Enzo pisze:
[...] Sapkowski nadal zachował to co chyba u niego najlepsze czyli język i dbałość o szczegóły ale jeśli chodzi o forme literacka to od "Narrenturmu" jest coraz gorzej..
Książkę czytałem niedługo po jej wydaniu. Uczucia miałem mieszane, nie to żebym był zawiedziony, co to, to nie. Na powtórne czytanie sagi nie miałem jeszcze ochoty. Na czytanie po raz chyba trzeci opowiadań, które preferuje bardziej od sagi również. Byłem bodajże świeżo po lekturze Maladie, a Rękopisu nie mogłem nigdzie zdobyć, SH nie wzięła mnie na tyle, żeby wydawać 80 zł na dwa kolejne tomy (pierwszy zdobyłem cudem w bibliotece), więc cieszyłem się, że będę mógł przeczytać coś nowego, świeżego, kiedy w ręce, za sprawą przyjaciół i urodzinowej okazji, wpadł mi nowy produkt AS. Tak właśnie, nie twór literacki, a produkt do tego produkt mało solidny, abstrahuję tu od okładki czy jakości wydawnictwa, w zasadzie nie warto tego nawet komentować, choć widziałem i gorzej wydane książki. Co do treści to jak ktoś trafnie określił lekcja historyczno-lingwistyczo-etnograficzna została odrobiona na 6-stke, ale cóż solidne podstawy w postaci profesjonalnie zgromadzonych materiałów to jeszcze nie wszystko. Jeśli chodzi o język, dialogi i cały styl, to wszystko co dawniej było świeże i zabawne, z czasem się niestety przeterminowało. Pod koniec lektury kiedy na scenie pojawili się polscy żołnierze, jakieś "kermity" i drętwe jak trzy dniowy trup teksty typu "kij mu w Rospudę", czy władcomuchowe "ja pierdziu" całość zaczęła cuchnąc dobrze przegniłą literacką padliną, lub jak kto woli zalatywać Pilipiukiem w najgorszym wydaniu... (mam nadzieję, że ewentualni fani mi wybaczą).
A przecież zaczęło się nieźle. Początek był solidny, później też całkiem nieźle, czytało się gładko i przyjemnie, choć fakt kalka, przezierała czasem dość widocznie. W wątkach fantastycznych, może nieco się autor pogubił, były dość topornie wplecione w akcje, do tego retrospekcje, całość przypominała momentami groch z kapustą, który jednak do pewnego momentu był zjadliwy dopóki autor nie okrasił go "pierdziami" i "kermitami" oraz co gorsza licznymi błędami stylistycznymi, które bardzo popsuły obraz książki w moich oczach. Sapkowski nigdy nie był fanatykiem poprawności językowej, ale dotychczas jakoś ten jego potoczny-gawędziarki styl, bazujący na popularnych powiedzonkach, slangu, pop-konstrukcjach językowych nie raził, wręcz przeciwnie, w Żmiji po prostu przesadził, trywialnie mówiąc "przegiął pałę".
Motyw żmiji-medium-kanału był akurat najciekawszy, świeży, nowy. Całość oceniłbym może na jakieś 3+. Nie była to wszakże książka, po która ma się ochotę sięgnąć ponownie. Czytało się ogólnie przyjemnie, ale raz wystarczy w zupełności.
Może następnym razem Sapkowski zabierze nas na stację Międzynarodową Stację Kosmiczną, żeby rozwiązać jakaś fantastyczno-kryminalną zagadkę, a zamiast żmii, będzie tajemnicza kosmiczna łuna lub wabiący w głąb kosmosu świetlny punkcik rodem z Lema... Szczerze to nieco się obawiam tego jak kolejna książka AS będzie wyglądać. Bo pisarz na pewno nie wypalił się, podczas spotkania z nim na żywo można zaobserwować żywy umysł serwujący zjadliwo-wkurzający humor czyli najlepsze rzeczy potrzebne do powstania dobrego fantasy typu "sapkowego", ale niestety we wszystkim największą rolę gra kasa i to ona odcisnęła najsilniejsze piętno na Żmii.