Padawan pisze:
Lukas patrzy na temat etyki lekarskiej z perspektywy lekarza, nie pacjenta. Reszta dyskusji wręcz odwrotnie. Koszula bliższa ciału.
Sorry, ale etyka lekarska, to właśnie jest etyka lekarzy, nie pacjentów, czy społeczeństwa. Z tego powodu nie powinno być zaskoczeniem, że jest interpretowana z punktu widzenia tej grupy zawodowej. Po prostu jest stworzona do stosowania przez medyków, co więcej, jest przez nich definiowana (oczywiście mam na myśli Kodeks Etyki Lekarskiej).
Łopatologicznie: jest sobie pewna grupa ludzi, którzy dochodzą do konsensusu w sprawie podstawowych wartości etycznych, które podzielają, zapisują je i postanawiają przestrzegać. Nie wiem, dlaczego ludzie spoza tej grupy przyznają sobie prawo do mówienia, że te spisane zasady są złe, nieprawidłowe i należy je zmienić, a w ogóle ich autor miał co innego na myśli.
Nie rozumiem skąd ten atak - Nocty, Cintryjki, Nixx - na klauzulę sumienia zgodną zarówno z zasadami etycznymi (KEL), jak i mającą umocowanie w prawie powszechnym (UoZL). Dlaczego uzurpujecie sobie prawo, żeby mówić innym, co mają robić, tylko dlatego, że Wam tak pasuje, że dla Was będzie to wygodniejsze, czy zgodne z Waszymi poglądami. Jakie macie inne podstawy do negowania rozwiązań wypracowanych przez dziesiątki lat, przez prawników i etyków, uwzględniających interes obu stron? To jest dopiero jednostronne, wybiórcze podejście - uznawać tylko te prawa, które Wam pasują, negować te, które stanowią dla Was ograniczenie.
Bardzo trudna jest dyskusja z oponentami, którzy nie przyjmują (nie chcą, nie potrafią?) argumentów podanych wcześniej. Czy powtarzanie argumentów, które zostały przedyskutowane ma na celu "zmęczenie przeciwnika"? O, na przykład:
Nixx pisze:
Nikt nie kwestionuje że to dobry szpital w specjalizacji położnictwa. Problem polega na tym, że nie ma tam kadry, która mogłaby wykonać legalną aborcję. Czy w tej sytuacji pacjentka rzeczywiście ma się udać "byle gdzie" by przeprowadzić zabieg? Została naruszona procedura - lekarz nie wskazał równie fachowej placówki, bo jak twierdzi - "nie zna". Powinien znać, zobowiązuje go do tego etyka lekarska.
Przecież już pisałem, że widzę problem dostępności do legalnej aborcji. Sam jestem za tym, żeby pacjentka nie udawała się "byle gdzie", tylko tam, gdzie będzie udzielone jej należne świadczenie.
I druga sprawa, też wyjaśniana: postępowanie profesora Chazana (potencjalne naruszenie zasad skorzystania z klauzuli sumienia), nie może być argumentem przeciwko temu zapisowi. Pisałem też zresztą, że to "wskazanie realnej możliwości" w praktyce nic obecnie pacjentce nie daje, a już na pewno nie daje gwarancji znalezienia odpowiedniej placówki. I to jest rzeczywisty problem. Ale to też już pisałem i jak widać nie do wszystkich trafiło.
Tak samo trudno dyskutuje się, gdy adwersarz przekręca znaczenie wypowiedzi, dopisuje do nich dodatkowy sens, dokonuje swojej skrzywionej interpretacji.
Cintryjka pisze:
Miałam się już nie wypowiadać, ale skoro Lukas próbuje uciekać się do erystyki, coś jeszcze DODATKOWO wyjaśnię (choć też mi się zdawało, że jaśniej już nie można...).
Lucas pisze:
W przypadku wizyty prywatnej jest zupełnie inaczej - to lekarz z pacjentem umawia się na określony zakres świadczeń za określone wynagrodzenie. Wtedy rzeczywiście - jeśli przyszłaś do lekarza np. wyłącznie po leki antykoncepcyjne, a on powołał się na klauzulę sumienia, to nie musisz za taką wizytę płacić.
Powiesz mi, że tego nie napisałeś? Jak również nie napisałeś wcześniej, że jeśli jedyny szpital w mieście jest oklauzulowany na wzór placówki prof. Chazana, to pacjentka ma jechać do innego miasta, żeby mieć możliwość otrzymania recepty bez płacenia za prywatną wizytę? I że w efekcie tylko w prywatnym gabinecie może wymagać od lekarza wypisania pigułek, a w przeciwnym razie ma prawo zabrać pieniądze?
Pomijając fakt, że nawet w prywatnym gabinecie pacjentka nie może od lekarza "wymagać wypisania pigułek", wypowiedź w oczywisty sposób odnosiła się do kwestii formalnych założenia "płacę i wymagam". Owszem, jeśli lekarzowi płaci to może wymagać, a raczej, jeśli jej wymagania nie zostaną spełnione, to nie musi nic płacić. Jeśli płaci ubezpieczycielowi, to opłaconych świadczeń powinna wymagać od tego ubezpieczyciela, nie od lekarza, z którym łączy ją wyłącznie stosunek lekarz-pacjent, a nie klient-usługodawca. Mam nadzieję, że to jest jasne.
Cintryjka pisze:
A jednak dziwisz się:
Lucas pisze:
(czy ja gdzieś dzielę pacjentki na lepsze i gorsze? każę iść do gabinetu prywatnego? WTF???).
Gdy jest to bezpośredni, logiczny wniosek z zaprezentowanego przez ciebie poglądu? Zaprzeczysz, że jeśli pacjentka nie chce lub nie może grać w ruletkę z nieokreśloną liczbą publicznych placówek służby zdrowia, to - przyjmując twoje zapatrywanie na tę kwestię - jedyną alternatywą jest dla niej wizyta prywatna? I z tego nie wynika według ciebie, że biedne pacjentki są w gorszej sytuacji? Ani razu nie posłużyłam się wobec ciebie argumentem ad personam.
Chyba znamy jakąś inną logikę w takim razie. Lekarz w prywatnym gabinecie ma takie samo prawo do skorzystania z klauzuli sumienia, jak ten w przychodni publicznej, więc to żadna alternatywa. Naprawdę, trzeba mieć strasznego pecha, żeby "grać w ruletkę w nieokreśloną liczbą publicznych placówek służby zdrowia" w kwestii antykoncepcji - bo o tym przecież piszemy. Gdyby tak rzeczywiście było (załóżmy, niechby 90% ginekologów odmawiało), to byłby realny problem, wymagający podobnych rozwiązań, jakie proponowałem odnośnie aborcji (np. lista lekarzy, o których można te leki uzyskać). Obecnie proporcje są odwrotne. Ilu lekarzy podpisało deklarację wiary? 4%?
I jeszcze jedno: przyznanie, że biedne pacjentki są w gorszej sytuacji, a dzielenie pacjentek na lepsze i gorsze, to różnica jak między szafą i szafotem. Nie wierzę, że tego nie dostrzegasz. Na dodatek piszesz, że nie widzę w tym problemu - a skąd Ty wiesz, jakie problemy ja widzę? Gwarantuję Ci, że problem ubóstwa niektórych pacjentów, których nie stać na odpowiednie leczenie, dostrzegam dużo wyraźniej od Ciebie - zresztą też już o tym pisałem, ale musiałaś to "przeoczyć", żeby - jakże wygodnie - postawić mnie w negatywnym świetle pazernego na kasę i nieczułego na ludzką niedolę lekarza.
W ogóle sugestia, że różnicuję pacjentów wg ich stan majątkowy, jest obrzydliwa i obraźliwa.