Uwaga generalna: to poniżej, to jest po prostu zapis snu i powinien właściwie być w stosownym topiku w Kramie, ale że jest spory i trochę wygładzony więc zamieszczam go tutaj.
W zwiazku z powyższym może wydawać się nieco dziwny czy w ogóle dziwnie napisany - w razie czego słuzę pomocą.
Ponieważ to sen nie jest to ścisle opowiadanie, ale mimo wszystko będę wdzięczny za głosy krytyki - moze kiedyś dzięki temu dam radę napisać coś dorzecznego.
So, here we go!
POWRÓT
Było już późne popołudnie, gdy wpływaliśmy do portu. Ciężkie chmury wisiały nad granatowym morzem, zwiastując nadchodzący w ciągu kilku dni sztorm. Powracaliśmy po ponad sześćdziesięciu dniach, spędzonych samotnie na wrogim oceanie.
Przetrwaliśmy.
Samochód zaparkował przed domem, drzwi otworzyły się i ruszyłem prosto do drzwi Jej domu. Po dwóch miesiącach wróciłem.
Domek w którym Ona mieszka jest niewielki, szary, z drobno ciosanego kamienia, taki jak niemal wszystkie w miasteczku. Poprawiłem jeszcze krawat i czapkę i zastukałem. Serce naprawdę zabiło mi mocniej, gdy otworzyła.
-Witaj!- uśmiechnąłem się jak najszerzej.
-Nareszcie! Nareszcie jesteś, nareszcie....-rzuciła mi się na szyję, objąłem Ją jak mogłem najdelikatniej, nie chcąc do reszty maltretować kwiatów.
-Proszę, dla Ciebie, zdążyłem jeszcze wpaść do kwiaciarni. –wręczyłem ten śmieszny bukiecik- Zaręczam, nikt z nadbrzeża go nie rzucał.
-Dobrze, wejdź, proszę.
Po dwóch miesiącach mogłem zjeść z Nią kolację przy świecach i butelce wina. Znów wróciłem i znów czekała mnie nie przespana noc.
Muszę tutaj dorzucić kilka szczegółów. Po pierwsze, widujemy się niezbyt często i nigdy nie wiadomo, kiedy wypadnie następny raz. Oboje to dobrze rozumiemy. Ona nie jest młodą gąską, wygląda na trzydzieści lat ( nigdy nie pytałem. Po co? ), niezwykle podobna do Edyty Olszówki. Przynajmniej jeśli chodzi o głos i wygląd, bo skąd wzięła charakter- tego nie wiem. Nigdy nie pytałem. Po co?
Następnego dnia obudziliśmy się późno, ani Ona ani ja nie musieliśmy się śpieszyć do nikąd. Napięcie ostatnich dwóch miesięcy znikło i znów byłem przy Niej.
Obudziła się. Spojrzała na mnie i tak sobie leżeliśmy, wpatrzeni w siebie.
-Powiedz mi cos miłego- poprosiła. Fakt, wczoraj nie mówiliśmy zbyt dużo, z jednej strony wreszcie razem, z drugiej – sami wiecie. Te dwa miesiące były naprawdę ciężkie.
-Kocham Cię – nie jestem za dobry w prawieniu komplementów. Po kilku dniach, gdy odżywałem, tak. Ale nie teraz.
-Tylko tyle? – łatwa do przewidzenia odpowiedź.
-Nie potrafię bez Ciebie żyć- podniosłem się – Jesteś jedna jedyna.
-Naprawdę ? – spojrzała na mnie, w Jej błękitnych oczach odbijał się ocean – naprawdę jesteś tego pewien ?
-Tak. – przełknąłem ślinę – wiem, nie umiem być oryginalny. Ale, ale spróbuję. Kocham Cię całą. Twe jasne włosy.- tak delikatne pod dotykiem dłoni...
-I co jeszcze? – wstała.
-Twoje oczy. Tak błękitne. Błękitne, głębokie, tak głębokie, że... – nie był to najlepszy pomysł.
-Aha. – spojrzała mi prosto w oczy – Jasne. Wiem, o co Ci chodzi. Idę stąd. Nie sil się, naprawdę – spojrzenie stało się zimne – nie musisz NIC więcej mówić, ani słowa.
-... – Wiedziałem. Nie tak, jak trzeba, powiedziałem nie to co trzeba. Można powiedzieć wygadałem się... Moje słowa od tego momentu nie mogły już pomóc w żaden sposób, nie dziś.
Ubrała się i wyszła, po prostu.
Siedziałem jeszcze przez parę minut. W końcu wstałem, narzuciłem płaszcz, zabrałem czapkę. Ruszyłem do wyjścia, obok samochodu jak zwykle stał kierowca i kończył kolejnego papierosa. Jednym spojrzeniem ocenił sytuację, rzucił niedopałek na ziemię.
Mijając go rzuciłem to jedno, nawet niepotrzebne słowo- Wracamy – i wsiadłem.
Zamknęły się drzwi, zamknąłem oczy. Myślami wbiegałem już na trap.
Nadchodził sztorm, znów ruszałem na morze.
_________________ lɔlɔ̃... Mou lon, ogni agbe gne. Edji le djom! Liga Niezwykłych Dżentelchamów + Brygada Malkawiańskich Cyklistów.
Gdy nastały jesienne dni jeden drobny gest zmienił widzenie świata
|