Tak sobie trafiłem na post Narsila i akurat kartkuje sobie zainspirowany wizytą kolegi w Budapeszcie "Gulasz z Turula" Vargi (cudowna książka swoją drogą, jeśli ktoś kocha węgierskość i Węgry). Wszyscy oczywiście znają pewnie ten kawał:
W 1941 roku Węgry, będące wtedy w sojuszu z III Rzeszą, wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym. W gabinecie prezydenta Roosevelta miał się odbyć taki oto dialog:
Ambasador Węgier: Szanowny panie prezydencie, z największą przykrością muszę pana poinformować, że z dniem dzisiejszym Węgry wypowiadają wojnę Stanom Zjednoczonym.
Roosevelt: Węgry? Co to za kraj?
Ambasador: To jest królestwo, panie prezydencie.
Roosevelt: Królestwo? A kto jest tam królem?
Ambasador: Nie mamy króla, panie prezydencie.
Roosevelt: To kto tam rządzi?
Ambasador: Admirał Miklós Horthy.
Roosevelt: Admirał? Ach, więc będziemy mieli przeciwko sobie kolejną flotę!
Ambasador: Niestety, panie prezydencie, Węgry nie mają dostępu do morza i w związku z tym nie mają floty.
Roosevelt: O co więc wam chodzi? Macie z nami jakiś konflikt terytorialny?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Węgry nie mają roszczeń terytorialnych wobec USA. Mamy konflikt terytorialny z Rumunią.
Roosevelt: A więc prowadzicie także wojnę z Rumunią?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Rumunia jest naszym sojusznikiem...
Narsil pisze:
Ludzie mnie zadziwiają. Otóż mam ci ja na studiach koleżankę, będącą żywym dowodem na Chemikową tezę o "skażeniu prawicowym"*. Antysemityzm, zażarta nienawiść do wszystkiego, co żyje pomiędzy Polską a Rosją (ze szczególnym uwzględnieniem Ukraińców), fanatyczny nacjonalizm i tego typu atrakcje: gdyby nie jej ateizm i antyklerykalizm byłaby wzorcowym modelem Młodej Wszechpolki.
Bo właśnie na Węgrzech pełno takich WszechWęgrów, znacznie szerszy zasięg zjawiska niż u nas. A z tym ateizmem i antyklerykalizmem to przecież wcale tak bardzo nie odstaje od modelu wzorcowego Wszechpolaka i Wszechpolki. Masz tam wielu neopogan np. , albo tradsów atakujących obecny Kościół z pozycji antysemickich właśnie, albo ludzi traktujących wyznanie czysto mechanicznie dopóki jest przydatna politycznie w jakimś większym projekcie polityczno - kulturowym.
Cytuj:
Ale ja nie o tym - otóż ostatnio gadaliśmy trochę o powstaniach (bo co jak co, ale na historii się zna naprawdę dobrze) i gdy rozmowa zeszła na powstanie wielkopolskie, to szczęka mi opadła. Otóż usłyszałem, że zasadniczo nie powinno być ono uznawane za "pełnoprawne powstanie" (?), bo co to za sztuka wygrać, gdy startuje się z wygranej pozycji.
Przesadziła trochę z tą oczywistością wygranej pozycji.
Cytuj:
i że Wielkopolanie mają jakieś dziwne kompleksy na jego punkcie, a ci pragmatyczni (to miała być obelga) Poznaniacy to już w ogóle powinni siedzieć cicho.**
A to jest dziwne bo wszak Poznańskie i Wielkopolska to matecznik endecji (i co za tym neoendecji) zawsze był.
Cytuj:
Autentycznie mnie zatkało. Serio. Nie trawię powszechnych gdzieniegdzie memów o "kompleksach narodowych" i "kulcie porażek", ale to jest nieporównywalnie gorsze przegięcie.
Ale trochę tak jest. W naszym dyskursie historycznym dominuje paradygmat romantyczny (nie mówię o historii w sensie dyscypliny naukowej na Uniwerku, tylko o historii w sensie Jasio w 5 klasie i pan Ziutek w pijalni piwa, albo pani Jadzia ogląda "Czas Honoru"). Jakikolwiek sens ma to dla mniej więcej 20% objętości naszych 1000- letnich dziejów to insza inszość. Ale ja nie o tym, bo pod tym względem to takim Węgrom nie zaimponujemy. Węgrzy są takimi stereotypowymi memetycznymi "moralnymi wygranymi" Polakami, tylko że znacznie bardziej (nie bez przyczyny węgierskie dzieciaki robią te wszystkie filmiki na you tubie, z ważnym akcentem "mieliśmy w Europie tylko jednych braci - Lengyel / Polaków", "Wspólne dzieje narodów "szlacheckich" pośród narodów "chłopskich"" etc.. ;-)). Sto dwadzieścia lat zaborów i niewoli? Węgrzy mieli trzysta pięćdziesiąt. Nieudane powstania? Węgrzy - powstania co kilkadziesiąt lat przez dwa i pół wieku. Utrata Kresów (w zamian Śląsk, kawałek Łużyc i Pomorze)? Węgrzy 2/3 kraju (w tym wszystkie ważne miasta poza Budapesztem) i nic w zamian etc.. A obecni Polacy - bratankowie na widok książki o historii węgierskiej marynarki wojennej rechoczą (co było kiedyś na naszym forum), bo nawet nie wiedzą, że terytorium Wielkich Węgier obejmowało Dalmację z jej wybrzeżem. Zresztą jak bratanek - Polak widzi sztandar Arpadów to myśli, że to kibice Cracovii na Węgrzech. Znikąd pociechy, pozostaje nostalgia i kult porażki jako moralnego zwycięstwa, no i trauma Trianon niesamowicie powszechna nawet dzisiaj.
Cytuj:
Jeżeli takie podejście jest powszechne poza Wielkopolską - a mam szczerą nadzieję, że tak nie jest - to ja nie mam więcej pytań.
Myślę, że Powstanie Wielkopolskie jest słabo znane obecnie. Mimo, że były wszak obchody oficjalne i że nawet dodatki do gazet jak książka przy Newsweeku. W PRL-u zarówno wielkopolskie, jak i wszystkie trzy śląskie były znacznie bardziej rozreklamowane zarówno w popkulturze, jak i tożsamościowej narracji. Teraz akcenty przesunięto zdecydowanie na wschód.