Hayabusa pisze:
Z Norwegią mamy w sumie trochę wspólnego. A konkretnie geografię ( kontynenty się zgadzają ) oraz przynależność do NATO.
Norwegia była w pierwszej połowie XX wieku najbiedniejszym krajem Europy, biedniejszym od nas. Wspólnego mamy mało, nie dlatego, że oni teraz mają ropę i gaz, tylko dlatego, że nie chce się nam (METAFORYCZNIE, ZANIM SIĘ KTOŚ OBRAZI!) tego przemyśleć, podobnie jak jest z przemyśleniem choćby kryzysu globalnego czy mechanizmów rynków. Naszym elitom konkretnie i naszemu dyskursowi. Oczywiście jest mnóstwo wyjątków i już z tym jest lepiej niż było. Powszechne przekonanie o totalnej bezalternatywności modelu rozwoju i modernizacji. Podstaw coś innego np. Finlandię, która po rozpadzie Sowietów była gospodarczo w totalnej dupie, a teraz jest liderem innowacyjności i konkurencyjności, a zarazem ma na klasyczne welfare state. Ze wschodem porównania są o tyle trudne, że na wschodzie i południu poza Słowenią (i może Czechami, ale to baaaardzo dyskusyjne) wszędzie dyskurs był mniej więcej taki jak u nas, więc wszędzie przyjęto bezalternatywność modelu rozwojowego i obudowało się to podobnymi narracjami. To prawda, że sporo osiągnęliśmy, ale koszty uzyskania też istnieją. I różne patologie, które przybrały formę normy, a przecież nie chcemy być "dzikim krajem". Zwłaszcza, że jeśli idzie o umowę społeczną czy tradycję polityczną i szybki rozwój mamy piękne tradycje historyczne, o czym choćby u Jasienicy poczytamy;-) Niestety importowaliśmy sobie króla, o chichocie historii z skandynawskiej Szwecji (stoi teraz na kolumnie w Warszawie), który tego nie kumał i choć zostawił supermocarstwo (ale też i dostał do rządzenia podówczesne europejskie supermocarstwo) i potencjalnie oraz realnie dość bogaty kraj, choć nie brakowało mu pewnych talentów i charyzmy przywódcy to nieświadomie podpalił fundamenty rozwojowe i właśnie model umowy społecznej co sumarycznie doprowadziło (upraszczam bardzo, wiem) do upadku państwa i zapóźnień cywilizacyjnych względem Północy i Zachodu. Mamy zalążek demograficznych kłopotów i to nasze pokolenie wyżu będzie próbowało się z nim mierzyć (już próbuje) i o to się rozchodzi. Gada się o tym dlatego, że dla niektórych wybitnych postaci naszego życia publicznego ważniejsze od dzietności i poczucia bezpieczeństwa zdają się być prowizje menadżerów funduszy i własne fiksacje ideologiczne.
Cytuj:
No chyba że jako wzorce - to nie jest głupie, ale zdajmy sobie sprawę z różnic.
Zgoda! Pełna zgoda! Ale najpierw trzeba w ogóle się zastanowić nad tym czym są te różnice. A my (nie w sensie Ciebie, mnie czy kogokolwiek, tylko w sensie jak to u nas wygląda dyskurs mediów i polityków) wdrukowaliśmy sobie, że to są mięczaki zepsute socjalem, które nieuchronnie zbankrutują i tak dalej. W ogóle rzetelnie odmówiliśmy refleksji nad umową społeczną w pewnym momencie. I ok. To jest jeszcze ok. Bo taka była moda intelektualna, Konsensus Waszyngtoński, MFW, mobilność, dyspozycyjność i tak dalej. To było wtedy coś co wydawało się bezalternatywne i choć biedy pojawiło się sporo, choć z poczuciem bezpieczeństwa i alienacją pracy różne bywało, to jednak słupki rosły, gospodarka się jednak rozwijała. To jest ciągle w miarę ok (choć atrofia empatii jest czymś zaskakującym moim zdaniem, jeśli się pamięta przełom lat 80tych i 90tych i jak ludzie wtedy myśleli). Ale myśmy odmówili refleksji (znowu metaforycznie, bo przecież nie wszyscy; nawet sporo sensownych rzeczy można poczytać) po tym jak ta podstawa naszej wiary się wykrzaczyła i zawaliła, gdy bankrutował Lehman Brothers, gdy było słynne przesłuchanie Alana Greenspana przed Kongresem, gdy dużo lepiej wiemy jak wyglądają rynki, fundusze ryzyka, gdzie można sobie wsadzić innowacyjne instrumenty pochodne. Gdy więcej wiedzieliśmy o przekrętach i egoizmie elit nowych finansów, czy zwykłym, banalnym wyzysku. A my (znowu piszę metaforycznie, bo chodzi o Tomasza Lisa, Pochanke, czy Dominikę Wielowieyską czy z drugiej strony barykady np. Rafała Ziemkiewicza - to tylko przykłady; bo w takich sprawach akurat mówią to samo żołnierze z obu stron wojny polsko - polskiej) dalej ględzimy swoje. Deregulować, komercjalizować, ciąć i tak dalej. Są już teraz oczywiście jaskółki powtórzę się jakiegoś większego pluralizmu chociaż, do innej refleksji. Ale może warto zastanowić się chociaż nad samym modelem cywilizacyjnym, nad naszymi nietykalnymi dogmatami (który ja lubię nazywać paradygmatem neoliberalnym) jak tym o "przeroście państwa socjalnego". Na przykład pod kątem problemu dzietności, demografii, wykluczenia społecznego, transportu publicznego. Przyjazności otoczenia społecznego dla normalnego, fajnego życia tak po prostu i rozwoju. Tzn. jak zagospodarowywać to nasze bogactwo, żebyśmy faktycznie byli państwem dobrobytu, w pełnym tego słowa znaczeniu bez przydomków pisanych w żalu typu "dziki kraj". No i na marginesie żeby jak znowu przyjedzie do Polski Naomi Klein, żeby Gadomski się tak chamsko nie zapluł jak była ostatnio, bo to psychopatyczne i obora jednak.
Cytuj:
A ja myślę o krajach które mają o wiele bardziej pod górkę.
Jasne. Ale warto tego nie spierdzielić.
Cytuj:
I o tym dlaczego to Gates powinien być świętym lewicy.
E nie widzę podstaw. Mógłby być świętym godnego szacunku, starego dobrego klasycznego liberalizmu (który na przykład w znacznej części tej tradycji jest mi bliski), czy też z innej mańki takiego protestanckiego starego kapitalizmu. Natomiast piszę to bez cienia ironii świętym neoliberalizmu w Polsce powinien być Andrzej Lepper. Bo jego populistycznym, durnym "Balcerowicz musi odejść" wszelka dyskusja o paradygmacie neoliberalnym w Polsce wśród inteligencji była już w zasadzie niemożliwa.
Hayabusa pisze:
Nie moja wina, że przestałem rozumieć polskie narzekanie po zobaczeniu jak może wyglądać nędza poza granicami naszego pięknego
Stary w Polsce niestety też bywa nędza. Jasne, że nie jest to Sudan czy Somalia, ale bywają staruszki proszące o wykupienie recepty na leki na krążenie (przecież to nas upokarza jako naród, takie sytuacje; i kolejny kamyczek - paradoks mamy równocześnie najdroższe i najtańsze leki w UE). Dane z badań żony Tomasza Piątka o biedzie w Łodzi ("Czy wiecie ile dzieci nie ma łózka?") są jak by to ująć szokujące. Hania Gil Piątek musiała się przekopać przez całą masę prac, które są nie tylko poważne, ale i ponure (między innymi badania pani profesor Warzywody-Kruszyńskiej, podaję dla zainteresowanych). Jak się domyślam nędze, niewyobrażalną dla nas widziałeś w Chinach. Stary rozumiem Cię i przybijam Ci empatyczną piątkę i znak pokoju. Rok po operacji Burza jechałem przez Kraijnę na wakacje i to było przerażające. O to się rozchodzi w tym wszystkim, że widzisz tą nędzę i strukturalną niemożność wydobycia się z niej w Indiach, ChRL czy Brazylii (ostatnio czytałem wywiad z jednym brazylijskim piłkarzem z Kielc w magazynie Futbol, cytat niedokładny "W Polsce uważa się, za średniaka kogoś kto ma samochód, telefon komórkowy i ma gdzie mieszkać, w Brazylii to ktoś kogo stać na jedzenie dla własnych dzieci i może jakąś edukację"), a potem mówią Ci, że Indie, ChRL i Brazylia to są wzorcowe gospodarki wschodzące i powinniśmy brać przykład. I albo się tych obszarów nędzy nie widzi, albo twierdzi, że trudno to niezbędna cena do zapłacenia. Kwestia wzorów właśnie. I mam wrażenie Hayabusa, że wbrew pozorom Ty i ja piszemy tu mniej więcej to samo. A właściwie o to samo nam chodzi.