Ala pisze:
A można zapytać, czemu aż taką niechęcią do niego pałasz? To znaczy rozumiem, że można nie lubić, że może śmieszyć, ale aż tak? I czy tylko fejsbuk czy majspejs też? A co z portalami typowo randkowymi?
A jeśli zniknie to pewnie pojawi się zaraz coś innego. Sieć nie znosi próżni. :)
Założyłem konto na pewnym... hmmm... nazwijmy to: portalu społecznościowym. Kilka razy zdarzyło mi się zalogować nań, używając kuzynowego kompa. I oto kuzyn wchodząc sobie raźno do sieci, odkrył z niejakim zdziwieniem, że nie tylko ma już założone konto na tymże portalu, nie tylko ma tam już wklejone swoje zdjęcie (sic!) ściągnięte zapewne z jakiegoś tworu w stylu fejsbuka czy majspejsa, ale jeszcze w ostatniej chwili zdołał odwieźć usłużny system od wysłania "zaproszeń" do... wszystkich adresatów z jego poczty mejlowej. Wszystkich. Także tych, z którymi (być może) łączyły go stosunki
stricte służbowe. Albo był z nimi zgoła w stanie wojny.
Jestem już za stary, żeby zżymać się na to, iż każda witryna w sieci (obojętnie o jakiej tematyce, profilu itp.) przekraczając pewien próg popularności staje się łakomym kąskiem dla reklamodawców, a zatem naturalną koleją rzeczy - komercjalizuje się. Co więcej: nawet mnie już nie wkurza, że "komercyjne" czy "masowe" najczęściej powinno odczytywać się jako "do dupy". Jestem na tyle "dalekoidący" w swej tolerancji, że zaakceptuję nawet instytucje płacące za udostępnienie "wirtualnej powierzchni reklamowej w zależności od klika" bez najmniejszego zainteresowania z czego ta ilość klików może się brać (najczęściej bierze się z debilizmów, bo te są najbardziej popularne).
Natomiast uważam za wysoce niewłaściwe, jeśli muszę przez pół godziny zapier*alać myszką przed uciekającym wyłącznikiem niechcianej reklamy (który, nota bene, zawsze był oznaczony krzyżykiem, a teraz krzyżyk właśnie przekieruje mnie na stronkę niechcianego reklamodawcy, podczas gdy wyłączyć mam to-to klikając na napis "zamknij" czy w jakieś inne miejsce). I wkurzam się, kiedy muszę coraz uważniej czytać mały druczek, żeby powstrzymać "inteligentnych asystentów" przed wykonaniem w moim imieniu czynności, których wykonania z całą pewnością sobie nie życzę (jak np. zapraszanie w moim imieniu cioci do Klubu Submisywnego Geja, do którego mam przypadkiem ochotę należeć).