Dobrze, że piszę pod Hagarem, jako że to on, zdaje mi się, był wyrazicielem tezy o braku możliwości wykorzystania toposu Wielkiej Matki w "Żmii". Jeśli nie, to pardon me.Przeczytałam. Co do tego, że nie jest to powieść, a dłuższe opowiadanie nie mam żadnych wątpliwości. Jakiejkolwiek formy by jednak AS nie przyjął, spodziewałam się czegoś lepszego. "Wiedźmina" czytałam z zapartym tchem, niepomna jedzenia, picia i spania. "Żmiję" po prostu czytałam.
Pomijam dialogi - o rzeczach oczywistych wszak mówić nie trzeba - które były, jakie były. Bardziej niepokoi mnie fakt refrenów, które powtarzane zbyt często tracą swój urok i głębię. Ład, Chaos... Rola kobiety... Matczyny surogat... to było dobre w ustach bohaterów wiedźmińskich, w myślach Lewarta denerwowało raczej i trąciło domorosłą filozofią. Chyba, że AS zabrnął tak głęboko w intertekstualność, że toczy dialog literacki z własną twórczością. Ta teza upada jednak, albowiem nic nowego rzeczone nawiązania nie wnoszą.
Nie jestem fanką prozy wojennej, fachowe słownictwo robiło na mnie niewielkie wrażenie, jako że się na tym nie znam. Lepiej poczułam się przy szamszirach i talwarach.
Hagar pisze:
Myślę, że odbiór byłby inny gdyby opowiadanie było częścią zbioru opowiadań, a nie samodzielną pozycją. Wydanym może w formie ostatnich Wędrowyczów, czyli dłuższe opowiadanie plus 2-3 krótsze.
Zgadzam się w całej rozciągłości.
Efekt ogólny: bez szaleństw.