Wieża Błaznów

Dyskusje na tematy związane z Andrzejem Sapkowskim (i wiele innych)
Dzisiaj jest 19.04.2024 @ 20:21:18

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 59 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
Post: 27.08.2012 @ 22:14:13 
Offline
Dijkstra

Rejestracja: 20.09.2002 @ 16:21:55
Posty: 7950
Lokalizacja: Łódź
Zastanawiałam się nad założeniem tego wątku w którymś z forów o literaturze lub filmie, ale do żadnego w sumie do końca się nie kwalifikuje, więc padło na ogólny.

Macie takie coś, co ja nazywam kacem kulturowym? Takie uczucie smutku, kiedy czytaliście/oglądaliście coś, co było tak epickie, że po zakończeniu czujecie się niemal siłą wykopani ze świata przedstawionego? Czy macie tak, że umieracie z ciekawości, jak coś się skończy, a jednocześnie marzycie, aby nie skończyło się nigdy, bo wiecie, że po tym, jak raz poznacie zakończenie, nigdy już nie przeżyjecie drugi raz tego samego? Czy zdarzyło wam się kiedyś powiedzieć/pomyśleć "dałbym wszystko, żeby znowu nie wiedzieć, jak się skończy"? Czy czujecie się emocjonalnie związani z bohaterami i czujecie autentyczny smutek, rozstając się z nimi (nawet kiedy jest happy end)? Czy odczuwacie chęć, by po napisach końcowych/zamknięciu okładki zacząć natychmiast jeszcze raz? Albo zanurzyć się po uszy w fanart, żeby mieć chociaż namiastkę? Czy czujecie szczególny sentyment do części środkowych różnych cykli, bo oglądając/czytając je kolejny raz macie poczucie, że koniec jeszcze daleko? Kupujecie edycje kolekcjonerskie ulubionego medium, gdy rodzina puka się w głowę, bo w końcu już to czytaliście/widzieliście/graliście sto razy? I tak dalej, i tak dalej?

Bo ja czasem tak mam. Kiedy byłam młodsza, wierzyłam (może raczej chciałam wierzyć), że te wymyślone światy gdzieś istnieją i pewnego dnia znajdę do nich wejście. I że chociaż zapoznałam się z nimi tylko pobieżnie, muszą gdzieś być, jeszcze większe i jeszcze wspanialsze, gotowe do odkrycia. Jako osoba dorosła wiem, że tak nie jest, ale tak czy owak uwielbiam to uczucie ucieczki w świat wymyślony, jest to też zresztą w moim przypadku swoiste uzależnienie - dopóki nie skończę czytać/oglądać/grać, potrafię wiele rzeczy zaniedbać, odłożyć na później, nie dospać, nie dojeść, byle tylko ponapawać się ulubioną historią. A po napisach "koniec" mam typowe objawy odstawienia. Nie mogę znaleźć sobie miejsca, wszystko mnie nie bawi, wszystko "nie jest tym". Typowy kac. Jedyny ratunek to klin, czyli wciągnięcie się w jakąś kolejną opowieść.

Z tym, że nie mam tak z każdą dobrą książką/filmem/serialem/grą komputerową/czymkolwiek. Bardzo wiele skończyłam bez tego uczucia żalu, raczej z satysfakcją, że miło było. Chyba mogę zrobić listę maksymalnie 10-20 tytułów, które wywołały u mnie takiego kaca "dlaczego nie mogę zostać w świecie przedstawionym" i "chcę jeszczeeeee". Słabszego lub silniejszego.

Zachęcam, aby w tym temacie podzielić się swoimi "kacogennymi" światami - takimi, do którego zwiewacie jako szanujący się eskapista. Przy okazji można stworzyć podręczny zestaw klinów, którymi można podratować się, kiedy rzeczywistość gryzie i skrzeczy. Może ktoś się zainspiruje :)

Nikogo chyba nie zaskoczę, otwierając listę znanych universów:

1. Śródziemie J.R.R. Tolkiena - chyba najciężej się z niego wychodzi z uwagi na to, że jest się czym posiłkować: jest książka podstawowa (w kilku tłumaczeniach lub oryginale, jakby ktoś chciał różnorodności), jest znakomity film, jest Hobbit (i szykuje się film), jest Silmarillon, są kolejne opowieści, jest potężna pula fanartu, łącznie z muzyką, więc można eksploatować niemalże w nieskończoność. I jak każda dobra epicka opowieść, musi być nieco smutna, z poczuciem, że coś się kończy.

2. Wiedźminland - na tym forum nic więcej nie trzeba dodawać. Jeden wyjątek: serial. Ten raczej odstrasza.

3. Seria Fallout - pesymistyczna jak diabli i może dlatego tak bardzo wciąga. Z grami komputerowymi sprawa jest o tyle ciekawsza, że można je przechodzić na różne sposoby (no, może z wyjątkiem przygodówek), więc przechodzenie tej samej gry 10 raz jest jeszcze w miarę racjonalnie uzasadnione. Chociaż ja się przyznaję bez bicia, że nigdy mi nie wychodziło granie Złym Gościem i nie umiem dokonywać pewnych złych czynów nawet, kiedy obiecuję sobie, że tym razem naprawdę poprowadzę złego bohatera albo wykorzystam wszystkie możliwości fabularne. W efekcie i tak zawsze ratuję świat i przeprowadzam staruszki przez jezdnię, co mi nie przeszkadza bawić się tak samo za każdym razem. W każdym razie, po Falloucie 2 cierpiałam na silnego kaca i żaden RPG już mnie tak nie wciągnął z butami i nie zostawił z poczuciem tęsknoty za napromieniowanym universum, za to zaczęłam poszukiwania filmów/książek w podobnym klimacie (pisałam już o syndromie odstawienia?). Podobnie epicki klimat postapokaliptyczny można poczuć w "Metrze 2033" (ale tylko w pierwszej części - następne nie są tak magnetyczne, chociaż i tak je połykam oczami jak na wygłodzonego narkomana przystało).

4. Piraci z Karaibów szeroko rozumianych - potraktuję to całościowo, bo dla mnie wszystkie fabuły pirackie łączą się ze sobą i wciągają bez względu na to, jak bardzo są proste/niskobudżetowe/absurdalne/etc. Mam srogą i wstydliwą słabość do osiemnastowiecznej mody pokładowej, pirackiej angielszczyzny, haków zamiast dłoni, drewnianych nóg, powiewających na wietrze Jolly Rogerów, okrzyków "do abordażu!", papug, skarbów (i map z obowiązkowym iksem), kapłanek i klątw voodoo, demonicznych kapitanów widmowych statków, strzelania z armat, chodzenia po desce oraz pojedynków na zagięte szable (wymyślne obelgi obowiązkowe). Prym wiodą tutaj dwie dosyć podobne fabuły wynikające ze wspólnego źródła: seria gier Monkey Island i seria filmów o Piratach z Karaibów. Jedno albo drugie muszę sobie zaaplikować raz na jakiś czas jako odtrutkę na stechnicyzowany, szary i mało romantyczny XXI wiek. Nawet najbardziej chałowata morska opowieść z przygodami jest w stanie mi poprawić humor. Wcale się nie martwię meiliznami fabularnymi i usterkami technicznymi, chociaż małżonek i przyjaciele na kolejnym filmie zasypiają z nudów.

No, to czekam na wasze propozycje :)

_________________
You stay away from my boy's pants or I'll hang ya from my Jolly Roger, ya Jezebel!
Elaine Marley-Threepwood


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 11:21:13 
Offline
Dijkstra
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16.04.2006 @ 22:20:39
Posty: 9301
Lokalizacja: poznański sztejtl
1. Śródziemie (duh!) - pomimo masy fanartów, zawsze czegoś mi brak gdy znowu kończę Władcę/Silmarilion. Pierwsze takie uniwersum z którego aż nie chciało mi się wracać, i takie do którego będę powracał jeszcze przez długi czas

2. The 'Verse z Firefly/Serenity - jak to określono, ten serial to 13 odcinków haju i cała reszta życia na głodzie. I chociaż od czasu gdy po raz pierwszy zetknąłem się z załogą Świetlika obejrzałem "parę" innych seriali, mimo to "Firefly" nadal pozostaje na najwyższym stopniu podium. Autentycznie, to jedyny znany mi serial bez żadnych słabych punktów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wpływ na to miał szybki cancel (serial zwyczajnie nie zdążył obniżyć lotów...), ale who cares.

3. To trochę inna sytuacja, ale sporo bym dał aby móc jeszcze raz przeczytać po raz pierwszy cykl komiksów których bohaterem jest Scott Pilgrim. Jak już wspomniałem, SP jest tym dla filmów o "współczesnych amerykańskich nastolatkach" czym pierwsze serie TBBT były dla amerykańskich sitcomów. Każdy tom jest przepełniony popkulturalnymi aluzjami, świetnymi onelinerami, a i symbolika samej fabuły jest głębsza niż mogłoby się wydawać.




Tak na szybko to tyle. Pomijam tu uniwersa stale rozszerzane (SW) i te, co do których jestem niemal pewien, że będę czuł to samo, ale to pieśń przyszłości (PLiO, Sherlock BBC, Przedksiężycowi, cykl meekhański)

_________________
Casual master race!
Kylo Ren is my favourite Disney princess.
Równanie Nowackiej-Zandberga: 7,55 + 3,62 = 0


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 18:13:45 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 06.08.2007 @ 21:18:33
Posty: 522
U mnie, pokrótce, mniej więcej w kolejności chronologicznej początku fascynacji:

* Będąc dzieckiem chciałem, kiedy dorosnę, zostać Indianinem ;D. Stąd wśród lektur powieści Szklarskiego, Maya, Coopera, Longina Jana Okonia, Yackta-Oya itp. Mimo różnic między autorami traktuję to jako całość. Od bardzo dawna już do niczego z tego nurtu nie wracałem.

* Serial Robin of Sherwood (czyli znów Indianie, tym razem w wydaniu angielskim ;) ), najfajniejsza wersja legendy na ekranie, ze świetną ścieżką dźwiękową Clannadu, najpierw szaleństwo, kiedy szła emisja telewizyjna, później kolejna emisja nagrywana na kasety VHS, i w końcu kilka lat temu kupiłem serial na DVD i z przyjemnością go sobie przypomniałem, do muzyki też czasem wracam.

* Wiedźminland - nuff said, czasem do niego wracam (zwłaszcza do opowiadań), od czasu pojawienia się gier CDP także one, mimo że poza tym grywam rzadko.

To te najważniejsze, stopień immersji w innych światach przedstawionych był już mniejszy, chociaż też chętnie zanurzałem się np. w uniwersie Hyperiona, Dysku, Firefly, kosmosie Ijona Tichego czy ostatnio w Meekhanie i okolicach, w muzycznym świecie Reality Dream Riverside czy w wirtualnym piłkarskim świecie starych już dziś wersji Championship Managera. Tutaj już jednak większego kaca nie było.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 19:49:33 
Offline
Dijkstra

Rejestracja: 20.09.2002 @ 16:21:55
Posty: 7950
Lokalizacja: Łódź
Narsil pisze:
Śródziemie (duh!) - pomimo masy fanartów, zawsze czegoś mi brak gdy znowu kończę Władcę/Silmarilion. Pierwsze takie uniwersum z którego aż nie chciało mi się wracać, i takie do którego będę powracał jeszcze przez długi czas


Już niedługo Hobbit. I mam jeden problem: z jednej strony aż się cała trzęsę, z drugiej obawiam się, że po Hobbicie nie będzie już czego ekranizować i zostanie nam oglądanie w kółko tego samego...

Cytuj:
2. The 'Verse z Firefly/Serenity - jak to określono, ten serial to 13 odcinków haju i cała reszta życia na głodzie.


Dobra. Zachęciłeś mnie. Jestem właśnie na etapie klina i chętnie skorzystam.

Cytuj:
Serial Robin of Sherwood (czyli znów Indianie, tym razem w wydaniu angielskim ;) ), najfajniejsza wersja legendy na ekranie, ze świetną ścieżką dźwiękową Clannadu, najpierw szaleństwo, kiedy szła emisja telewizyjna, później kolejna emisja nagrywana na kasety VHS, i w końcu kilka lat temu kupiłem serial na DVD i z przyjemnością go sobie przypomniałem, do muzyki też czasem wracam.


Dzięki. MUSZĘ sobie to przypomnieć.

_________________
You stay away from my boy's pants or I'll hang ya from my Jolly Roger, ya Jezebel!
Elaine Marley-Threepwood


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 19:55:15 
Offline
Wiedźmin

Rejestracja: 06.08.2007 @ 21:18:33
Posty: 522
Jeśli chcesz, nagram Ci go na DVD.

A Firefly też gorąco polecam.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 19:58:19 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07.08.2004 @ 23:26:02
Posty: 5236
Lokalizacja: Konin
Ha!
1. U mnie niemożność uczestniczenia w wyprawach razem z Tomkiem Wilmowskim przerodziła się w nie lada frustrację ;)
2. Także wiedźmin i jego parszywy świat wciągnął mnie jak bagno.
3. Fallouty* - no cóż - pozmiatane. Do tej pory kocham ponad miarę Fallout, Madmaxy, The Postman czy Kantyczkę :) Nawet Wodny świat mnie pozamiatał a z tego co wiem to zdarza się tylko nielicznym ;) Myślę, że ja urodziłem się o parę lat za wcześnie, bo post-apokaliptyczne klimaty zdecydowanie są moje i ja jestem ich :)
4. Star Trek. Jak skończyłem TNG to nie mogłem normalnie funkcjonować przez ładny kawałek czasu.

*Fallouty bo to od nich zaczęła się moja przygoda z tymi klimatami i do dziś je kocham. Najbardziej jednak cenię "Kantyczkę dla Leibowitza".

_________________
Pomyślcie tylko. Bycie ateistą w depresji jest przesrane: nie ma po co żyć, nie ma po co umierać. ;/


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 20:43:10 
Offline
Dijkstra

Rejestracja: 20.09.2002 @ 16:21:55
Posty: 7950
Lokalizacja: Łódź
Lhunbleidd pisze:
Ha!
1. U mnie niemożność uczestniczenia w wyprawach razem z Tomkiem Wilmowskim przerodziła się w nie lada frustrację ;)


Ha, tell me about it! To był jeden z tych pomniejszych kaców, ale niemniej...

Cytuj:
3. Fallouty* - no cóż - pozmiatane. Do tej pory kocham ponad miarę Fallout, Madmaxy, The Postman czy Kantyczkę :) Nawet Wodny świat mnie pozamiatał a z tego co wiem to zdarza się tylko nielicznym ;) Myślę, że ja urodziłem się o parę lat za wcześnie, bo post-apokaliptyczne klimaty zdecydowanie są moje i ja jestem ich :)


Jeszcze raz - gorąco polecam Metro. Zwłaszcza pierwsze. To jest Władca Pierścieni w świecie post-apo. Wysadza z butów.

_________________
You stay away from my boy's pants or I'll hang ya from my Jolly Roger, ya Jezebel!
Elaine Marley-Threepwood


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 20:43:46 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29.01.2003 @ 16:25:54
Posty: 7116
Lokalizacja: Ankh-Morpork naszego świata/...
Patrząc chronologicznie, na pierwszym miejscu zdecydowanie była Narnia. Miałem wówczas dziewięć lat ale magia tych książek mnie urzekła. I nie chce tak całkiem odpuścić aż do dzisiaj.
Kolejny przypadek to Mistrz i Małgorzata. Dostałem książkę i połknąłem ją w ciągu jednego dnia. Wiedziałem, czym był system sowiecki więc w tym wypadku zupełnie nie miałem ochoty znaleźć się w tamtym świecie.
Ale ile bym dał za choć dwa kolejne rozdziały o Jeszui Ha Nocri ? I regularnie pytam sam siebie, na które miasto przypadnie pora w tym roku.

O Wiedźminie wypowiadać się nie muszę :)

Gry? oj, tutaj było tego naprawdę dużo. Spore wrażenie zrobiła na mnie seria Thief. Dalej Morrowind - do dziś jestem pod wrażeniem tego, z jakim rozmachem pokazano świat, który zmieszczono na JEDNEJ płycie CD. Coś niesamowitego.

Fallout...był i jest bardzo dobry, ale jednak dopiero na trzecim miejscu. Jest to jednak zasłużone miejsce na podiom, ot co!

Na oddzielną wzmiankę jak dla mnie zasługuje Łowca Androidów. Ten film wgniótł mnie w fotel a wizja Los Angeles Ad 2019 jest dla mnie mistrzostwem świata.

_________________
lɔlɔ̃... Mou lon, ogni agbe gne. Edji le djom!
Liga Niezwykłych Dżentelchamów + Brygada Malkawiańskich Cyklistów.

Gdy nastały jesienne dni
jeden drobny gest
zmienił widzenie świata


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 28.08.2012 @ 20:59:17 
Offline
Dijkstra

Rejestracja: 20.09.2002 @ 16:21:55
Posty: 7950
Lokalizacja: Łódź
O tak, Łowca androidów... jeden z nielicznych standalone'ów, które wystarczają za cały cykl. Czy też raczej żal dupę ściska, że nie ma sequela.

Przypomniało mi się - z klimatów fantasy, ciepło też wspominam serię Lyonesse. Chociaż jest w sumie raczej humorystyczna niż epicka, można by o tym czytać i czytać.

_________________
You stay away from my boy's pants or I'll hang ya from my Jolly Roger, ya Jezebel!
Elaine Marley-Threepwood


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 29.08.2012 @ 9:35:55 
Offline
Vesemir
Awatar użytkownika

Rejestracja: 14.07.2004 @ 11:19:42
Posty: 754
Lokalizacja: Poznań
Najsampierw to byłem jeszcze mały i wciągało mnie wszystko, za co się zabrałem. Nie dlatego, że obiektywnie było takie fajowe, tylko dlatego, że było to najlepsze (lub jedno z najlepszych) co kiedykolwiek czytałem. Mogły to być zarówno „Pierogi dla Old Firehanda” Krystyny Boglar, „Księga dżungli” Rudyarda Kiplinga, jak i „Winnetou” Karola Maya. Na szczęście natknąłem się wówczas również na takie rzeczy, którymi bez wahania mogę zarażać dziś córę. Pomimo całej swojej soc-propagandowości „Gruby” Aleksandra Minkowskiego” broni się nieźle. Chętnie wracałem do trylogii Geralda Durrela o Korfu (sam tytuł „Moje ptaki, zwierzaki i krewni” daje czadu).
No, ale to są pozycje, do których tęsknię (i wracam) przez wzgląd na sentymenty do czasów dziecięctwa mego. Jak już byłem duży (197cm) to wciągnęło mnie kilka razy. Z rzeczy uprzednio wymienionych:
Fallout. Do post-apokaliptycznej wizji świata przywiązał mnie on mocniej niż cokolwiek innego (łącznie z mad-maxami).
Wiedźminland – inaczej byśmy nie mieli okazji tu pogadać ;-)
Bardzo wciągnął mnie świat przedstawiony przez Konowała z Czarnej Kompanii. I bardzo zirytowała mnie zmiana stylu tłumaczenia, a później – zmiana narratora. I choć ten świat jest przedstawiony bardzo pobieżnie i wybiórczo (”po łebkach” można rzec), to wracam tam od czasu do czasu.
Dalej będzie tylko hasłami, bo się ściemnia:
- wszystkie „zaginione światy” z cyklu o Conanie
- Star Wars (ale części 4 – 6)
- Szninkiel („Bo ten świat nie ma żadnej przyszłości…” – a ja: w ryk!)
Jak mi się coś jeszcze przypomni, to dokleję.

_________________
Dlaczego tu, na dole, tak dużo wolnego miejsca?


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 29.08.2012 @ 9:59:14 
Offline
Wiedźmin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.02.2009 @ 14:15:54
Posty: 656
Rany, gdy zaczęłam nad tym myśleć, to aż mi się nostalgicznie zrobiło (więc za długo nie myślałam).
Lhunbleidd pisze:
U mnie niemożność uczestniczenia w wyprawach razem z Tomkiem Wilmowskim przerodziła się w nie lada frustrację ;)

- Tak, to był jeden z pierwszych naprawdę wielkich kaców. Poradziłam sobie z nim dość sprawnie, czytając wszystkie Tomki jeszcze raz i jeszcze raz (i dzięki temu do końca zycia nie zapomnę, czym różni się słoń afrykański od indyjskiego, czym wigwam od tipi i jak bronić się przed muchami tse-tse). Zagryzałam Nienackim i dawaj Tomki od początku.

- Potem byli Czterej pancerni (książka!). Przez kilkanaście miesięcy każdy plac budowy był czołgiem, a nielubiany sąsiad - złym nazistą. Kiedy skończyłam książkę, nie marwtiłam się niczym, bo przecież miałam jeszcze ekranizację. A kiedy skończyłam ekranizację, było mi tak smutno, jak tylko ośmiolatce może być smutno. Do tej pory oglądam każdą powtórkę, na jaką się natknę.

- Mniej więcej równocześnie dotarło do mnie, że Małgorzata Musierowicz żyje. To znaczy, że będzie pisać i pisać i nie muszę się martwić, hip hip, hura! A zaraz potem myśl: a jeśli wpadnie pod samochód? To co ja wtedy zrobię? ; )

- Śródziemie. Tu się rozwodzić nie będę: "Drużynę..." wypożyczyłam z biblioteki w piątek po południu, tylko pierwszy tom, bo może okaże się nudne i po co mi kolejne dwa. Łoś. Skończyłam czytać w sobotę nad ranem, do poniedziałku zdążyłam przeczytać dwa i pół raza, bo odstawić nie mogłam. Kac - gigant.

- Po drodze było jeszcze kilka innych (Ania z Zielonego Wzgórza! Sherlock Holmes! Firefly! Pirx!), ale aktualnie bardzo, ale to bardzo poszukuję klina (winny jest pan Moffat i Dr Who, który wżera się w mózg jak upierdliwa pijawka). Nie wiem, może rzeczywiście to Lyonesse?

_________________
pytania


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 29.08.2012 @ 10:08:10 
Offline
Murderatrix
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.09.2002 @ 18:24:13
Posty: 14122
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Mam „kaca” w zasadzie po każdej książce, która mi się podoba. A podoba mi się zaprawdę sporo. Nie jestem chyba zbyt wymagającym czytelnikiem i wciągam wszystko, co mi wpadnie w ręce. No, prawie wszystko, bez zbędnej egzageracji ;)

Te pozycje, które wbiły mi się w pamięć najsilniej, w kolejności, mniej więcej, chronologicznej:
1. Ania z Zielonego Wzgórza. Wchłonęłam, z wypiekami na twarzy, calutką serię. I obejrzałam film ze sto razy. Potem z rozpędu zabrałam się za wszystkie Emilki, ale to już nie było to.
2. Tolkien, oczywiście. Pierwsza pozycja fantastyczna i zakochałam się w tym świecie.
3. Wiedźmin. Ale wciągnął mnie tak, że nie bardzo potrafiłam się odnaleźć w rzeczywistości. Pamiętam, że Haart patrzył wtedy na mnie jak na psychola ;) Po czym sam przeczytał i zassało może nie tak brutalnie jak mnie, ale mocno. Heh, kiedy to było...
4. Kres Feliks i Księga Całości (kto by zgadł ;P)
5. Kay, chociaż to nie świat/światy mnie wciągnęły, ale bohaterowie.
W zasadzie mogłabym tak długo... Uczciwie to jednak serią, która wbiła się najmocniej jest Wiedźmin…
Jak się tak zastanawiam to najsilniejsze wrażenie estetyczno-marzycielskie (omujborze ;>) robią na mnie książki fantastyczne. Ze względu na potrzebę wysilenia własnej wyobraźni i oderwania się w jakiś sposób od rzeczywistości. A ja się lubię odrywać.

_________________
Z poważaniem, Donna Ezena Capo di tutti capi Nazguli Ortografii
And when your heart begins to bleed, you're dead and dead, indeed.


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 29.08.2012 @ 15:14:26 
Offline
Dijkstra
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16.04.2006 @ 22:20:39
Posty: 9301
Lokalizacja: poznański sztejtl
meadwyn pisze:
Narsil pisze:
Śródziemie (duh!) - pomimo masy fanartów, zawsze czegoś mi brak gdy znowu kończę Władcę/Silmarilion. Pierwsze takie uniwersum z którego aż nie chciało mi się wracać, i takie do którego będę powracał jeszcze przez długi czas


Już niedługo Hobbit. I mam jeden problem: z jednej strony aż się cała trzęsę, z drugiej obawiam się, że po Hobbicie nie będzie już czego ekranizować i zostanie nam oglądanie w kółko tego samego...


Nadal jestem zdania, że wbrew obiegowej opinii "Silmarilion" DA się zekranizować. Zresztą, zacytuję sam siebie

Cytuj:
Ale nie jako film, tylko jako serial. No i oczywiście nie całość (konia z rzędem temu, kto zekranizuje Valaquentę czy Ainulindale), tylko wybrane wątki: Feanora, Turina, Berena&Luthien, Hurina (+plus Nirnaeth Arnoediad jako materiał na najlepszą batalistykę ever), może Akallabeth czyli upadek Numenoru. Takie, które mogliby obejrzeć nietolkieniści bez stękania "że mało akcji" i "ekranizacja encyklopedii".
Z drugiej strony, już widzę siebie oglądającego ten serial/film. :D Uprawiałbym takie czepialstwo, że Chemikowa krytyka "GoT" się przy tym chowa. :D


Meadwyn pisze:
Cytuj:
2. The 'Verse z Firefly/Serenity - jak to określono, ten serial to 13 odcinków haju i cała reszta życia na głodzie.


Dobra. Zachęciłeś mnie. Jestem właśnie na etapie klina i chętnie skorzystam.


Kolejna nawrócona. ;) Nawiasem mówiąc, nie słyszałem jeszcze aby "Firefly" się komuś NIE podobało - to chyba jedyny taki wypadek (no, może obok "Rzymu") wśród znanych mi seriali, każdy inny ma jakichś przeciwników.



Uzupełnienie:

Gry komputerowe - takich, do których lubię wracać jest legion, więc ograniczę się do tych, których uniwersum mnie wciągnęło z butami.

seria Might and Magic - początkowo wydawało mi się, że fabuła toczy się w typowym światku fantasy... hmm, tylko co tutaj robią lasery? I statki kosmiczne? Otóż jest to jedno z najlepszych, a na pewno najbardziej rozbudowane, połączenie świata fantasy z s-f. Kto grał, ten zrozumie.

Mass Effecty - Ubisoft wziął to, co w SF najlepsze, wymieszał, przyprawił typowo holywoodzkimi chwytami i w efekcie otrzymaliśmy uniwersum dorównujące stopniem skomplikowania temu z SW czy ST. (acz bliższe zdrowemu rozsądkowi). (Dżibril niech nie czyta dalej) Jedna z tych opowieści, w których liczy się nie stopień skomplikowania fabuły czy jej oryginalność, ale to jak jest ona opowiedziana. Fabuła co prawda nie wychodziła poza "iluzję wyboru", ale przedstawiała ją tak pięknie, iż łatwo było uwierzyć, że ma się wpływ na jej rozwój. I nawet zakończenie, tak znienawidzone przez gierkowy grajdołek, jest wbrew pozorom na poziomie. Trzeba tylko zignorować narosły wokół niego hype i zaakceptować fakt, że niektóre historie mogą mieć tylko jedno zakończenie.

Planescape:Torment - gra, która udowodniła mi, że Dungeons and Dragons nie musi być cukierkowe. Jedyna w swoim rodzaju historia Bezimiennego, który nie ratuje świata przed Złym Nekromantą ani Lordem Demonów, a jedynie stara się odzyskać swoją pamięć. Swoje życie... albo raczej możliwość jego zakończenia. Pierwsza gra, w której przywiązałem się do swoich drużynników. Pierwsza gra, w której z taką uwagą śledziłem ich losy. Pierwsza gra, która kazała mi się zastanowić nad pytaniem; czy człowiek może się tak naprawdę zmienić? Wreszcie, pierwsza gra którą mogłem ukończyć w inny sposób niż zabicie Ostatniego Bossa.

_________________
Casual master race!
Kylo Ren is my favourite Disney princess.
Równanie Nowackiej-Zandberga: 7,55 + 3,62 = 0


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 29.08.2012 @ 17:41:40 
Offline
Villentretenmerth
Awatar użytkownika

Rejestracja: 29.01.2003 @ 16:25:54
Posty: 7116
Lokalizacja: Ankh-Morpork naszego świata/...
Jeszcze na moment co do Blade Runnera:
wyjątkowe wrażenie w moim wypadku wynika także z doświadczenia. Gdy w 2010 roku wylądowałem w Szanghaju, przez pierwsze trzy dni mieszkałem na 30. piętrze.
Drugiego dnia wieczorem, gdy padało, wyszedłem na balkon. Wokół mnie roztaczało się miasto we mgle, rozświetlone wszystkimi kolorami tęczy.
Znalazłem się w tym świecie, nawet jeśli tylko na chwilę. Ale on tam jest.

_________________
lɔlɔ̃... Mou lon, ogni agbe gne. Edji le djom!
Liga Niezwykłych Dżentelchamów + Brygada Malkawiańskich Cyklistów.

Gdy nastały jesienne dni
jeden drobny gest
zmienił widzenie świata


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Post: 29.08.2012 @ 18:34:11 
Offline
Dijkstra

Rejestracja: 20.09.2002 @ 16:21:55
Posty: 7950
Lokalizacja: Łódź
Narsil pisze:
Nadal jestem zdania, że wbrew obiegowej opinii "Silmarilion" DA się zekranizować.


A, prawda. Zresztą, z Silmarillonu pochodzi kilka moich ulubieńszych wątków, które też pięknie muzycznie zilustrował Blind Guardian (np. upadek Gondolinu). Jakby zrobili serial i wykorzystali kilka tych kawałków BG, to zaczęłabym chyba rzygać tęczą ze wszystkich otworów :D

Cytuj:
Planescape:Torment - gra, która udowodniła mi, że Dungeons and Dragons nie musi być cukierkowe.


O, fakt. Planescape jest jedyne w swoim rodzaju. Jedna z tych gier, gdzie fabuła jest ważniejsza od farmingu i nawalanki (zresztą, tam się farmingu prawie nie da uprawiać). I bardzo, bardzo żałowałam, że nigdy nie powstał żaden sequel.

sepulka pisze:
Nie wiem, może rzeczywiście to Lyonesse?


Lyonesse ma w sobie to coś, co się rzadko udaje: połączenie humorystycznej fantasy z epicką. Raz jest śmiesznie i nawet autoparodystycznie (to, jak sobie autor pojechał po królach i czarodziejach, do dzisiaj mnie bawi, a jego wersja poszukiwań św. Graala zasługuje na osobną kartę w historii gatunku), ale zaraz potem robi się bardzo poważnie i ciary przechodzą po plecach. Tak i śmiesznie, i strasznie.

(Podobne coś udało się zresztą osiągnąć w Monkey Island, szczególnie w ostatniej - nagle pośrodku typowo zabawowej fabuły robi się dosyć ciężko i poważnie, żeby nie powiedzieć demonicznie, a pod koniec rozdziału IV "Tales" to się można zwyczajnie poryczeć. Kto grał, ten wie, kto nie grał, nie będę spojlerować jednego z największych zaskoczeń, jakie można sprezentować graczowi w przygodówce. Ale spróbujcie sami. Końcówka jest po prostu epicka i zdecydowanie nie żartobliwa.)

_________________
You stay away from my boy's pants or I'll hang ya from my Jolly Roger, ya Jezebel!
Elaine Marley-Threepwood


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 59 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group