczyć ten procent składany. Tyle, że to utopia. I zgadzam się, że poziom nauczania mógłby być lepszy (zawsze mógłby), choć nie wiem do końca, jak to teraz naprawdę wygląda. Tylko, wydaje mi się, że nie to jest przedmiotem dyskusji. Chodziło mi li wyłącznie o to, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Chyba obecne czasy strasznie dużo wymagają od tych dzieciaków. Tak mi się wydaje. Być może wynika to z jakiejś tęsknoty i idealizowaniem własnej wczesnej młodości, ale chyba moje pokolenie było bardziej beztroskie, mogło wolniej dorastać. Oczywiście upraszczam i uogólniam. Umówmy się, odsetek tych, którzy chcą się uczyć dla samej idei nauki jest niewielu (i zawsze było), kształcimy się dla zawodu, przyszłych zarobków. I rynek to weryfikuje.
Ciut demonizujesz. Oczywiście, że środowisko/rodzina/miejsce urodzenia i szereg innych czynników może mieć wpływ na poziom wykształcenia. Ale, wg mnie, wciąż najważniejsze są chęci. W końcu czasy – urodziłeś się w rodzinie kowali, zostaniesz kowalem - minęły. Znam masę ludzi, mniej więcej w moim wieku, z biednych rodzin, małych miejscowości, wsi, którzy te chęci mieli (i pewnie trochę odwagi) i udało im się skończyć dobre uczelnie, z niezłymi wynikami zresztą i osiągnąć sukces zawodowy. Wydaje mi się, że właśnie oni mają większą motywację, bo nie mogą liczyć np. na plecy w postaci dobrze sytuowanego tatusia. Oczywiście, że zawsze będą różnice, zawsze będą pokrzywdzeni przez los i tak dalej. Ale chyba nie o tym mówimy… I tak, głęboko w środku gdzieś, wciąż jestem idealistką :)
_________________ Z poważaniem, Donna Ezena Capo di tutti capi Nazguli Ortografii And when your heart begins to bleed, you're dead and dead, indeed.
|